Rozdział 23

2.9K 125 88
                                    

Przekraczając próg, miałam wrażenie, że mój oddech spowolnił. Przeciągałam tą chwilę najdłużej, jak się dało. Nie wiedziałam, co mnie czekało, ale podskórnie czułam, że nic dobrego. Najciszej jak potrafiłam zdjęłam buty i przeszłam do salonu. Mama z Trevorem siedzieli na kanapie, a ten chuj miał zarzucone ramię na jej kark. Ucięłabym mu tą rękę.

- W końcu wróciłaś - odezwał się jako pierwszy, nawet nie odwracając głowy. - Wiesz, do czego służy telefon?

Mama na mnie spojrzała. W jej oczach już widziałam, że mnie przepraszała za jego zachowanie. Nie winiłam jej za to. Obwiniałam ją, bo nic z tym nie robiła. Niby się o mnie troszczyła, ale prawda była taka, że martwiła ją głównie moja choroba, a nie ja.

- Sprawdziłabym dokładną definicję, ale mój się rozładował - mruknęłam. Nie miałam ochoty na jego chuja co warte paplanie. Nie był moim ojcem i nie miał żadnych praw.

Ale mimo to je sobie przywłaszczył.

- Mam rozumieć, że wyszłaś z domu, nie sprawdzając nawet, czy masz naładowany telefon? Nie wspominając już o tym, że nie powiedziałaś nam, gdzie idziesz!

W końcu raczył się odwrócić i zamordować mnie wzrokiem. Miałam przejebane. A skoro już nie mogłam nic zmienić, to czemu by nie zaryzykować? Postawić się, choć raz? A potem zamknąć się w pokoju, albo uciec.

- Powiedziałam wam, że wychodzę. Jestem już pełnoletnia i nie muszę wam się tłumaczyć - odparłam najspokojniej, jak potrafiłam, wzruszając ramieniem. - Wróciłam żywa, więc nie widzę problemu.

Wkurzony Trevor aż podniósł się z kanapy i napinając wszystkie mięśnie, zbliżył się do mnie, celując palcem w moją twarz. Głośno dyszał, po czym mogłam wnioskować, że prawdopodobnie miał hiperwentylację, a mi nie było go szkoda. Ani trochę. Mógł zdechnąć na moich oczach.

- Jesteś pod naszą opieką, a po tym co nawywijałaś, masz obowiązek nas informować, gdzie i z kim wychodzisz! - wydarł się, a ja przymknęłam na chwilę oczy.

Gdy je otworzyłam, on nie zniknął.

Kurwa, a szkoda.

- Może pozwolisz, że mój biologiczny rodzic się tym zajmie? - Założyłam ręce na siebie, żeby ukryć ich drżenie. Ale się wjebałam.

- Półtora miesiąca. Daj mi półtora miesiąca, a przysięgam, że...

- Że co? - przerwałam mu, unosząc podbródek. - Myślisz, że po ślubie będziesz miał więcej praw niż teraz? - prychnęłam i zaśmiałam się szyderczo, czym wkurwiłam go jeszcze bardziej.

Jego ręka opadła wzdłuż ciała, a wzrok zapłonął gniewem. Mama widziała tylko jego plecy, więc jedyne co mogła dojrzeć, to jego spięte barki. Nawet nie pofatygowała się, żeby go uspokoić, czy coś. I wtedy naszła mnie pewna niepokojąca myśl. Może ona też się go bała? Może zrobił jej krzywdę?

- Loren wystarczy! - wrzasnęła mama.

Spojrzałam na nią pustym wzrokiem, pozbawionym emocji. Stanęła po jego stronie.

- Pozwalasz mu na takie traktowanie?! - Machnęłam ręką w jego kierunku. Catherine wstała na równe nogi, a wzrok, jaki mi zafundowała, przeszedł mnie na wskroś.

My heart belongs to you. Dylogia belong #1 (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz