3. Los Angeles

146 7 0
                                    

27 września opuściłam sierociniec i razem z moim nowym opiekunem udałam się do jego domu, który znajdował się w Los Angeles. Gdy usłyszałam o tym pierwszy raz, byłam w szoku - w końcu było to miasto, gdzie żyło najwięcej miliarderów, więc oznaczało to, że ceny nie były tam małe... Zawsze chciałam przyjechać tutaj i je zwiedzić, a teraz okazało się, że i ja mam tutaj zamieszkać!

Chociaż nie powiem, byłam szczęśliwa i wdzięczna Francisowi, że przyjął mnie pod swój dach, ale od kiedy się spotkaliśmy po raz pierwszy, nie powiedział on do mnie ani słowa. Nic. Nawet żadnego cześć, hej. Czułam się tak, jakbym była jakimś szkodnikiem, na którego próbował nie zwracać uwagi.

Zdawałam sobie sprawę, że przyjęcie nastolatki pod swój dach, na dodatek obcej, nie było łatwym zadaniem, ale jeśli to zrobił, to mógłby chociaż wykrzesać choć trochę optymizmu. Jakby nie patrzeć, nikt go do tego nie zmusił. Więc po co on to zrobił, skoro miał mnie tak teraz traktować?

Nie wiedziałam, czy był to mój kuzyn, wujek lub brat, ale byłam pewna pokrewieństwa pomiędzy nami. Mieliśmy takie samo nazwisko oraz podobne rysy twarzy i kolor włosów. Dlatego w tym momencie celowałam bardziej w brata niż kuzyna. Ale to by oznaczało, że któreś z rodziców musiało mieć inną rodzinę, a tego wolałam już nie rozgrzebywać. Nie chciałam wiedzieć.

W Los Angeles wylądowaliśmy równo w południe, a pod dom dojechaliśmy po godzinie. Musiałam przyznać, że byłam pod naprawdę dużym wrażeniem. Myślałam, że mój brato-wujo-kuzyn mieszkał w jakimś małym mieszkanku, ale się pomyliłam i moim oczom ukazała się duża willa. Miała dwa piętra i na szerokość mogłaby pomieścić z dwa domy jednorodzinne. Obok budynku znajdowało się coś na wzór hali, a dalej chyba nawet basen.

Nie był to jednak jeszcze koniec niespodzianek, bo kiedy wjechaliśmy do garażu, moim oczom ukazały się trzy samochody, które wyglądały na bardzo drogie.

Czyli mój opiekun mógł jeszcze z kimś mieszkać...

Byłam tak zaabsorbowana otoczeniem, że nawet nie zauważyłam, kiedy się zatrzymaliśmy. Czułam się jak w jakimś filmie! W pewnym momencie nie miałam nic, nawet rodziny, a teraz nie dość, że będę mieszkać w wypasionym domu, to poznałam... kogoś spokrewnionego ze mną, co było chyba największą niespodzianką.

Francis pomógł mi wnieść moją walizkę, która wyglądała jakby przeżyła jakiś wypadek samolotowy. Była bardzo poobijana, głównie przez ostatnie kilka przeprowadzek. W końcu, w ostatnim miesiącu zmieniałam miejsce zamieszkania aż cztery razy!

Kiedy weszliśmy do środka zauważyłam, że wszystko jest w ciemnych barwach. Schody były zrobione z czarnego szkła, więc trzeba było uważać przy poruszaniu się na nich. Jeden gwałtowny ruch i nie dość, że można było się na nich poślizgnąć, to jeszcze w przypadku upadku, całe by się pobiły. Było to bardzo niepraktyczne, ale nie skomentowałam tego.

Na lewo od nas znajdowały się ogromne drzwi, prowadzące do kuchni i jadalni. Całe pomieszczenie było szaro-czarne i głównym materiałem tutaj było również szkło.

Chociaż wszystko to robiło na mnie ogromne wrażenie, to z tyłu głowy zastanawiałam się, jak można kroić coś na szklanym stole. Przecież nie wytrzymałby on nawet jednego dnia! Więc jakim cudem on coś tutaj gotował? Kupował codziennie nowe meble? A może nie gotował i jadł w restauracjach?

Mój opiekun zaprowadził mnie potem na górę i bezpośrednio skierowaliśmy się w stronę pomieszczenia z jasnymi drzwiami.

- Tutaj jest twój pokój - powiedział, otwierając je.

Weszłam do środka i zaczęłam się rozglądać. Z ulgą zarejestrowałam jaśniejsze odcienie, głównie biały i beżowy. Nigdy nie przepadałam raczej za czarnym, a po ostatnich wydarzeniach kojarzył mi się jedynie z pogrzebami i śmiercią.

Hate Over Us: PrzeznaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz