💙 - Neuvilette Favreau-Meunier
Minęły dwa tygodnie, odkąd zacząłem swoją pracę. Ponad dwa tygodnie, odkąd moje bezproblemowe życie dobiegło końca, a także odkąd popadłem w jedną wielką paranoję.
Szaleniec. Tak mógłbym siebie określić. Jasnym był fakt, że moje wątpliwości co do Wriothesley'a, którego uczyłem, nie były niczym dziwnym, jako że miałem do nich solidne podstawy. Okropnie dziwne były jednak rzeczy, które robiłem, byleby te wątpliwości jakoś rozwiać. Nie dawały mi spokoju, budziłem się w nocy i nie mogłem po tym zasnąć z powrotem, byłem rozkojarzony. Zacząłem katować się przeróżnymi substancjami, kofeiną, nikotyną. Zamiast tradycyjnych papierosów paliłem te elektryczne, by nie przesiąknąć odrażającym zapachem, jaki daje palony tytoń. Czułem się, jak wrak człowieka. Być może sytuacja, w jakiej się znalazłem, nie była warta takich skutków. Ja jednak nigdy nie radziłem sobie dobrze z problemami, bo nigdy ich nie miewałem. Byłem idealnym przykładem na to, że jeżeli człowiek nie doświadcza problemów życia codziennego, to prędzej, czy później, w jakimkolwiek szyku, te problemy same go znajdą.
Zaczęło się dosyć normalnie - przeszukałem wszystkie profile Hebblethweite'a, jakie mogłem znaleźć. Na większość mediów nic nie udostępniał. Udzielał się jedynie na Facebook'u, gdzie wiecznie zmieniał zdjęcia profilowe. Wszystkie jego konta były dosyć stare, bo przykładowo, Facebook'a założył prawie cztery lata temu - biorąc jednak pod uwagę to, że ma obecnie dwadzieścia pięć lat i wcale nie wygląda na w żadnym stopniu zacofanego, wydawać się mogło, że czteroletnie konta wciąż były stosunkowo nowe.
Później zdarzało się, że przyłapywałem się na obserwowaniu go podczas najzwyklejszych momentów - czy to podczas wykładu, gdzieś na korytarzach, w holu, czy na zewnątrz. Z mojej sali miałem widok na parking dla studentów, na którym parkował swoje czarne audi. Raz byłem świadkiem sytuacji, w której ktoś prawie zarysował ten samochód. Nie słyszałem wymiany zdań pomiędzy Wriothesley'm, a winowajcą, ale byłem pewien, że poszkodowany nieźle się nawyklinał. Miałem małą, niemal nieznaczącą nadzieję, że krzyczał w dwóch językach na raz.
Pytałem o niego innych profesorów. Starałem się być tak dyskretny, jak tylko mogłem, dzięki czemu uniknąłem niepotrzebnych plotek. Wszyscy mówili, że jest wyjątkowy. Najpewniej chodziło o jego wyniki w nauce, jako że był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym studentem na całym wydziale. To sprawiło, że poczułem się tępo. Wriothesley, jakiego tak desperacko doszukiwałem się w tym biednym studencie, nigdy się nie uczył i ledwo zdał pierwszą klasę. Gdyby dożył końca drugiej, najpewniej nie przeszedłby do trzeciej.
Takie wytłumaczenia nie dawały mi jednak spokoju, jakiego tak bardzo potrzebowałem - z tego powodu posunąłem się dużo, dużo dalej. W zeszłą sobotę z samego rana wsiadłem w samochód i pojechałem na cmentarz daleko za miastem, ten, na którym wszyscy niegdyś mówili, że pochowano Hebblethweite'a. Żeby nie było mi dziwnie tułać się wokół grobów bez niczego w rękach, postanowiłem kupić po drodze mały znicz, by podziękować zmarłemu za wybawienie mnie z wątpliwości... Zakładając, rzecz jasna, że zmarły tak naprawdę zmarł.
Spacerowałem alejkami, ścieżkami, w poszukiwaniu nazwiska, którego wręcz nie dało się ominąć. Spędziłem dwie godziny, przeszukując każdy segment cmentarzyska po dwa razy. I już miałem się poddać, gdy najwyraźniej coś znalazłem. Pośród bogato udekorowanych nagrobków, lśniących zapalonymi zniczami i kwiatami we wszystkich kolorach znanych człowiekowi, stał jeden taki, o który nikt widocznie nie dbał. Obok leżał jeden, rozbity znicz, co najpewniej spadł z innego grobu. Płyta, która zazwyczaj zawierała imię, nazwisko, daty i nawet zdjęcia, była okruszona. Napisy były wytarte, a zdjęcia najpewniej nie było nań od samego początku. Przykry widok. Przypatrzyłem się dokładnie, jednak nie szło nic wyczytać. Pleśń pokrywająca spore części grobu mi to uniemożliwiała.
CZYTASZ
B4 || WRIOLETTE
FanfictionNeuvilette x Wriothesley (przeruchana fabuła PREMIUM) Neuvilette Favreau-Meunier jest dwudziestoośmioletnim, nowo upieczonym profesorem i właśnie zaczyna nową pracę jako wykładowca na kierunku prawa. Mimo dezaprobaty starszych współpracowników, jest...