Rozdział 8 - Matka

7 3 4
                                    

Kolejna noc minęła Julkowi bez sennych koszmarów ani spotkań z nadprzyrodzonymi istotami, co stanowiło miłą odmianę. Mimo to nie dane mu było spać długo. Kilka minut po szóstej usłyszał krzyk Florki dochodzący zza drzwi ich sypialni.

Córeczko?! Do jasnej cholery, zostawiasz mnie i Felicję na pastwę losu, nie odpisujesz, nie dzwonisz kilka lat, a teraz śmiesz mi wyjeżdżać tu z córeczką?!

Po tych słowach rozległ się huk. Julek leżał bez ruchu i zastanawiał się, co mogło zostać przewrócone. Nagle poczuł się niczym we własnym domu, a to nie było miłe uczucie.

– Poczekaj! – rozległ się spokojniejszy, kobiecy głos. – Wszystko ci wyjaśnię. Flosia, porozmawiajmy, proszę!

– W dupę sobie wsadź te wyjaśnienia! – Dziewczyna energicznie wpadła do sypialni, lecz nim zatrzasnęła drzwi, krzyknęła jeszcze: – Wracaj tam, skąd przyszłaś i daj mi spokój!

– Twoja mama przyjechała? – zaczął niepewnie Julek, unosząc się na łokciach.

– Nie – odparła. Sprawiała wrażenie, jakby cały swój gniew zostawiła za drzwiami, jednak gdy się zbliżyła, dostrzegł, że dalej cała drży ze zdenerwowania. – Przyjechała osoba, która mnie urodziła. Na „mamę" zasługuje Felicja, ale dziwnie tak mówić do własnej siostry.

Opadła na łóżko, wciskając twarz w poduszkę.

– Przepraszam, że cię obudziłam – powiedziała cicho. Odwróciła głowę w stronę Julka i zaczęła głaskać go po włosach. – Powinnam się postarać bardziej nad sobą panować. Ale słowo daję, gdy zaczęła się zachowywać tak, jak gdyby tylko wyszła do piekarni po bułki, pomyślałam, że mnie krew zaleje! Nie bój się już, nie jestem zła na ciebie, tylko na nią.

Kołatanie serca nie zelżało, mimo to Julek odetchnął.

– W porządku. Mam jedynie nadzieję, że tu nie wejdzie – szepnął. – To by było dość niezręczne. Nie lubię się tłumaczyć w takich dwuznacznych sytuacjach.

– Leżenie obok siebie w ubraniach to dwuznaczna sytuacja? Spokojnie, nie zrobiła nic Aleksowi, więc tobie też nie zrobi. Możesz jeszcze spać, jest wcześnie.

Przymknął oczy, chociaż był pewien, że nie da rady zasnąć, zwłaszcza wtedy, gdy Florka objęła go ciaśniej. Jakoś jednak się udało. Przespali razem prawie do jedenastej.

Jej matkę spotkał w salonie.

Miała intensywnie zielone oczy – i to była jedyna rzecz, którą dzieliły, bo poza tym w ogóle nie dało się nawet przypuszczać, że mogą być spokrewnione. Była wysoka, jednak nie aż tak bardzo jak córka. Proste ciemnobrązowe włosy, sięgały jej do podbródka. Nosiła okrągłe okulary, a na jej palcach lśniły pierścienie z kamieniami ochronnymi.

Kiedy weszli, siedziała przy stole, trzymając oburącz jakąś książkę. Chłopak bardzo chciał zerknąć lub zapytać o tytuł, ale Florka ostentacyjnie pociągnęła go za sobą, więc nie miał okazji.

– Miło mi panią poznać, mam na imię Julek – rzucił nieśmiało, siadając w rogu, w którym poprzedniego dnia Florka zrobiła sobie gniazdo z poduszek.

– Nie mów jej, i tak nie zapamięta – mruknęła dziewczyna, zrzucając poduszki z kanapy, by dobudować część posłania.

– Tamara mi o tobie opowiadała. – Jej matka, ignorując złośliwy ton, podeszła i podała mu rękę. – Michalina Śnieżyńska, miło mi cię poznać. Dobrze się czujesz?

– Tylko raz nas cofnęło, ale szybko wróciliśmy. – Z jakiegoś powodu wiedział, że nie pytała go o fizyczne zdrowie.

– Jestem pewna, że gdyby jakieś cudowne dziecko stąd odwaliło podobną akcję z anomalią, dostałoby nagrodę za rozwój umiejętności, ale że to ja stworzyłam paradoks, każdy się czepia. – Florka przestawiła telewizor tak, by był skierowany w ich stronę i zwróciła się do Julka: – Skoro nie mogę nic dziś robić, będziemy oglądać seriale. A potem wyjdziemy coś zjeść, pasuje ci to? Nie lubię jeździć komunikacją miejską, ale jakoś się przemęczymy.

Świat się nie skończyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz