Rozdział 6

41 0 0
                                    

- Panno Walker, pora jechać do szkoły.

- Już idę Vince. Daj proszę tylko pięć minut - oznajmiłam kierowcy, na co on kiwnął głową.

Minął tydzień odkąd nikt mnie w szkole nie widział oraz kłótni z mamą i przeprowadzki do Remingtona. Szczerze mówiąc, myślałam że ten pomysł należał do tych z najgłupszych, jak i również do tych autodestrukcyjnych. No nie ukrywajmy, mieszkanie z czystą definicją niebezpieczeństwa, nie należy do przyjemności. Jednakże definitywnie mogę powiedzieć, że wole mieszkanie z nim niż moją, po żal się boże, matką.

Od tamtej pory nie pojawiłam się w szkole ani razu rzec jasna. Oczywiście Tyler próbował mnie namawiać, abym się przepisała do innej szkoły albo chociaż poszła na zdalne nauczanie, lecz nie chciałam zostawiać moich przyjaciół. Zwłaszcza Cama, Winter i Choi. Już Brie pisała po dniu mojej nieobecności gdzie jestem i czy to przypadek, że Scarlett i ja nie poszłyśmy do szkoły. Potem się nie odezwała ani razu. Jest opcja, że Scarlett przyszła i teraz udaje, jaka to ja zła i nie dobra. I ja miałam dziś się w tym budynku pojawić.

Poprawiłam swoją granatową bluzę z Nike przyglądając się w lustrze. Widziałam w tym wszystkim siebie jaką chciałam widzieć. No... Przynajmniej w lekkim stopniu. Ubrałam się swobodnie, moje włosy były lekko pofalowane, ale miękkie i po prostu idealne. Ubrania w totalnie moim stylu. Jasne, dżinsowe spodnie wyciągnięte z jakiegoś dziewięćdziesiątego roku oraz bluza zakładana przez głowę w kolorze, który uwielbiałam. I chociaż te ubrania, kosztowały fortunę, to i tak cieszyłam się jak dziecko. Kiedy skończyłam się tak podziwiać, w końcu wzięłam książkę, plecak i zeszłam na dół kierując się do wyjścia.

Przechodząc przez kuchnię zauważyłam właściciela mieszkania, który chyba kończył rozmowę przez telefon, bo się z kimś żegnał. Chciałam się chociaż z nim przywitać zanim zniknę na jakieś osiem godzin.

- Hej Młoda. Gotowa podbijać liceum? - prześcignął mnie.

- Hej... - zaczęłam niepewnie - Chyba gotowa.

- To dobrze. Jak wrócisz, to prawdopodobnie mnie nie zastaniesz - spojrzałam na niego pytająco - Muszę kilka spraw załatwić, które dotyczą między innymi ciebie. Obiad będziesz mieć ciepły i świeży, bo kucharka przyjedzie. Powiedziałem jej co lubisz, więc nie masz się co martwić.

Mówił mi jeszcze jakieś inne informacje, lecz nie zbyt to kodowałam. Cały czas zastanawiało mnie jedno. Dlaczego? Dlaczego on to robi? To samo jego brat. Pomagają mi... Pomagają mi najniebezpieczniejsi kryminaliści!KRYMINALIŚCI do cholery! Przecież brzmi to irracjonalnie, jak nie gorzej.

Gdy wróciłam do rzeczywistości zauważyłam, że przestał do mnie mówić. Zamiast tego Vince zaalarmował, że jedziemy. Już miałam się kierować w stronę wyjścia, lecz poczułam lekki ucisk na nadgarstku. Sparaliżowało mnie... Tak jak zawsze. Jestem osobą nietykalną. A co za tym idzie? Mnie się nie dotyka. W żadnym wypadku.
Popatrzyłam się w jego ciemne oczy z przerażeniem. On się tym nie przejął. Dalej mnie trzymał. Albo nie odczytał wzroku tak jak powinien albo doskonale wiedział, że się boje, ale z jakiegoś powodu nie chciałam jej wyciągać z tego uchwytu.

- Rozumiem - oznajmił.

- Ale co? - popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nawet jeśli doskonale wiedziałam o co mu chodzi.

- Rozumiem, że się boisz. Przecież kontakt ze mną jest niebezpieczny i niemoralny. Ale... - przerwał na moment - Z czasem będzie lepiej - uśmiechnęłam się ciepło na te słowa - W każdym razie - wyciągnął rękę w moją stronę - Proszę. To dla ciebie.

Spojrzałam się na jego rękę i ujrzałam niebieskie, welurowe, małe pudełeczko. Nie ukrywam zaskoczył mnie ten gest. Nikt mi nic nigdy nie dał chociaż na urodziny. I bardziej mówię tu o mojej rodzinie, ponieważ tylko oni wiedzieli. Nigdy nie wspomniałam o mojej dacie urodzenia znajomym. Nie lubiłam tego dnia. Chociaż kiedyś je nawet spędzałam...

Ángel del InfiernoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz