Pożegnanie z grzesznicą

1.8K 175 60
                                    

„Jeśli ktoś kogo kochasz umiera i to niespodziewanie, nie odczuwasz straty natychmiast. Tracisz tego kogoś kawałek po kawałku przez długi czas - w miarę jak przestaje do niego przychodzić poczta, jak wietrzeje zapach jego perfum na poduszce oraz ubrań w szufladzie i szafie. Stopniowo gromadzisz fragmenty, które odeszły, właśnie wtedy nadchodzi ten dzień - ten dzień, gdy brakuje ci szczególnie jednej konkretnej cząstki i przytłacza cię uczucie, że ta osoba odeszła na zawsze, a potem nadchodzi inny dzień i odczuwasz szczególny brak czegoś innego."

Czasami jeszcze pytają czy mam do niej żal. Minęły przecież cztery lata, a ja wciąż nie znalazłem sobie nikogo kto by choć trochę pomógł mi odnaleźć się w świecie bez Sophie Leisel. Minęły cztery lata, a ja wciąż podlewam te okropne kwiatki, które kupiła na krótko przed swoim wyjazdem, bo mam wrażenie, że ciągle czekają na jej powrót. A może to ja czekam. Może wciąż łudzę się, że to nie była ona, bo przecież dałem jej szczęście, bo przecież była wtedy szczęśliwa. Minęły cztery lata, a ja nie potrafię sprzedać jej mieszkania, nie potrafię nawet ruszyć czerwonych szpilek, które zostawiła niechlujnie w kącie. Czy mam do niej żal? Mam. Jestem zły, że pozwoliła mi siebie pokochać, że dała mi nadzieję, że może nam się udać. Jestem zły, że rozpakowała pudła, choć wcale nie miała zamiaru wracać i że pożegnała się ze mną tak jakby to było chwilowe rozstanie. I w końcu jestem zły, że ilekroć spoglądam na fale przechadzając się Venice Beach, widzę jej twarz, widzę każdy z piegów na jej nosie, widzę szare ślepia wpatrujące się w dal oceanu i wiem, że już nigdy nie dane mi będzie w nie spojrzeć. Jestem zły, bo nie zdążyłem powiedzieć jej, że jest całym moim światem, że jest całym mną. I że już na zawsze tak pozostanie.

Czasami pytają jeszcze czy czuję do siebie żal. Minęły przecież cztery lata, a ja wciąż nie umiem pogodzić się z jej śmiercią. Minęły cztery lata, a ja wciąż nie umiem wybrać się na jej grób. Udaję, że ona po prostu tam gdzieś jest, że żyje obok Harry'ego i ma się dobrze, a dla mnie po prostu się nie liczy. A może chciałabym żeby tak było. Czy mam do siebie żal? Mam. Każdego dnia zastanawiam się czy gdybym wtedy nie powiedziała tylu okropnych rzeczy, nie posunęłaby się do tego co zrobiła. Każdego, cholernego dnia zastanawiam się czy byłaby teraz w końcu szczęśliwa i spełniona. Boję się, że Los Angeles było jej miejscem na Ziemi, którego tak długo szukała, a ja sprawiłam, że stało się kolejnym piekłem. Boję się, że byłam jednym z powodów jej pochopnej decyzji. I w końcu boję się, że naprawdę się zmieniła i że naprawdę go kochała. Boję się, że już nigdy nie spojrzę na Nowy Jork tak samo jak przedtem, bo za każdym razem gdy spoglądam na wysokie wieżowce widzę jej twarz, widzę każdy z jej piegów na nosie, widzę szare ślepia wpatrujące się we mnie na jednej z alejek i wiem, że już nigdy nie dane mi będzie jej spotkać. Jestem zła, bo zdążyłam powiedzieć jej wszystko co chciałam. I już na zawsze tak pozostanie.

Czasami pytam jeszcze siebie czy czuję żal. Minęły cztery lata, a ten krótki epizod wciąż tkwi w mojej głowie. Minęły cztery lata, a ja ciągle rozpamiętuję chwile, które spędziliśmy razem. Mam wrażenie jakby zniknęła na chwilę, jakby zaraz miała pojawić się obok i poklepać mnie po ramieniu. A może chciałbym, żeby tak było. Czy czuję żal? Czuję. Do siebie. Wiem, że gdybym zostawił ich w spokoju nie tak by się to wszystko potoczyło. Wiem, że gdybym nie był zazdrosny, dalej żyłaby w kłamstwie i choć nie byłoby to dobre - to wciąż oddychałaby tym zatrutym powietrzem. Wiem, że przez własną chęć zemsty odebrałem jej więcej czasu ze Stylesem. Wiem, że go kochała i że nie można jej było do niczego zmusić. A ja próbowałem. I w końcu wiem, że do końca swojego marnego życia, spoglądając na rozgwieżdżone niebo będę widział jaj twarz, każdy z jej piegów na nosie, szare ślepia wpatrujące się w małe kropki na niebie. Jestem zły, bo zdążyłem zniszczyć jej szczęście. I już na zawsze tak pozostanie.

Czasami pytają mnie czy miała do siebie żal. Minęły przecież cztery lata, a ja nie umiem sobie wybaczyć, że ją opuściłem. Minęły cztery lata, a wciąż uważam ją za najlepszą osobę jaką spotkałem w swoim życiu. Podejrzewam, że już nigdy nie uda mi się spotkać kogoś tak wartościowego. I dlatego do końca życia będę nosił w sercu ból, że zostawiłem ją samą. Czy miała do siebie żal? Nie. Żyła tak jak chciała i tak jak potrafiła - szybko, bez namysłu, samolubnie. Żyła na przekór wszystkim i tylko według własnych zasad. Żyła po mimo wszelkich przeciwności i trudów jakie zsyłał na nią los. I w końcu żyła, bo szukała sensu tego całego zamieszania. I chyba dlatego zdecydowała się skoczyć - bo go znalazła. W nim. Żyła tak aby ją pamiętali, aby widzieli jej twarz w miejscach, które uwielbiała, każdy z jej piegów na nosie, szare ślepia wpatrujące się w coś z niezwykłym wdziękiem. Żyła, aby ją kochali. I już na zawsze tak pozostanie.

Pragnę z całego serca podziękować każdej z Was z osobna za to, że wytrwałyście ze mną i Sophie do samego końca. To opowiadanie było dla mnie szczególnie wyjątkowe, bo w postaci Sophie zostawiłam cząstkę samej siebie.

Byłyście kochane - sprawiałyście, że często po mimo braku weny i chęci, zaczynałam pisać kolejne losy tej dwójki i możecie zawdzięczać tylko sobie, że ta historia ma koniec. Nigdy nie spodziewałabym się, że tak trudna i niegodziwa postać zyska grono fanów, a Without Pride osiągnie 20 tysięcy wyświetleń. Dziękuję, że czytacie to co tworzę. To największy komplement jaki mogłam dostać.

Epilog dedykuję Szaradzie - osobie, która niezwykle mnie wspiera nie tylko w pisarskiej „karierze", ale i w życiu prywatnym. Moje światełko w tunelu.

+ Jeśli macie ochotę dalej ze mną podróżować - zapraszam Was serdecznie na nowe opowiadanie - WELCOME IVY. Prolog już się ukazał.

WITHOUT PRIDE - H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz