Rozdział 1

621 35 4
                                    

Pov: Y/N
Obudziłam się na środku ulicy. Ostatnie co pamiętałam, to uczucie spadania. W mojej głowie odbijał się głos "Y/N!". Y/N. Czy to moje imię? Ktoś mnie wołał? I gdzie ja w ogóle jestem?!

Rozejrzałam się dookoła. To dziwne miejsce przyprawiało mnie o ciarki, wszędzie brudno, na ulicy nie było żywej duszy, w dodatku na krwistoczerwonym niebie znajdował się ogromny pętal. Jedynym rozsądnym wyjściem teraz jest spytanie kogoś o pomoc. Spróbowałam podnieść się z ziemi, jednak zaraz upadłam czując przeszywający ból w okolicy prawego barku. Spojrzałam w tamto miejsce. Znajdowało się tam ogromne, podarte i postrzępione białe skrzydło, które, na moje nieszczęście, obficie krwawiło. Musiałam jak najszybciej znaleźć pomoc.

Ruszyłam ulicą mimo cierpienia. Zapukałam do pierwszego domu. Otworzył mi chochlik o białych włosach i średniej wielkości różkach z masą piegów na twarzy. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ten przerażony zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
Co mogło go aż tak wystraszyć? Fakt, nie jestem może w najlepszej kondycji, aczkolwiek takie zachowanie jest niegrzeczne. Postanowiłam, że nie będę mu sprawiać więcej koszmarów i ruszyłam do kolejnego domu ledwie wytrzymując ból, który z każdym krokiem dawał o sobie znać coraz bardziej. Zapukałam do drzwi. Otworzył mi dość otyły gargulec z wielkim nosem i spiczastymi uszami.

–Dzień dobry, czy niemiałb... – zaczęłam, lecz kreatura od razu mi przewała.

–Spierdalaj! Nie mam czasu na jakiegoś żebraka! – krzyknął, po czym huknął drzwiami.

Bardzo niekulturalny typ. Chyba muszę poszukać ratunku gdzie indziej. Tutaj nikt mi nie pomoże.
Nagle zobaczyłam kilka budynków dalej wielki hotel. "Hazbin Hotel"? Może tam mi pomogą? Nie powinni wyrzucać gości, prawda?
Byłam naprawdę osłabiona. Niby przeszłam tylko jakieś 20 metrów, lecz z rany zdołało uciec już wystarczająco dużo krwi, aby zaczęło mi się kręcić w głowie. Udało mi się zapukać do drzwi.
Otworzyła młoda, urocza blondynka w czerwonym garniturze.

– Dzień dob... – znowu nie zdążyłam dokończyć. Dziewczyna zatrzasnęła drzwi. Nie minęła minuta a znowu je otworzyła, lecz nie była sama tym razem. Obok niej stała anielica o białych włosach, ubrana w czerwony top i czarną spódniczkę.

– O mój! – krzyknęła skrzydlata, wciągając mnie do środka.

- Kto ci to zrobił?! - zawtórowała jej przerażona diablica.

– M..macie może apteczkę? – zapytałam, ledwie trzymając się na nogach z wycieńczenia.

– Siadaj – nakazała blondynka sadzając mnie na najbliższym stołku, zaczęła opatrywać moje skrzydło.

– Tak, uratujcie anioła a on nam jutro poodcina łby – do pokoju wszedł pająko-podobny demon patrząc na mnie krzywo.

– Nie przesadzaj Angel, spójrz tylko na nią. Jest w opłakanym stanie – powiedziała anielica.

Coraz trudniej było mi utrzymać świadomość z bólu. Diablica próbowała zatamować krwawienie, jednak kosztowało to mnie bardzo dużo energii. Miałam mroczki przed oczami. Nie mogłam już wytrzymać. Zaczęłam tracić przytomność. Słyszałam stłumione spanikowane głosy coraz słabiej... aż zupełnie ucichły.

Pov: Charlie
Angel naprawdę przesadził. Nie powinien tak mówić do naszego gościa. Veggie zamiast mi pomóc opatrywać nieznajomą, zaczęła się z nim kłócić. Nagle anielica zaczęła tracić przytomność.

– Ej, Ej, Ej..  nie odpływaj! – próbowałam ją ocucić, jednak straciła zbyt dużo krwi, aby zachować pełną świadomość.

Veggie zauważyla, że coś jest nie tak. Widząc mdlejącego gościa, podbiegła i pomogła uciskać ranę. Jak można tak bardzo pocharatać skrzydło? Walczyła z kimś? Ale który demon jest w stanie tak okaleczyć anioła? Nie wygląda jak Eksterminator. Mogłaby być jednym z Archaniołów, lecz nie znam żadnego, który jest kobietą.

Dziewczyna była mojego wzrostu, miała długie kręcone blond loki, które opadały miękko na jej ramiona. Jak na anioła, była dość opalona. Jej błękitne oczy iskrzyły się jak promienie słońca odbijające się od tafli morskiej. Uroku dodawał jej mały nosek oprószony piegami. Usta koloru malinowego były idealnie pełne. Ubrana w piękną białą (trochę ubłoconą) sukienkę do kolan z haftem angielskim, wyglądała jak anielska księżniczka.

Nieznajoma już kompletnie straciła przytomność. Akurat skończyłam jej opatrywać skrzydło. Biedactwo, wydawała się taka zagubiona. Na nogach trzymała ją tylko adrenalina i podświadomość szukania pomocy.
Veggie pomogła mi ją zanieść delikatnie do wolnego pokoju hotelowego.

– Jak myślisz kim ona może być? – zapytałam swoją dziewczynę. Powinna znać hierarchię w niebie, w końcu sama jest aniołem.

– Na pewno jest wyżej od Eksterminatorów, co oznacza, że ma większą moc. Jednak jest na tyle osłabiona, że nie stanowi dla nas zagrożenia, jak na razie – stwierdziła Veggie.

– Nie widziałam jej pełnej anielskiej wersji, więc nie jestem w stanie określić, do której wyższej grupy należy – dodała.

Nagle zobaczyłam na korytarzu Alastora. Jeszcze jego tu brakowało! Zaraz zacznie coś węszyć, a nie daj Boże jeszcze zawrze jakąś podejrzaną umowę z osłabioną anielicą.

– Dzień dobry drogie panie – demon podszedł do nas ze swoim charakterystycznym uśmiechem na twarzy – widziałem bandarze w salonie, czy ktoś jest ranny? – zapytał.

– Wszystko w porządku Alastorze, poprostu sprawdzałyśmy z Vaggie asortyment i segregowałyśmy bandaże – na szybko wymyśliłam jakąś bajeczkę i zmusiłam się do uśmiechu.

Demon spojrzał na mnie niepewnie, lecz dał sobie spokój i odszedł.

***

Mój Anioł (Alastor X Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz