8. Gniew

39 5 0
                                    

LORINA

W okolicy północy większość załogi już spała. Lorina także czuła już znużenie, jakby nagle spadł na nią cały ciężar emocjonalny tego dnia. Odwróciła się, gdy akurat zmierzał w jej stronę Vasco.

— Chodź, pokażę ci gdzie będziesz spać.

Dziewczyna zadrżała. Dopiero teraz w pełni dotarło do niej znaczenie jego słów i to, co się za nimi kryło.

Tradycja wskazywała na dzielenie sypialni z mężem. A co za tym idzie — według zwyczaju należało skonsumować związek.

Cała zawartość żołądka podeszła jej do gardła na myśli o tym, że miałaby stanąć naga przed kimkolwiek. Szczególnie przed człowiekiem, którego się obawiała i którego nienawidziła za to, czym się trudnił. Czułaby się obnażona nie tylko pod względem fizycznym, ale przede wszystkim musiałaby otworzyć dla niego serce i głowę, a o tym nie było mowy.

Postanowiła jednak nie wybiegać myślami zanadto w przód.

Zeszła za Vasco pod pokład, starając się trzymać emocje na wodzy.

Zastanawiała ją również postawa Poisonwooda. Traktowała go z dystansem, ale musiała przyznać, że jak dotąd to on wzbudził w niej jakąkolwiek sympatię. Jeśli można było mówić o sympatii w stosunku do człowieka, który był częścią organizacji zagrażającej jej życiu. Niemniej jednak albo rzeczywiście był miłym gościem, albo tak dobrze udawał.

Kiedy zeszli na dół, mężczyzna stanął przed jedną z dwóch prywatnych kajut. Otworzył drzwi i przepuścił Lorinę przodem. Zastanawiała się dlaczego to brunet odprowadzał ją do miejsca spoczynku, a nie Kyrell. Być może postanowił nie zawracać sobie nią głowy. Nie żeby miała mu to za złe. Im mniej go widywała, tym lepiej.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Kajuta była niewielka, ale spełniała wszelkie niezbędne wymagania. Łóżko było proste, bez niepotrzebnych ozdobników. Biała pościel wydawała się czysta i przyjemnie pachniała. Przy materacu stały dwie skrzynie, które Lorina natychmiast rozpoznała. Ktoś musiał je tu wcześniej wnieść. Centralnym punktem pokoju był stół, pełniący funkcję biurka. Leżało na nim kilka map, kompas i luneta. Światło pochodzące z lampionów rzucało ciepłą łunę, tworząc przytulną atmosferę.

— Rozgość się — powiedział Vasco. — Wiem, że standardy odbiegają nieco od wyobrażeń na temat izby damy, ale...

— Jest w porządku. Dziękuję.

Brunet skinął głową.

— Dobrej nocy. W razie potrzeby znajdziesz mnie w kajucie kojowej. — Uśmiechnął się, ukazując dołeczki. — Nie każdy ma taki przywilej spania w prywatnej kabinie.

Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna zniknął za drzwiami.

Jeśli miała spać ze swoim nowym mężem, to wolałaby spędzić noc na pryczy z resztą załogi. Nie sądziła jednak czy ma jakiekolwiek prawo głosu. A z racji tego, że byli po ślubie, wiedziała, że mimo wszystko ten przykry przywilej jej nie ominie.

Usiadła na łóżku sprawdzając jego miękkość. O dziwo, wydawało się całkiem wygodne. Przesunęła dłonią po pościeli w zamyśleniu. Trwała tak przez parę chwil, nasłuchując kroków. Było to jednak bezsensowne. Prawie wszystko zagłuszał szum fal.

Wyciągnęła z kufra prostą kremową koszulę nocną. Przebrała się najszybciej jak mogła, uczesała włosy w warkocz i weszła pod kołdrę.

Najpierw zaciskała kurczowo dłonie na materiale pościeli, czując jak serce obija jej się o żebra.

Ballada o skrzywdzeniu i ukojeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz