2. Pan Maranzo

73 14 2
                                    

LORINA

Dziewczyna odgarnęła włosy z czoła. Kilka kosmyków zdążyło wysunąć się spod chustki i przykleić do spoconej skóry. Nie dosyć, że pieliła grządki cały ranek, to na domiar złego słońce paliło niemiłosiernie.

Nie spała zbyt dobrze tej nocy. Za każdym razem gdy zamykała oczy widziała twarz Rosy. Czy dobrze zrobiła, puszczając ją samą? Czy była bezpieczna ze swoim ojcem? Lori nie znała odpowiedzi na żadne z nich.

Na przestrzeni lat przychodziło pod dom rodziny Nerich wiele osób, które Sibilla nazywała zbłąkanymi. Jeśli ktoś już decydował się na wizytę to najczęściej musiał być albo niesamowicie odważny, albo po prostu nie miał już wyboru, a ostatnia iskierka nadziei przywiodła go aż do przeklętych dłoni wiedźmy. A przynajmniej takie krążyły pogłoski.

Lori pamiętała, że od zawsze przychodzili do babci, a później i do niej, różni ludzie z różnymi dolegliwościami. Sibilla nigdy o nic nie pytała ludzi, którzy przyszli po pomoc, jeśli sami nie zaczynali jakiegoś tematu. Babcia tłumaczyła, że ci ludzie przychodzą po pomoc dla ciała, nie dla duszy. Po latach jednak Lorina zrozumiała, że Sibilla wolała mniej wiedzieć i przy okazji mniej się przejmować. Lepiej było, gdy ranni pozostawali szarymi ludźmi, a nie ludźmi z twarzą, imionami, nazwiskami i swoją własną historią. Teraz Lori odczuła to na własnej skórze. Nie powinna pytać o nic Rosy. Babka z pewnością zganiła by ją za to. Rzadko jednak odwiedzały ją dzieci. Po śmierci Sibilli coraz mniej rannych zaczęło przychodzić, tym bardziej dzieci.

— Lorino, pozwól na moment. — Z zamyślenia wyrwał ją głos matki.

Otrzepała ręce z nadmiaru ziemi i wstała z klęczek. Odgarnęła włosy z twarzy i wierzchem dłoni otarła skroń.

Assunta stała na progu domu. Gdy Lorina spostrzegła jej niezadowoloną minę, nabrała przemożną ochotę odwrócenia się na pięcie i przeskoczenia przez płot, by jak najszybciej uciec przed surowym obliczem rodzicielki. W takich chwilach nie obchodziła ją nawet długa suknia i pantofle, które mogły utrudnić przedostanie się na drugą stronę ogrodzenia. Zrobiłaby wszystko, by tylko umknąć przed tym ciskającym gromy wzrokiem.

Miała nadzieję, że nie zorientowała się o wczorajszej wizycie dziewczynki i było to po prostu zwyczajne zdenerwowanie, które gościło na jej twarzy przez większość dnia.

— Jak ty wyglądasz?!

Lorina miała przemożną ochotę przewrócić oczami, ale nie chciała jej jeszcze bardziej wyprowadzać z równowagi.

— Pracuję, matko — odparła beznamiętnie. — Jak inaczej miała bym wyglądać?

Assunta bez słowa podeszła do córki. Złapała ją za ramię, zupełnie jakby znów była małą dziewczynką, i brutalnie zaczęła ciągnąć w stronę domu. Lori nie próbowała wyrwać się z jej uścisku. Wiedziała, że to nic nie da.

Matka zaprowadziła ją do łaźni, gdzie czekała Vespera. Na widok swojej guwernantki, dziewczyna westchnęła w duchu. Starsza kobieta ubrana była w skromną suknię, jej siwe włosy zostały zebrane w luźne upięcie, a mimo to wyglądała dostojnie i szlachetnie. Każdy kto na nią spojrzał, od razu wiedział, że jest arystokratką, bez względu na ubiór. Chodziło raczej o jej aurę i sposób bycia.

Lori stwierdziła, że im Vespera była starsza, tym bardziej przywodziła na myśl Sibillę. Nie tylko dlatego, że razem z babką były najlepszymi przyjaciółkami, ale istniało wiele innych powodów, dla których Lorina darzyła guwernantkę równie ciepłymi uczuciami.

Skinęła jej głową i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Vespera odezwała się z wyuczoną grzecznością:

— Lorino, rozbierz się i wykąp. Zaraz pomogę ci doprowadzić się do porządku. — Dziewczyna doskonale wiedziała, że Vesperze ani trochę nie przeszkadzała jej ubłocona suknia, ale powiedziała to ze względu na jej matkę. Każdy musiał odgrywać przydzieloną rolę. — Assunto, czy możemy zamienić kilka słów na osobności?

Ballada o skrzywdzeniu i ukojeniuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz