🖤 - Wriothesley Hebblethweite
Wtorek rano, prawie siódma i wesoły autobus podczas mojej drogi na uczelnię. Dla wyjaśnienia, nie dojeżdżam autobusem.
Sytuacja była następująca: audi a5, ja jako kierowca, trójka pasażerek i hity bałkańskich dożynek lecące w radiu. Wiem, że nie tak wyobrażacie sobie drogę na dojebany college, jak to się mówi, classe supérieure - na początku też wyobrażałem ją sobie zupełnie inaczej. Przyzwyczaiłem się jednak, że nie jeździmy la voiture noire, a zwykłym audi z dwulitrowym dieslem, gdzie zamiast cichej jazdy i delektowania się zapachem pieniędzy, wąchamy miętowe chmury z vape'a Clorinde.
Po krótce przedstawiając, Clorinde to moja najlepsza przyjaciółka. Razem chodzimy na studia - gdyby nie ona, to nie dostałbym tam nawet miejsca. Chociaż ona ma kasę na życie choćby w normalnym mieszkaniu (co, umówmy się, w tym zajebanym turystami wzdłuż i wszerz mieście jest już szpanem wyższego szczebla bogactwa) i mogłaby sobie je załatwić jak najbliżej, postanowiła zamieszkać ze mną. Dlatego nasza codzienna wycieczka składa się z mniej więcej czterdziestominutowej jazdy - trochę mniej, jeżeli nie było konieczności stawania na cpn-ie. Większość czasu schodzi nam na tym, że muszę jechać do mieszkania mojej mamy po swoją siostrę, Sigewinne, i zawieźć ją do szkoły, po czym po drodze pojechać jeszcze po kuzynkę Clorinde - Charlotte, którą trzeba zawieźć do zupełnie innej szkoły, niż ta, do której chodzi Sigewinne. Po Charlotte jeżdżę tylko czasami. Pozostałe dwie wożę cały czas.
Odstawiłem obie delikwentki zajmujące tyły do swoich szkół i zostało mi już tylko spokojnie dotrzeć do celu. Zanim ruszyłem z miejsca, spojrzałem na Clorinde, która cały czas świdrowała mnie wzrokiem.
- Co? - zapytałem.
- Nic - mruknęła. - Myślę tylko, jak ty sobie poradzisz.
Zaśmiałem się i zwyczajnie ruszyłem z miejsca, by nie tracić więcej czasu.
- Mówisz tak zawsze, jak zaczyna się semestr.
- Zawsze mam obawy.
- Daj spokój - odparłem, odruchowo cały czas patrząc w lusterko. - Kupimy sobie po herbacie? Mamy jeszcze trochę czasu.
- Ty i ta twoja herbata. Wolałabym kawę.
- Zaraz będzie stacja. Jaką ty byś tą kawę chciała?
Cały czas patrzyłem w to cholerne lusterko. Niby normalna rzecz, skoro ulica pełna aut, godziny szczytu. Wiadomo, że nie chciałem, by ktoś mi wjechał w tył, a miałem powody do obaw tym bardziej, że czarny ford bronco siedział mi centralnie na ogonie. Jechał tak blisko, że gdyby jego kierowca docisnął gaz choćby odrobinę mocniej, to by we mnie wjechał. Nie próbował wyprzedzać, nie próbował też przyspieszać, bo, jak już mówiłem, nie było jak. Po prostu jechał cetralnie za nami, tak blisko, że aż ciężko było nie odnieść wrażenia, że kierowca jedzie tą drogą właśnie ze względu na nas.
Mimo to, postanowiłem nie mówić tego Clorinde, bo wiedziałem, że mocno by ją to zirytowało. W zasadzie to wszystko, co stawało jej na drodze w porannej rutynie, według niej, zasługiwało na najgorsze potępienie.
- ...Tą, co zawsze - odpowiedziała.
- Dobro.
Reszta poranku minęła nam w porządku. Kasjerzy na stacji benzynowej byli mili, herbata całkiem dobra (kawa też, patrząc na zadowoloną Clorinde) i korki nie były takie znów okropne. Zapomniałem nawet o tamtym fordzie - jak tak sobie o tym myślałem, to coraz bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że tylko mi się wówczas wydawało. Paru wrogów mam, znajdą się, ale żaden z nich nie jeździłby takim sprzętem, to z pewnością. W spokoju dotarliśmy pod uczelnię, a nawet mieliśmy wystarczająco dużo czasu żeby zostać w aucie i dokończyć nasze napoje. Odprowadziłem Clorinde pod salę, gdzie ona miała swoje pierwsze zajęcia, po czym sam poszedłem w zupełnie inną stronę.
CZYTASZ
B4 || WRIOLETTE
FanfictionNeuvilette x Wriothesley (przeruchana fabuła PREMIUM) Neuvilette Favreau-Meunier jest dwudziestoośmioletnim, nowo upieczonym profesorem i właśnie zaczyna nową pracę jako wykładowca na kierunku prawa. Mimo dezaprobaty starszych współpracowników, jest...