LORINA
Duch nie różnił się niczym od zjaw, które najmłodsza z rodu Nerich widywała przez całe swoje życie. Półprzezroczysta postać małego chłopca była wyblakła i na tyle niewyraźna, że Lorina nie była w stanie dostrzec detali, jak np. guziki od marynarki.
Ktoś jeszcze musiał o nim pamiętać, pomyślała.
Wtem spostrzegła jego aurę. Wirowała wokół ducha dziecka, niczym kurz skrzepnięty ze starej, zapomnianej księgi. Miała błękitną barwę, a towarzyszyło jej uczucie przeraźliwego smutku.
Lorina poczuła, jak niechciana emocja odbija się od murów jej umysłu. Całą siłą woli skupiła się na ćwiczeniach i lekcjach, zaczerpniętych od babci, a później także i Vespery. Istniały bowiem pewne inkantacje, które powtarzane w myślach, umacniały mur, dzielący spiritualię od uczucia, które chciało ją opętać i nią zawładnąć.
Uczucia, które towarzyszyło małemu chłopcu w chwili jego śmierci.
Lorina miała wrażenie, jakby w jednej chwili cała krew odpłynęła z jej twarzy.
Smutek, wydobywający się z aury chłopca, był na tyle ujmujący i intensywny, że Lori instynktownie poderwała się z kanapy. Wiedziała, że Assunta i pan Maranzo śledzą ją zdezorientowanymi spojrzeniami, bo przecież z ich perspektywy, dziewczyna wpatrywała się ślepo w pusty punkt obok drzwi, ale zjawa na tyle zaabsorbowała jej uwagę, że wszyscy w pomieszczeniu stali się dla Loriny jedynie szumem w tle.
Czuła lód w sercu, związany z obecnością ducha, a dodatkowo spotęgowany był postacią małego chłopca. Mimo wszystko, Lorina rzadko napotykała na swojej drodze zbłąkane i niezapomniane dusze dzieci.
Nie zważając na matkę i Antonia, ruszyła w kierunku wyjścia. Nie zarejestrowała nawet jak prawie potknęła się o własną suknię. Czuła, jakby ktoś zawiązał niewidzialny sznur wokół jej istnienia, a drugi przytwierdził do ducha. Przyciąganie działało niczym magnes. Smutek coraz bardziej naciskał na wypracowaną ściankę jej umysłu.
Lorina skupiła wzrok na twarzy dziecka. Po jego mimice wnioskowała, że chciał jej coś powiedzieć.
Możesz ze mną porozmawiać., szepnęła w myślach. Jej głos napotkał jedynie pustkę.
Bezsilność sprawiła, że Lorina na moment opuściła mur, przez co poczuła strzępki smutku na języku.
Chłopiec przez kilka sekund patrzył jej prosto w oczy. Skinął głową i zniknął w korytarzu. Lorina nie tylko domyślała się, że duch chce jej coś pokazać, ale także wyraźnie odczuwała szarpanie nici łączącej ich dusze.
Dlatego zanim Assunta zdążyłaby wymusić na niej wrócenie na miejsce, Lorina rzuciła się w pogoń za dzieckiem. Słyszała za sobą jakieś głosy, ale adrenalina na tyle buzowała jej w żyłach, że nawet nie zdążyła ich zarejestrować.
Szybkim krokiem przemierzyła korytarz, śledząc cień i podążając za jego błękitną aurą. Ku jej zdziwieniu zjawa zaprowadziła ją z powrotem do cortilli. Chłopiec zatrzymał się przy fontannie.
Lorina przekroczyła próg i stanęła jak wryta. Wodziła spojrzeniem między wyschniętym źródełkiem, a zjawą. Nagle wszystko nabrało sensu. Duchy rzadko chciały wspominać, czy wskazywać okoliczności swojej śmierci. W przypadku tego chłopca, panna Neri miała niemalże pewność.
Utonął.
Stąd smutek i błękitny kolor aury.
Ciało Loriny pokryły dreszcze. Na końcu języka miała mnóstwo słów, cisnących się jej na usta. Pragnęła porozmawiać z chłopcem, dowiedzieć się co się stało i czy pan Antonio ma z tym coś wspólnego, skoro posiadłość należała do niego. W teorii dopiero co ją nabył, ale Bogini jednak wiedziała, jaka była prawda.
CZYTASZ
Ballada o skrzywdzeniu i ukojeniu
Romansa1890, Wiktoriańska Anglia. Zjawy, mary senne, koszmary, duchy. Istoty pokroju upiorów towarzyszyła Lorinie Neri odkąd przyszła na świat. Mieszkańcy wioski szeptali między sobą, że jest obłąkana. Wiedźma, czarownica, pomiot szatana, krzyczeli za nią...