⸺ 08 ⸺

191 23 20
                                    

„Stare obietnice" 

***

Ostrożnie wsunęłam rozedrganą dłoń pod poduszkę i odetchnęłam głęboko niemal z ulgą, kiedy palcami natrafiłam na szorstką i twardą okładkę książki. Z całych sił zacisnęłam powieki, niemal wyszarpując dłoń spod poduszki. Położyłam się na plecach i odgarnęłam z mokrych policzków włosy zlepione ze sobą zarówno potem, jak i łzami. Pochwyciłam drżący oddech, szepcząc samej sobie, że był to tylko sen. Sen będący równie piękny, co okrutny. Ten sam nieprzerwanie od wielu nocy, ten, który zawsze do mnie wracał.

Zrzuciłam z siebie wymiętą pościel i usiadłam na łóżku, wsłuchując się w ciche skrzypnięcie wysłużonych desek. Ukryłam twarz w chłodnych dłoniach i westchnęłam w nie ciężko, pocierając skronie dopóty, dopóki skóra w proteście nie zapiekła bólem.

Wtedy postawiłam bose stopy na podłodze i nawet nie wzdrygnęłam się na jej zimno. Akurat to było mi obojętne. Na ślepo przeszłam cały pokój, tylko po to, by szklanka stojąca na stoliku okazała się pusta. Zaklęłam pod nosem i mocniej zacisnęłam palce na szkle.

Liczyłam, że zdołam ugasić pragnienie, nim senność odejdzie w niepamięć, lecz najwyraźniej mogłam pożegnać się z ciepłą pościelą na tę noc. Mój wzrok mimowolnie przesunął się na leżącą dotychczas spokojnie paczkę papierosów. Z cichym westchnieniem zacisnęłam na niej palce, a potem wrzuciłam w najgłębszą czeluść szuflady. Zakryłam ją wszystkimi wrzuconymi tam rzeczami, by sięgnięcie po nią nie stało się zbyt wielką pokusą i odgarnęłam włosy do tyłu z cichym westchnieniem.

Czułam rosnącą suchość w ustach oraz żołądek zwijający się w ciasny supeł, gdy desperacko domagał się pożywienia, aż zrobiło mi się przez to niedobrze. Przygarbiłam się nieco, jakby to miało złagodzić ból i nabrałam głęboko powietrza, wstrzymując je przez moment w płucach, by potem wypuścić je przez drżące wargi.

W żadnym wypadku nie uśmiechało mi się opuszczanie moich czterech ścian. Każda, nawet najmniejsza szansa na napotkanie ludzi odrzucała mnie niesamowicie mocno. Jednakże wymęczone ciało domagało się nie tyle, ile odpoczynku, a jedzenia. Od powrotu do Zwiadowców ominęłam już naprawdę wiele posiłków, ale nie przywiązywałam do tego szczególnej wagi.

Przynajmniej nie do czasu, gdy w końcu zwróciłam uwagę na zbyt mocno drżące dłonie, o wiele za luźną koszulę, czy właśnie te napady głodu. Oblizałam spierzchnięte wargi i niechętnym krokiem wyszłam z pokoju, uprzednio nakładając buty, które uderzały przyjaźnie o kamienną posadzkę mimo zmęczonego kroku.

Z daleka już zauważyłam niewielką smugę światła wylewającą się spod szpary w niedomkniętych drzwiach kuchni. Przełamałam rosnące zniechęcenie i stanęłam w progu, starając się zignorować rażące początkowo światło. Spojrzałam na Eli, która uniosła głowę znad parującej przed nią filiżanki herbaty. 

 — Wyglądasz jak siedem nieszczęść — stwierdziłam, lustrując ją uważnym spojrzeniem.

Worki pod oczami, popękane wargi i przetłuszczone, rozczochrane włosy nie były czymś, co kojarzyło mi się z wiecznie ładnie uczesaną, w wyprasowanych ubraniach Eli. 

 — Ty nie lepiej — wychrypiała, a kąciki jej ust drgnęły w drwiącym uśmiechu, kiedy odwdzięczyła mi się równie bacznym spojrzeniem.

Westchnęłam cicho i podeszłam do szafek, otwierając każdą po kolei w poszukiwaniu czegoś więcej niż czerstwego chleba oraz resztek masła, ale w obecnej sytuacji byłam gotowa zadowolić się nawet tym. Pożałowałam każdej racji żywnościowej należącej do mnie, a która uszczęśliwiła kogoś innego, obdarzając go darmową dokładką. Leniwie obróciłam tępy nóż w dłoni, nieśpiesznie smarując pieczywo rozmiękłym masłem, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo głodna byłam.

The Strongest Soldier | Levi AckermannOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz