⸺ 37 ⸺

117 18 28
                                    

„Goście"

***

Nie zaznaliśmy na wyspie zbyt wiele spokoju. Na Paradis szybko zaczęły przybywać okręty- floty zwiadowcze -z Mare. Z dnia na dzień po prostu zaczęłam widywać więcej ludzi z wrogiego kontynentu, którzy łypali na mnie nieprzyjemnymi spojrzeniami, rzucali wymyślnymi obelgami, niż naszych żołnierzy. Na powrót mogłam zapomnieć, czym był spokój i odpoczynek, tym razem tylko z tą różnicą, że to my mieliśmy kontrolę nad sytuacją.

Spośród wszystkich przybyszy dało się wyselekcjonować kilku, czasem kilkunastu, z trochę mniej nienawistnym nastawieniem, lecz o przyjaciół bywało ciężko. Każdy, kto zagroziłby nam w pracy w porcie, został oddany za Mury w ręce Stacjonarki i Żandarmerii Wojskowej, a następnie trafiał za kraty na czas nieokreślony. Resocjalizacja, czy też rehabilitacja ich nastawienia, jak lubiła nazywać to Hanji, w ogóle nam nie wychodziła.

Nikt z Mare nie miał najmniejszego zamiaru sprzymierzać się z diabłami. Tak samo ja nie miałam zamiaru godzić się na zbliżenie się z mareńczykami. Prędzej urwałabym sobie rękę, niżbym ją podała, aby wprowadzić ich na Paradis.

Dlatego za każdym razem, gdy rozpościerała się informacja o kolejnym statku, który zmierzał ku zatoce, musiałam przystanąć na moment w miejscu i wziąć głęboki oddech, bo inaczej nie było mowy, abym poszła "powitać" kolejnych gości. Nie inaczej tego wieczoru, kiedy chwyciłam już za swoją broń, najpierw odprowadziłam wzrokiem Hanji, która cała w skowronkach wypadła z jednego z namiotów za zaraz za nią wytoczył się Levi. Prowadził Niccolo i obaj wydawali się z tego faktu niezadowoleni, choć na dwa różne sposoby.

— Ja chciałam tylko iść spać — westchnęłam sama do siebie, odrzucając głowę do tyłu, gdy już zajęłam swoją pozycję.

Przyłożyłam karabin do lewego ramienia, a lufę oparłam delikatnie o skały dla lepszej stabilizacji. Przez swoje prawe oko musiałam praktycznie od nowa nauczyć się strzelać, ale wrodzony upór sprawił, że przyszło mi to łatwiej, niż ktokolwiek sądził.

Schemat całej tej szopki pozostawał niezmieniony. Eren błyskawicznie wrzucił statek na mieliznę, co postawiło wszystkich Zwiadowców sztywno na nogi.

— Dzień dobry panie i panowie z Mare! — Hanji wybiegła w kierunku mareńczyków, wymachując rękoma. — Miło mi powitać państwa na Paradis! Dacie się zaprosić na herbatkę?!.. Jeśli zastanawiacie się, co się stało z poprzednio przybyłymi gośćmi, zdążyliśmy się już zaprzyjaźnić! Prawda, Niccolo? — zawołała i rzuciła się na Niccolo. Sama spięłam się nerwowo, po tym, jak dowódca z Mare wymierzył broń w kierunku Hanji.

— Dowódco! — wykrzyknął Niccolo. — Proszę się mną nie przejmować i wystrzelać te diabły!

— Posłuchajcie pieprzone diabły! — Palec zadrżał mi niebezpiecznie przy spuście, kiedy przez ciszę przedarł się odgłos przeładowywanej broni. — Mare nie zamierza negocjować z plugawą krwią! Skąd pomysł, że mielibyśmy siadać z wami przy jednym stole i pić świńskie szczyny?!

— Czy jesteście tego pewni? Na pewno chcecie nas tak obrażać? — odkrzyknęła Hanji z naciąganym zaskoczeniem w głosie. — Czyżbyście nie widzieli tytaniątka za wami?! — Niczym na rozkaz przybysze z Mare odwrócili głowy w kierunku stojącego nad nimi w formie tytana Erena.

Byłam pewna, iż wszystko pójdzie, jak zwykle. Zobaczą wielkiego tytana zdolnego zmiażdżyć ich jednym ruchem ręki i rzucą broń, a potem zejdą na ląd, plując nam pod nogi. Jednakże ten dowódca okazał się wyjątkowo odważny. — Nie ugniemy się przed diabelską mocą! — zadeklarował i uniósł swoją broń wyżej. Przymrużyłam powieki, żeby wycelować, jak najlepiej, bo bardzo nie podobał mi się rozwój sytuacji. — Oto pozdrowienia z Mare!

The Strongest Soldier | Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz