Rozdział 1

97 6 0
                                    

- Rosa wstawaj! Do szkoły się spóźnisz!

Klasyk. Wstawaj, bo do szkoły. Właśnie próbowałam się wygramolić z łóżka po moim kolejnym epizodzie. Wszystko mnie bolało. Jedynym momentem kiedy to ustępowało, to leki przeciwbólowe, które były tak mocne, że niby wystarczyła jedna i jesteś ospała przez tydzień. Dla mnie to było za mało. W ciągu dnia potrafiłam zażyć z 5 takich tabletek i nic mi nie było. Mogli mówić na mnie, że jestem narkomanem lub hipochondrykiem, ale ja miałam w to wyjebane. Po wzięciu tabletki mogłam wstać i pójść się ubrać. Założyłam jasne dzwony z wysokim stanem, czarną koszulkę i za dużą na mnie bluzę mojego brata. Nie lubił jej, więc mi ją oddał.

- I znowu iść do tego pierdolnika - westchnęłam - czyli znów udawaj jakby to wszystko się nigdy nie wydarzyło.

I tak codziennie. Przez cały rok. 365, a czasami 366 dni.

Zeszłam po schodach ze słuchawkami w uszach, słuchając piosenki Godface. Była to taka piosenka „motywująca". Na śniadanie wypiłam tylko kawę, by chociaż w trakcie drogi nie odlecieć do krainy snów. Kiedy już chciałam ubrać buty, mama mnie zatrzymała i powiedziała, krótko:

- Tylko nie odstawiaj jakiś scen. - i odeszła.

Sama droga do szkoły minęła mi nawet szybko. Naprawdę. Nigdy nie sądziłam, że w Nowym Jorku może nie być korków o tej godzinie.

Kiedy już poczułam znajomy zapach e-papierosów i stęchlizny na korytarzu szkolnym, z niechęcią skierowałam się w stronę mojej szafki. Po otwarciu jej zaczęłam wyciągać zeszyty i podręczniki.

Nagle poczułam paraliż. Paraliż, kiedy nawet nie czułam bicia swojego serca. Nienawidziłam tego. Dotyk wtedy nie palił. On bolał. A z doświadczenia wiem, że może to być tylko jedna osoba.

- No hej młoda - usłyszałam lekko zachrypnięty głos koło ucha.

Scott. Scott Mills. Jakby to wszystkie seriale uznały? Szkolna gwiazda i chłopak, na którego leci każda dziewczyna. W moim życiu też miał moment, ale zakończył go na pewnej imprezie.

On i mój brat to dobrzy znajomi. Adam zrobił w naszym domu imprezę, bo nie było rodziców. Zrobił to, bo chciał mi dopiec, bo akurat wtedy musiałam kuć na historię. Przez pierwsze godziny było niewinnie. No właśnie. Było. Około dwudziestej drugiej usłyszałam pukanie do mojego pokoju. Natrętem okazał się właśnie Scott. Pogadaliśmy trochę on mi potem zaproponował picie, więc je przyjęłam i upiłam łyka. Okazało się, że Scott mi dosypał pigułkę gwałtu do napoju, a potem jak zaczęła działać, to wiecie co było. Tak straciłam dziewictwo.

Moi rodzice nie chcieli tego nigdzie zgłaszać, ponieważ mój ukochany braciszek nagadał im, że to ja się przystawiałam do niego, dlatego że byłam pijana zamiast się uczyć.

Od tamtej chwili nie mogę na Millsa patrzeć tak samo jak kiedyś. Kiedyś go nawet lubiłam, potem widziałam w nim odrazę i obrzydzenie. On zaś przypominał o swoim istnieniu co rano. Witając mnie przytuleniem od tyłu, tak jak w tej chwili.

- Nie nazywaj mnie tak i nie dotykaj - wycedziłam przez zęby i wyplątałam się z jego objęć.

- O widzę, że nasza mała Rosalinda Walker zaczęła pyskować - zrobił ten swój typowy uśmiech, który może kiedyś mi się podobał, ale teraz chciałam wymiotować.

- Rosa! - usłyszałam radosny głos Brii, który spokojnie mogła usłyszeć cała szkoła - Wszędzie cię szukałam. Myślałam, że nie przyjdziesz - dodała po czym skierowała wzrok na Scotta - W czymś przeszkodziłam?

- Nie... Scott właśnie szedł do Adama - wymyśliłam na poczekaniu - To do następnego!

Pożegnałam się i razem z Brie ruszyłyśmy w kierunku sali do algebry. Cały czas czułam ten psychiczny ból brzucha z powodu blondyna, lecz nie dałam po sobie tego poznać. Dalej mnie zastanawia dlaczego to robi. Czerpie z tego satysfakcje, bo widzi mój strach? Nie wiem. Nie wiem choć chciałabym.

Ángel del InfiernoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz