[Cela]

93 7 2
                                    

- Przepraszam. - mruknął zawstydzony i odsunął się ode mnie.

- Spokojnie. - uspokoiłem chłopaka czując jak ból częściowo znika.

Chłopak oparł głowę o moje ramię
Dopiero wtedy poczułem ogarniające mnie zmęczenie.
__ __ __ __

Oprzytomniałem chwilę temu jednak nie mogłem się ruszyć. Ledwo łapałem oddech. Czułem ból jednak nie umiałem określić jego dokładnego miejsca na moim ciele.

Ciemność panująca dookoła uniemożliwiała mi określić gdzie się właśnie znajdowałem co wtrącało mnie w lekką panikę. Co ja mówię zacząłem panikować jak nigdy dotąd.

Czułem że dookoła jest duszno a na ziemi na której leżałem był jakiś piasek czy inny żwir. Gdy możliwość ruchu wróciła podniosłem się z ziemi czując rosnący ból w okolicy żeber i w prawej kostce.

Ciężko brałem powietrze. Czułem jakby ktoś trzymał mocno zaciśnięte palce na moim gardle mimo że nikt go nawet nie dotykał o czym doskonale zdawałem sobie sprawę.

Chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do panującej tu ciemności. Jednak gdy już lekko widziałem co się dzieje dookoła postanowiłem znaleźć ratunek.

Zorientowałem się gdzie jestem gdy po zrobieniu ledwo kroku wpadłem na zimne, metalowe drzwi przypominające w dotyku te do celi.

Żwir, duchota, lochy wszystkie kropki w mojej głowie się właśnie połączyły. Byłem w lochach wężonów.

Postanowiłem wyważyć drzwi. Mimo że moja cela była mała przycisnąłem się jak najbardziej do ściany po czym z całej siły wbiegłem w drzwi.

Usłyszałem trzask metalu oraz własnych kości. Zawiasy pękły a drzwi delikatnie się uchyliły wpuszczając kawałek lichego światła do mojego więzienia.

Łapiąc się za żebro poczułem że pod bluzą miałem pas. Pas z bronią. Nie przeszukali mnie! Wyjąłem nóż. Naciągnąłem rękaw tak aby ukryć ostrze przed wizją osób trzecich ale też tak by z łatwością się obronić przed atakiem.

Po woli i najbardziej cicho jak tylko umiałem wyszedłem z ciasnego pokoiku. Na korytarzu światło było przeraźliwie jasne. Musiałem zmrużyć oczy aby nie oślepnąć. Dopiero po jakiś dobrych kilkunastu sekundach udało mi się do niego przyzwyczaić 

Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było. Iść w lewo czy w prawo? Postanowiłem iść jednak w prawo bo korytarz wyglądał na dłuższy a obawiałem się ślepych uliczek.

- Halo!? - krzyknąłem nie zważając na to że może zauważyć mnie wróg. - Jest tu ktoś?! - powtórzyłem ale spotkałem się jedynie z głuchym echem.

Nie rozumiałem niczego ani nie mogłem przypomnieć sobie co robiłem przed pobudką.

Do moich uszu dotarł dźwięk kroków. Zacisnąłem drżące palce na rączce noża przygotowując się na odparcie ataku.

Kroki. Człowieka. Trzy osoby. Nie cztery! Albo dwie? Uderzenie. Bat. Nie ogon! Jeden wąż i dwie osoby!

- Nie rozumiecie ta massszyna! On jest niebezpieczny! Jego krew jest ssskażona! Ten dzieciak może znissszczyć śsswiat! - usłyszałem syczący krzyk węża. Pytor!

- On jest dobry. Nie skrzywdziłby muchy!

- W jego ciele toczy się właśnie istna wojna. - usłyszałem głos wujka. - Oni i smoki biją się właśnie o przejęcie kontroli nad umysłem najpotężniejszego wojownika. Jeśli którejś z stron się uda to nie czeka nas kolorowe zakończenie. - dodał.

- Jest silny.

- Tak wiemy jednak nigdy nie można mieć pewności.

- Ten dzieciak da radę. Obronił świat!

- I może go znissszczyć!

- Trzymamy go w celi z zamestone'u. Nie da rady z niego wyjść.

- Jednak mu się udało.

- Jakim cudem! Te wrota sssą z nieznissszczalnej ssstali.

Dotarło do mnie że mówią właśnie o mojej osobie. Złapałem mocniej nóż i jak najszybciej mogłem nie zwracając uwagi na ból całego ciała pobiegłem w przeciwną stronę co rozmowa.

Podczas ucieczki właściwie nie wiem przed czym i gdzie, która skończyła się kilkoma przrwrotami i dwoma fiołkami oraz mocniejszym zranieniem prawej kostki zauważyłem światło mocniejsze niż to w tunelu.

Nie mogłem złapać oddechu. Jakaś niewidzialna siła miażdżyła moje płuca.

Wpadłem na coś. Łuski. Wąż! Nie! To smok? Smok! Cztero głowy! Smok żywiołu!

Pogłaskałem stworzenie po jednej z głów. Inna głową obwąchała moje ciało. Spojrzałem również na swoje ubranie. Byłem cały w krwi! Inna z głów zlizała bordową ciecz z mojej klatki piersiowej przez co skrzywiłem się z bólu.

Rozejrzałem się dookoła. Nie byłem już w tunelach węży. Byłem na zewnątrz na jakieś pustyni.

- Mały? Zabierzesz mnie do.. - zamilkłem bo nie wiedziałem gdzie tak właściwie miałem się podziać. Nie mogłem lecieć do klasztoru. - Zabierz mnie do świątyni światła. - powiedziałem do smoka który właściwie od razu zareagował i wrzucił mnie na swoje plecy.

Z niezwykłą umiejętnością poprawił moje zranione ciało ogonem abym bezpiecznie siedział na jego grzbiecie. Po chwili smok wbił się w niebo.

Już po dobrych piętnastu minutach byliśmy na wyspie ciemności przed pamiętną świątynią.

Zwierzak pomógł mi zejść na ziemię. Skrzywiłem się z bólu żeber które przez chwilę przejęło moje ciało.

Jedna z głów obwąchała mnie po czym delikatnie polizała. Zaśmiałem się cicho.
Głowa odpowiadająca za moc lodu zamroziła miejsce bólu co sprawiło że znikł.

- Dzięki. Jesteś super. - zaśmiałem się delikatnie przytulając się do giganta.

Smok pomachał skrzydłami co mnie rozbawiło już całkowicie.

- Co mam robić? - spytałem sam siebie patrząc na smoka.

- Sądzę że powinieneś pozbyć się mocy. To przez nią musiałeś uciec przed rodziną. - Rozbrzmiał mroczny głos pozostawiając po sobie przeraźliwy pisk w uszach.

Rozejrzałem się chaotycznie szukając źródła dźwięku jednak dookoła mnie nie było nic podejrzanego.

- Nie znajdziesz mnie. - beznamiętnym lecz przytłaczający głos zabrzmiał bliżej mnie kilka razy głośniej a pisk po nim również wie wzmocnił.

- Kim jesteś? - naleciało mi na język.

- Hmm zastanówmy się. - głos zabrzmiał jeszcze bliżej mnie.

Ciężko mi było zlokalizować z której strony się wydobywał. Czułem jakby otaczał mnie dookoła jak jakaś lina którą ktoś ciasno zawiązywał moje mięśnie. Głos był zimny i może nie pokazywał żadnych emocji to i tak sprawiał że na moich ramionach pojawiła się gęsią skórka. Moje ciało zadrżało kiedy poczułem jak ktoś kładzie dłonie na moich ramionach jednak lęk sprawiał że nie mogłem się odwrócić.

- Kim jesteś? - Powtórzyłem umiejętnie ukrywając wszystkie emocje. Mimo że strach w głosie czy w mimice umiałem schować to dalej przysłaniał mi umysł i nie mogłem się obronić.

- Hmm. Taki waleczny taki zacięty a nie poznaje swego dawnego wroga? 

- Dziękuję za komplet ale wolałbym wiedzieć kim jesteś. - odparłem z śmiechem po czym się odwróciłem i mocno kopnąłem napastnika prosto w brzuch.

Zamarłem widząc z kim mam doczynienia.

- Nie wierzę. - wyszeptałem zaskoczony

__ 1 __ 0 __ 0 __ 0 __

Zieleń w mroku. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz