Ronance × let it snow

340 23 70
                                    

opis: to nie będzie nic bardzo zobowiązującego. Prosty, lekki sapphic shocik w zimowym (tak wiem, jaka mamy pore roku) klimacie. plus trochę steddiego, bo >>>>

× × ×

Nancy nigdy nie przepadała za zimą. Zdecydowanie wolała lato, piekące słońce i krótkie rękawki niż ciężkie puchowe kurtki i tak samo ciepłe wysokie buty. Robin była znowu jej przeciwieństwem i uwielbiała śnieg przykrywający całe miasto oraz ciepłe sweterki, które mogła totalnie bez kary ubierać.

Dlatego, kiedy na dworze temperatura spadała coraz niżej, a z nieba leciały zmarznięte krople deszczu Buckley robiła wszystko, co mogła, by wynieść swoją koleżankę na dwór.

Tym razem, kiedy widziała młodszą w progu drzwi miała ogromną nadzieję, że nie będzie próbować wyciągnąć ją na zewnątrz. Z początku tak było, bo od jej przyjścia minęła godzina, a one po prostu spędzały ze sobą czas.

W między czasie tykko Mike przez chwilę przeszkodził im krzątając się po kuchni, a potem wyszedł z domu, mówiąc, że idzie spotkać się z kolegami. Dzięki temu dom był zupełnie pusty i miały go tylko dla siebie.

- No chodź, będzie fajnie - powiedziała, kiedy siedziały na kanapie w salonie, oglądając jakiś program w telewizji, który ich obie kompletnie nie interesował.

Mężczyzna na ekranie wykrzykiwał różne hasła, publiczność się śmiała, a uczestnicy programu coś od siebie dopowiadali. Przypominało to lipne koło fortuny albo nieudane talk-show. Było to tak interesujące, jak imprezowe podoboje Steve'a, o których im opowiadał nim jeszcze poznał Eddiego.

Ciągle to samo. Ten sam początek, środek i koniec. Czasem obie dziękowały Munsonowi, że pojawił się w życiu chłopaka, bo przynajmniej trochę sprowadził go na Ziemię. Chociaż nie wiedziały, czy wolały tamte opowieści czy historie o tym, gdzie we dwóch poszli, co zobaczyli i gdzie się całowali.

Steve był jak dziecko, chwalące się najmniejszym osiągnięciem. Eddie przy tym zawsze wyglądał jak księżniczka z rumieńcem, bo nie przywykł do rozmów o sobie, czasem z takimi detalami.

- Nie lubię zimy - mruknęła wyższa. - Zima jest... zimna.

Robin parsknęła. To zdecydowanie był świetny powód.

- O to w niej chodzi - szatynka wzruszyła ramionami. - Popatrz tylko za okno! - mówiąc to odwróciła się plecami do telewizora i oparła rękami o zagłówek kanapy. Nancy niechętnie powtórzyła ten ruch i obie wkrótce wpatrywały się na skryte w śniegu podwórko. - Zobacz tylko, jak tam pięknie!

Wheeler spojrzała na przyjaciółkę niemal spod byka. Nie było siły, która przekonałaby ją do tego mrozu, do przemoczonych od śniegu ubrań i niczego lepszego.

- Biedna... sopel ci spadł na głowę, jak do mnie szłaś, bo teraz uważasz, że naprawdę polubię zimę - powiedziała, na co Robin dała jej kuksańca w bok.

Obie spadły z powrotem na kanapę, gdzie zaczęły się wygłupiać. Robin wpatrując się na chichoczącą, zaplątaną w kocu, pod burzą własnych loków przyjaciółkę poczuła miłe ukłucie w brzuchu.

Odkąd pamiętała podobała się jej Nancy, ale nie była na tyle odważna, by jej to wyznać. Z resztą szatynka i tak spotykała się wcześniej z Jonathanem i Stevem i co prawda mogła być biseksualna, ale... Robin była Robin. Najzwyklejszą sobą.

Była zwykłą sprzedawczynią w wypożyczalni filmów tak jak Harrington. Codziennie robiła to samo. Najpierw pracowała, pokazywała ludziom mnóstwo pudełek z filmami, zachęcała do ich kupna, potem wracała do domu, zajmowała się rodzeństwem, sprzątała, pomagała mamie i szła spać. Każdego dnia to samo. A no i codziennie wzdychała do Nancy.

One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz