1. Nocna wizyta

141 14 8
                                    

LORINA


Włochy, 1889

Lorina otworzyła drzwi wejściowe i pierwszym co zobaczyła była zakrwawiona dziewczynka ze szmacianą lalką przyciśniętą do piersi.

Było po północy, a na dworze szalała okrutna burza, której na Sycylii nie widziano już dobrych kilka miesięcy.

Gdy Lorina usłyszała walenie do drzwi, natychmiast zerwała się z łóżka. Z początku wydawało jej się, że gdzieś niedaleko uderzył piorun. Takie sytuacje zdarzały się już wielokrotnie na przestrzeni jej dwudziestoletniego życia. Przez następne kilka sekund nasłuchiwała uważnie. Chwilę później ponownie rozległo się pukanie. Wówczas utwierdziła się w przekonaniu, że ktoś składa jej wizytę.

Wzięła świecę i szybko opuściła swoją sypialnię, zanim matka zdążyłaby się zbudzić. Lori na tyle ją znała, by wiedzieć, że Assunta Neri zareagowałaby gniewem. Sfrustrowana zganiła by Lorinę za zachowanie, które nie przystoi damie. Co zresztą robiła za każdym razem, gdy jej jedyna córka robiła coś nie po jej myśli. Czyli prawie wszystko. Lori przez całe życie ciężko było się wpasować w kanon, jaki oczekiwała od niej rodzicielka. Wówczas była zmuszona udawać kogoś innego. Nie była już Lori, tylko Loriną Neri, córką Assunty i Ignazio Nerich. Będąc dzieckiem, a później nastolatką nie zgadzała się z losem, który ją spotkał. Teraz jednak starała się zaakceptować swoją rzeczywistość. Nic innego jej nie pozostało. Wola walki tliła się dopóki żyła jej ukochana babka. Wraz z Sibillą Neri zgasła także i iskra w duszy Loriny. Nastały czasy zasnute cieniami.

Jednak zasady, które wpoiła jej babka pozostaną z Lori do końca życia. Zawsze powtarzała, by nie zostawiać słabszych w potrzebie, szczególnie gdy o tę pomoc proszą.

Dlatego widząc zakrwawione i przemoczone dziecko poczuła ukłucie w sercu.

Kucnęła obok niej ze świecą, która rzuciła na nią cień.

Dziewczynka nic nie mówiła. Woda spływająca po jej policzkach nie była łzami, a jedynie kroplami deszczu. Pusty wzrok utkwiony miała w Lorinie.

— Witaj — zaczęła powoli, kątem oka lustrując ciało dziecka. — Jak masz na imię?

Szarą sukienkę miała zabrudzoną i w większości mokrą. Na dłoniach i kolanach widniały ślady krwi. Deszcz je zmazywał, ale zaraz pojawiały się nowe, co oznaczało, że w tych miejscach musiała być ranna.

Dziewczynka wydawała się być otumaniona, jakby nie do końca wiedziała co się dookoła niej dzieje. Lorina podejrzewała, że nadal jest w szoku i być może nie czuje nawet zranienia. Jeszcze.

— Rosa— odpowiedziała po dłuższej chwili. — Rosa Pietro.

Pietro...

Nazwisko wydawało się Lorinie znane. Po chwili zorientowała się, że musiała być córką stolarza, mieszkającego po drugiej stronie rzeki. Oznaczało to także, że przebyła długą drogę, zanim dotarła do domu Nerich. W dodatku sama, po ciemku, a okolica nie należała do najbezpieczniejszych. Mimo że wszędzie dookoła mieszkali rolnicy i gospodarze, to co jakiś czas można było usłyszeć o kradzieżach i bandziorach, napadających wozy.

— Chodź za mną — powiedziała Lori, narzucając swój płaszcz na ramiona dziewczynki.

Następnie zabrała lampę naftową i zamknęła za nimi drzwi najciszej jak mogła. Pozostało tylko mieć nadzieję, że matka dalej śpi.

Zaprowadziła Rosę na tyły domu, do ogrodu. Dookoła było ciemno, a lampa nie dawała wystarczająco światła, aby oświetlić dobrze ścieżkę. Jednak Lori znała ten ogród jak nikt inny i była w stanie dojść do szopy, nawet w całkowitej ciemności. Pośród tych ziół i roślin spędziła całe swoje dzieciństwo. Nie przypuszczała, że pola uprawne mogą nieść ze sobą tyle wspomnień.

Ballada o skrzywdzeniu i ukojeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz