Rozdział 11

503 74 16
                                    

Sierra 🏔

Nie byłam pewna, jak właściwie dałam się namówić na coś takiego.

Siedziałam na dość wygodnym fotelu w uroczym gabinecie, a Knox zajął miejsce tuż obok. Wyglądał trochę tak, jakby ktoś usadził go na przesłuchaniu w biurze FBI, spięty na fotelu wepchniętym praktycznie w sam kąt pomieszczenia. Wynajęliśmy nastoletnią córkę sąsiadów do opieki nad Cheyenne, a sami zamówiliśmy pierwszą wizytę na terapii małżeńskiej.

Nasza terapeutka ubrana w czerwony garnitur lustrowała nas wzrokiem od pierwszej sekundy, gdy tylko przekroczyliśmy próg tamtego miejsca. Przypominała mi trochę orła na polowaniu, i jedyne, czego jej brakowało, to ostry dziób.

Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu, dlatego ogrom zasad trochę mnie zaskoczył.

Z boku był zegarek, który mrugał na żółto na piętnaście minut przed końcem sesji, a na czerwono, gdy czas dobiegał końca. Mieliśmy do dyspozycji wodę, wielką paczkę chusteczek do nosa i karmelki, gdyby komuś zrobiło się słabo.

Przerywanie było zabronione.

Krzyk był zabroniony.

Brakowało tylko szyldów w stylu „Live, laugh, love" i „w tym domu popełniamy błędy".

— Widzę między wami duże napięcie — zauważyła, skrobiąc zaciekle w swoim notatniku.

W odpowiedzi parsknęłam.

— Bardzo jest pani przenikliwa — skomentowałam, nim ugryzłam się w język.

Tara, jak przedstawiła się wcześniej, odpuściła notowanie i spojrzała na mnie z lekkim uśmiechem. Namacalnie czułam, jak w ciszy wystawiała mi właśnie diagnozę na podstawie wszystkiego, pewnie nawet tego, jak założyłam nogę na nogę.

— Czy czujesz się zmuszona do tej sesji?

Po tym pytaniu przestałam tak bardzo kozaczyć.

Kątem oka rzuciłam na Knoxa i o dziwo on wyglądał na zdecydowanie spokojniejszego ode mnie. Patrzył mi w oczy tymi swoimi niebieskimi tęczówkami, a miną wręcz błagał, bym się uspokoiła. Zwykle nie byłam mściwą kobietą, lecz tym razem jego desperacja dawała mi absurdalne poczucie władzy, którą dość chętnie wykorzystywałam. Z zapałem wypominałam mu każdy błąd, jednak sama nie byłam bez winy.

Niczego mu nie ułatwiałam.

— Tak — odparłam już nieco poważniej. — W zasadzie to był mój pomysł.

— A ty, Knox? Jesteś tu, bo chcesz?

Nie miałam odwagi na niego spojrzeć, więc utkwiłam wzrok w plakacie szczęśliwej pary, który wisiał na ścianie ponad butelkami wody.

— Tak. Zrobię wszystko, byle tylko uniknąć rozwodu.

— A skąd w ogóle temat rozwodu? Jak to się stało?

— Z dnia na dzień kazał nam wyjechać. Mi i naszej córce — wypaliłam. — Kochanie, tu nie jest dla was bezpiecznie, musicie wyjechać poza stan. — Celowo naśladowałam jego niski, spokojny głos w karykaturalny sposób. — Więc wyjechałyśmy, a on został. To już prawie trzy lata, od kiedy żyjemy osobno.

Spuściłam wzrok na własne dłonie splecione na kolanach.

— Nie chciałem tego robić — oznajmił z rozpaczą mój mąż. — Musiałem, Sierr. Nie miałem wyboru.

— Niby dlaczego?

Nie sądziłam, że po raz pierwszy od lat odpowie szczerze.

A on to zrobił.

W końcu.

— Grozili mi — wychrypiał. — Tobie, Chey... nie mogłem ryzykować. Wolałem, żebyś mnie znienawidziła, niż żebyś zginęła.

Nic dziwnego, że po takiej bombie zaniemówiłam. Ba, te słowa zszokowały mnie tak mocno, że w końcu oderwałam wzrok od dłoni i spojrzałam Knoxowi prosto w oczy. Znałam go jak własną kieszeń i łatwo potrafiłam rozpoznać oznaki kłamstwa.

Nie było ich tam.

Mówił poważnie.

— Przepraszam, że przerywam, ale powinniśmy trochę zwolnić — wcięła nagle terapeutka, wyraźnie zaskoczona. — To naprawdę wiele znaczących informacji. Przejdźmy przez nie kawałek po kawałku. Gdzie pracujesz, Knox?

— Byłem żołnierzem w piechocie morskiej. Wykonywanie rozkazów czasem ściąga nieproszoną uwagę.

— A gdzie dokładnie służyłeś?

— Głównie na wschodzie. Nie mogę wchodzić w szczegóły.

— Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej? — spytałam go.

Patrzyliśmy na siebie w kompletnej rozpaczy.

Policzek drgnął mu nerwowo, nim zabrał głos.

— Czy to by pomogło? — snuł myśl zachmurzony. — Tylko bym cię nastraszył.

— Przynajmniej wiedziałabym, że nas nie porzucasz.

Westchnął, a potem ukrył twarz w dłoniach. Kraciasty materiał koszuli napiął się boleśnie na jego wielkich bicepsach tak ciasno, że o mało nie zaczął pękać w szwach. Dziwnie było go widzieć ubranego tak zwyczajnie, gdy kojarzył się raczej z mundurem. No, może też z nagością.

Teraz wyglądał jak typowy ojciec na przedmieściach i brakowało mu tylko dubeltówki przewieszonej przez ramię.

— Tak — przyznał. — Nad tym mogłem trochę bardziej popracować.

— Za rzadko dzwoniłeś. Za rzadko przyjeżdżałeś. Musiałam zastanawiać się, czy kogoś nie masz.

— Boże, Sierra... Nigdy cię nie zdradziłem.

— Nie mówię tylko o emocjonalnej zdradzie.

— Ja też!

I znów zerkaliśmy na siebie raz podejrzliwie, a raz z rozpaczą.

Po tym nadeszła fala pytań o podstawowe rzeczy. Jak się poznaliśmy, jak długo jesteśmy razem, trochę o naszej córce i jeszcze więcej o małżeńskim seksie. Miałam wrażenie, że tylko liznęliśmy czubka góry lodowej, gdy ten irytujący budzik rozświetlił się cały na czerwono, a potem zamilkł, sygnalizując koniec sesji.

Nie czułam się lepiej, gdy wychodziłam z tamtego miejsca.

Nie czułam się też gorzej, a jednak coś się zmieniło.

Sama jeszcze nie byłam pewna, co w związku z tym czułam.

***

Nie zapomnijcie wpaść na moje social-media:

Instagram: dominikafal_autorka

Facebook: Dominika Fal/Eliana Lascaris - strona autorska

Twitter: elianalascaris

Jeśli używacie Twittera to będę bardzo wdzięczna, jeśli podzielicie się swoimi wrażeniami pod hashtagiem #lataleswatt <3

Wierny stróż (LA Tales #3)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz