⸺ 12 ⸺

186 22 53
                                    

„Mury wzniesione z tytanów"

***

— Paskudnie to wygląda.

Byłam pewna, że jeszcze kilka minut dłużej i komentarzy starszej pielęgniarki wraz z jej oceniającym spojrzeniem, skończy się moim wybiegnięciem z sali, zanim zdąży określić, czy połamałam żebra oraz ile szwów ozdobi moją skroń i niemal połowę czoła.

Z trudem powstrzymywałam się od odepchnięcia jej nieprzyjemnie szorstkich i zimnych dłoni, gdy sunęła nimi po mojej skórze, przyprawiając mnie o niekontrolowane, bolesne dreszcze oraz wzdrygnięcia. 

— I po co niszczyć takie kobiece ciała na wojsko — prychnęła pod nosem, tak że ledwie ją usłyszałam. Wzięłam głęboki oddech, zaciskając z całej siły drżące palce na krawędzi szpitalnego łóżka.

Chwilę później zacisnęłam powieki i spuściłam głowę. Miałam niepowstrzymaną potrzebę, by w tej chwili wstać i wyjść. Nie interesowało mnie, że ledwo stałam na nogach, byłam na tyle zdeterminowana, aby wstać i dotrzeć do swojego pokoju, nawet jeśli byłby po drugiej stronie tego piekielnego Muru.

W swoich czterech ścianach miałam to, czego potrzebowałam teraz najmocniej. Chciałam zasnąć i zapomnieć o tym, że musiałam porzucić ciała przyjaciół, nie mogąc oddać ich rodzinie ani pochować na cmentarzu, a potem odwiedzać.

Z każdą mijającą minutą czułam się jedynie gorzej. 

 — Masz szczęście, że ci te żebra płuc nie poprzebijały — wymamrotała kobieta, poprawiając swoje jasne włosy ściśnięte klamrą nad karkiem. — I dobre, mocne kości... och, gdyby mój syn takie miał... chociaż w porównaniu z nim, wy Zwiadowcy tworzycie więcej problemu...

Zacisnęłam zęby. 

Faktycznie. Cóż za szczęście.

Czułam, jak robi mi się coraz bardziej duszno, a dźwięki stukających o siebie szklanych naczyń wraz z nieprzerwanie gadającą pielęgniarką stają się z każdą chwilą coraz głośniejsze. Wszystko to bezlitośnie atakowało moją głowę i z całych sił musiałam postarać się, aby usiedzieć w miejscu.

Skupiłam wzrok na jednej ze ścian, podczas gdy pielęgniarka kończyła zakładać szwy. Jej głos stawał się coraz bardziej drażniący, a dotyk jej dłoni, przytłaczający. 

 — No, przyniosę ci jakieś przeciwbólowe i obejrzymy te żebra — mruknęła zadowolona ze swojej pracy, a potem ruszyła w kierunku osobnego pomieszczenia.

Zaraz potem jak drzwi się za nią zamknęły, bez większego namysłu zerwałam się ze szpitalnego łóżka i o mały włos nie zgięłam się w pół. Zdusiłam jęk cisnący się na moje usta i ostrożnie nabrałam powietrza. Postawiłam pierwszy chwiejny krok w kierunku wyjścia, a każdy kolejny przyszedł mi już nieco łatwiej.

Potrzebowałam zaczerpnąć więcej powietrza i wydostać się z ciasnej sali. Nie chciałam znosić już więcej głosu kobiety ani jej dotyku. Nie chciałam, by ktokolwiek w tej chwili mnie dotykał.

Przytrzymując się ściany, starałam się jak najszybciej wydostać ze skrzydła szpitalnego, co nie okazało się wcale takie proste. Nie byłam bowiem w stanie iść wystarczająco prosto, by nie zwrócić na siebie uwagi innych pacjentów czy też personelu.

— Dokąd idziesz Hasedo? — zapytał lekarz, który przyjął mnie tu jako pierwszy, a potem zostawił mnie samą, dopóki nie przyszła pielęgniarka.

— Muszę się przewietrzyć — wychrypiałam, nadal opierając się o ścianę.

— Przewietrzysz się potem — westchnął, a następnie złapał mnie za ramię. Wzdrygnęłam się jednak tak silnie, że niemal natychmiast cofnął dłoń. — Potrzebujesz jeszcze czegoś na uspokojenie?

The Strongest Soldier | Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz