- Po prostu uciekł. Wyobrażasz to sobie? - Marinette ciągle powtarzała to samo.
- Mari, wałkujemy to już trzecią godzinę - odparła Alya.
- I co z tego? Przecież- Jak on mógł uciec? Tak po prostu? Bez słowa?
- Przecież powiedział-
- Nie o takie słowa mi chodzi... Bardziej o takie... No rozumiesz. Inne.
- Nie rozumiem.
- To masz problem.
Dzień wcześniej, zaraz po pocałunku Marinette i Chata, który Alya oczywiście sfilmowała, chłopak uciekł.
Gdy się od siebie oderwali, w oczach Chata zalśnił strach.
- Ja... Przepraszam Mari, muszę już iść - potknął się lekko, ale doszedł tyłem do okna i wyskoczył przez nie na ulicę.
Uciekł.
Po prostu uciekł.
- Nie wiem co mam o tym myśleć.
- Mnie się nie pytaj, ja się nie znam.
- Przecież masz chłopaka.
- Ale to coś... Innego. Mój nie uciekł po pierwszym pocałunku.
- Ugh...
- Wiesz co ci poprawi humor?
- Co?
- Lody. Kiedy ostatnio jadłaś lody?
- O Boże. W to lato zaledwie parę razy!
- No właśnie. Parę razy. Co to ma być ty mi powiedz?
- Sama nie wiem, jakoś tak wyszło.
- To idziemy, proszę bardzo. No, chodź.
Dziewczyny wstały z ławki w parku i ruszyły na most, na którym zwykle sprzedawał lody André.
- Mówię ci, spanikował chłopak. Jak kocha to wróci.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę. Ja to wiem.
Szły brzegiem Sekwany aż dotarły do mostu, na którym wypatrzyły lodziarza ze swoją budką.
- Dzień dobry André! - zawołały dziewczyny.
- O, Marinette Dupain-Cheng i Alya Cesiré! Miło was znowu widzieć. Tym razem bed kawalerów u boku?
- Tak, przeszłyśmy się na lody jako przyjaciółki.
- Ja tam uważam, że miłości nigdy dosyć. Marinette... Twoja mieszanka jak zwykle skomplikowana, nie sądzisz? Mięta jak jego oczy, brzoskwinia jak jego usta i czekolada na dopełnienie. A ty Alyo... Kokos, banan i owocowa nutka, idealny przepis na udany związek z twoim Nino.
Mężczyzna podał im waflowe kubeczki z lodami.
- Jedzcie dziewczyny, niech miłość doda wam skrzydeł!
- Dziękujemy André! - zawołały i ruszyły dalej, rozmawiając.
- Boże, jakie to jest pyszne - wymamrotała Mari z pełnymi ustami. - Pomyśleć, że zaraz rok szkolny. Aż chce mi się ryczeć.
- Damy radę. To tylko dziesięć miesięcy.
- Tylko? Od kiedy ty taka optymistka jesteś, co?
- Od kiedy ty zaczęłaś użalać się na świat. Ja musiałam przejąć rolę tej optymistycznej.
- Dobra cichaj.
Marinette weszła na krawężnik i zaczęła balansować na jego krawędzi, wyciągając ręce, by złapać równowagę.
Pusty rożek spoczywał w jej dłoni, a ona powoli odskubywała jego kawałki i wkładała je do ust.
Nagle do Alyi przyszła wiadomość.
Dziewczyna wzięła telefon do ręki i odczytała ją.
- O kurde, muszę lecieć - powiedziała. - Od pół godziny miałam być w domu.
- To leć. Ja zaraz tez wracam.
- No i super, to żegnaj siło nieczysta.
- Spie- wyciumciulaj - poprawiła się Alya i zaczęła iść do tyłu.
- Radziłabym ci się spieszyć. Jesteś pół godziny w plecy.
- Ale i tak jestem spóźniona, co za różnica ile?
Mari otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przyjaciółka przerwała jej.
- Weź ty mi nie wyjaśniaj, bo jak już gębę otworzysz to potem nijak się nie będzie cię dało uciszyć.
Alya szybko odbiegła, zostawiając Mari samą.
Ta ruszyła do domu, zjadając po drodze ostatnie kawałki wafelka.
Weszła do domu, przywitała się z rodzicami i weszła do swojego pokoju. Zamierzała wejść na łóżko, ale kładąc stopę na drabinkę, w oczy rzucił jej się nieznany przedmiot na biurku.
Jej serce zabiło mocniej, gdy zobaczyła co to jest.
Czarna koperta z zielonym napisem "Od Chata Noir'a dla Marinette Dupain-Cheng"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jutro umrę, mówię to.
Jak ja muszę wstać o 6.30.
Mam 8 godzin snu (teoretycznie to dużo ale cii)
Nie ma co marnować czasu.
Żegnam ja Was.
CZYTASZ
Coś Się Zmieniło... ~ Miraculous Marichat
FanfictionCoś się zmieniło. Ale co? Marinette już nie kocha Adriena. To uczucie osłabło przez te wszystkie razy, gdy powiedział o niej "tylko przyjaciółka" albo "dobra przyjaciółka." Czarny Kot już nie jest zakochany w Biedronce... Nie czuje tego samego co k...