PIERWSZA WAKACYJNA AKUMA

98 6 3
                                    

Mogliby tak trwać wieki, wpatrując się w siebie jak kamienne posągi. Chat jako pierwszy oderwał od niej wzrok, choć z wielkim trudem.

- Ja... Muszę już iść - powiedział szybko i wyskoczył przez okno. Po chwili biegł już ile sił w nogach ponad dachami Paryża prawie unosząc się w powietrzu, jak na reklamie perfum jego ojca.

Czuł się dziwnie, ale emanował radością. Mógłby tak biec cały czas, a nie zmarnował by ani trochę energii.

Czuł, że żyje.

Tymczasem Marinette właśnie radziła sobie ze swoim stanem. Bez słowa leżała na łóżku, ani trochę się nie poruszając. Nadal widziała te cudne zielone oczy patrzące na nią... Przez jeden krótki moment myślała, że chłopak ją pocałuje. Na moment mogła zapomnieć, że jest dla blondyna tylko przyjaciółką.

Jednak jej marzenia obróciły się w proch w chwili, w której wyszedł z jej pokoju.

Chłopak był jej wybawieniem, ucieczką, złudną świadomością, że wszystko będzie dobrze, podczas gdy cały jej świat stawał na głowie.

A teraz jej ucieczka sama uciekła.

Została z Tikki w pozbawionym Jego obecności pokoju.

Chwila bez niego była męczarnią, a co dopiero reszta dnia.

Zawsze próbowała być niezależna, a tu proszę. Całkowicie uzależniła się od debila z kocimi uszami.

***

Za oknem rozległ się okropny huk, któremu wtórował odgłos walenia się budynku. Chwilową ciszę przerwało gruchanie gołębi.

- Pan Gołąb? No błagam! Znowu!? - zawołała dziewczyna, gdy po przemianie stała na jednym z dachów. Obserwowała sytuację. Aktualnie szwadron gołębi srał na niewinnych niczemu ludzi.

- Witaj Kropsiu. Znowu ten ptaszek? Załatwimy go raz dwa.

Serce dziewczyny podskoczyło na jego głos, ale ani drgnęła. Odwróciła się powoli i spojrzała na niego.

Wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
To w tych oczach się zakochała. W żadnych innych.
To w tym szczerym uśmiechu się zakochała. W żadnym innym.
To tego chłopaka kochała. Żadnego innego.

- Kropsiu? - jej oczy przypominały Adrienowi oczy Mari. Co ja mówię, przypominały mu je jak cholera.

Szybko otrząsnęli się. Nie mogli przeszkadzać sobie w misji.

Ruszyli na złoczyńcę.

Jednak Biedronka ciągle szukała go wzrokiem. Gdy chłopak wysunął kicikij i z całej siły uderzył w gwizdek, ten rozpadł się.

Granatowłosa zagapiła się na jego twarz zastygłą w wyrazie skupienia. Wyglądał tak pociągająco i przystojnie...

- Kropeczko? - blondyn spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Dobrze się czujesz?

Dziewczyna pokiwała głową, ale nie oderwała od niego wzroku.

- Akuma. Pamietasz? - chłopak uśmiechnął się.

Biedronka szybko odwróciła się i podeszła do fioletowego motylka. Idąc, potknęła się o własne nogi i wyłożyła jak długa przed samym chłopakiem. Wyciągnął do niej dłoń.

Boże człowieku wyjdź za mnie - pomyślała i podciągnęła się.

Szybko wstała i złapała akumę na swoje jojo.

Po chwili biały motylek leciał już ponad dachami budynków, a ona wyrzuciła Szczęśliwy Traf pod niebo. Nawet jej się nie przydał. Ale to nawet dobrze, nie mogłaby się skoncentrować na wykorzystaniu go.

Miliony biedronek rozpostarły skrzydła i poleciały we wszystkie strony, tworząc przepiękny widok.

- Ze wszystkich momentów walki ten lubię najbardziej - stwierdził Chat.

- Ja też - dziewczyna uśmiechnęła się do niego.

- Coś ty jakaś za miła dzisiaj jesteś.

- Jestem zawiedziona. Myślałam, że w wakacje sobie odpuści.

- No cóż. W każdym razie to była nasza pierwsza wakacyjna akuma.

Wystawił w jej stronę dłoń z zaciśniętą pięścią. Ta przybiła mu żółwika.

- Zaliczone - powiedzieli i oddalili się, każde w swoją stronę.

Marinette pobiegła do domu, uderzając stopami o dachy. Chciała uciec. Uciec od niego i wszystkiego co się z nim wiązało. Już jej nie kochał. Widziała to w jego oczach. Biegła, aż dotarła do domu. Z przymkniętych oczu wypływały jej łzy.

- Chowaj kropki - szepnęła, a z jej kolczyków wyleciała Tikki.

Dziewczyna wybuchła płaczem, a kwami przytuliła ją bez słowa.

- Już dobrze Marinette. Spokojnie. Co się stało? Spokojnie, nie chcemy przecież, żebyś stała się ofiarą akumy...

Nastolatka zamknęła oczy, z których powoli wyciekał słony płyn.

- Marinette...

- Proszę Tikki. Proszę zostaw mnie.

Kwami spełniło jej prośbę. Udało się do kuchni i nerwowo zaczęło jeść ciasteczka.

Tymczasem Mari zakopała się pod kołdrą i płakała, powoli tracąc siły. Zawładnęła nią prawdziwa rozpacz, jakby wszystko straciło nagle kolor.

Życie nie było już tak dobre jak wcześniej. Dlaczego nie mógł poczekać z odkochaniem się w niej o te parę miesięcy? Dlaczego teraz nie mogą być razem? Przez te przeklęte Miracula!

Granatowłosa zdjęła z uszu kolczyki i rzuciła nimi o ścianę.

W kuchni spadło ciastko i rozkruszyło się na podłodze.

- Już mnie nie kocha - szepnęła i zanurzyła głowę w poduszce. - Już mnie nie kocha...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jeszcze nie ten czas. Dłuższy rozdział będzie dopiero kiedyś. Nie wiem kiedy. Wszystko jest na improwizacji. Zdaję sobie sprawę, że kiedyś wejdę w to opowiadanie i zastanowię się co ja stworzyłam i jak nasrane w głowie miałam.

No cóż. Takie życie.

Żegnam ja Was.

Coś Się Zmieniło... ~ Miraculous MarichatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz