Nace Jordan × kako daleč boš šel?

40 3 0
                                    

opis: nace dopiero zostaje członkiem joker out. wszystko jest ciezkie i straszne, a jan to jan

× × ×

Stojąc nad umywalką starał się nie spoglądać w lustro, ale  jego odbicie wciąż tam było, czy podnosił wzrok, czy nie. Czekało na niego i miał wrażenie, że zaśmieje się mu w twarz jeśli tylko w nie spojrzy.

Wiedział, że Martin osobiście go wybrał i, że chciał go w tym zespole. Przyszedł do niego z tą propozycją, znali się już sporo czasu i ufał mu, a więc Nace ufał także jemu, ale ilekroć wychodził z domu na próbę miał wrażenie, że powinien wracać z powrotem. Szczególnie teraz, kiedy Bojan zaczął mówić o Eurowizji.

Nace skłamałby mówiąc, że Eurowizja nie budziła w nim ekscytacji i pragnienia chociaż wzięcia udziału w pół finale. Dla muzyków takich jak oni była ogromną szansą, ponieważ wiązała się z czymś wielkim nawet jeśli nie zdobywało się pierwszego miejsca. Samo uczestnictwo w tym konkursie dawało rozgłos i doświadczenie, którego nie łatwo można było zapomnieć. Eurowizja była marzeniem wielu, a Bojan zdawał się już zupełnie przepaść i nakręcony jak zabawka ciągle mówił o ich piosence, którą powinni napisać.

Kiedy Nace wreszcie podniósł wzrok do lustra i napotkał w nim swoje własne spojrzenie wiedział, że nie było już odwrotu. Przerażało go to. Martin wyjechał już na dobre, koncert w Križanke się odbył i oficjalnie został ich basistą.

W dniu, kiedy stało się to oficjalne Jure przytulił go tak mocno, że niemal go połamał, Kris był równie szczęśliwy, ale nie wyrządził mu żadnego uszczerbku na zdrowiu. Pamiętał doskonale śmiech Mačka, kiedy Martin jakoś na ten temat zażartował. Pamiętał samego Jurkoviča, który gratulował mu i powtarzał podziękowania w jego stronę. Nace nie do końca wiedział, co było warte dziękowania, ale uśmiechał się i kiwał głową. Tego dnia miał wrażenie, że marzenia się spełniają, bo po wielu latach czuł, że znalazł cel.

Ale nieoczekiwanie przerodziło się to w zamęt w jego głowie i wciąż ciążyło na nim jak wielkie, żelazne kule. Wszystkie ich piosenki znał już na pamięć, czasem budziły go w środku nocy i zalewały jego ciało potem, wypełniając oczy strachem i serce bólem. Często śnił o porażkach, widział siebie na scenie i fanów krzyczących, żeby z niej zszedł. Widział Jana zniesmaczonego na jego widok, mówiącego mu, żeby zrezygnował, widział Bojana, który rzuca w niego obelgami. Najgrosze były te sny, kiedy sam Martin z niego drwił. Wtedy czuł się najgorzej, ponieważ osoba, której najbardziej chciał pokazać, że jest tego godzien - była zawiedziona.
Choć wiedział, że takie scenariusze nie miały prawa istnieć w prawdziwym życiu - wciąż się bał.

-- Si dobro? [wszystko w porządku?] -- nagle tuż obok niego przepłynął niski, melodyjny głos.

Jan oparty o framugę w wejściu skanował jego twarz. Nieważne ile razy ze sobą rozmawiali Jordan wciąż miał wrażenie, że jest między nimi dziura, której nie potrafił załatać. Z samego początku, kiedy Martin go im przedstawił Peteh był dość... zdystansowany. Był chłodny, cichy, statyczny, jakby kalkulował wszystkie ruchy i słowa między nimi. Nace dobrze znał powód. Wiedział, że zastępowanie czyjegoś wieloletniego przyjaciela było niewykonalnym zadaniem, wiedział, że odejście Martina poruszyło wszystkimi, ale Jan zdawał się to znosić najgorzej.

W miarę upływu tygodni lód, który między nimi wyrósł zaczął topnieć, a Jan otwierał się na niego coraz bardziej. Ale mimo wszystko... To wciąż było nowe, obce, straszne. Podświadomie to był jeden z powodów, dla których lęk w jego ciele za każdym razem przechodził dopuszczalną granicę.

-- Tak, wybacz, zamyśliłem się -- mężczyzna poderwał dłonie z umywalki i uśmiechnął się krzywo. Dopiero teraz zauważył jak mocno zaciskał ręce i jak bardzo napinał mięśnie. Jęknął, kiedy je rozluźnił.

One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz