Rozdział 8

243 14 55
                                    

Drzwi do przedziału otworzyły się. To chyba już setny dzisiaj. Spodziewałem się jakiejś osoby, której nie znam, ale zobaczyłem w nich znajomą twarz, a przynajmniej tą, którą już widziałem. Była to Hermiona.

- Lepiej się pospieszcie i załóżcie szaty, właśnie pytałam konduktora, kiedy będziemy na miejscu i powiedział mi, że już niedaleko. - Znowu ten sam przemądrzały głos. Irytował mnie. Spojrzałem na Draco. Dobra to jednak jego irytował jej głos, patrzył na Hermionę jakby zaraz miał ją rozszarpać. Postanowiłem się odezwać zanim coś by jej zrobił.

- Słuchaj może byś już wyszła, co? Chcemy się przebrać. - dziewczyna na to mruczała coś pod nosem o tym, że wszyscy zachowują się jak dzieci. Jakby ona sama się tak nie zachowywała.

Gdy dziewczyna w końcu wyszła, przez korytarz przetoczył się chłodny, kobiecy głos oznajmujący, że do końca podróży zostało tylko pięć minut.

Wtedy poczułem dziwny ucisk w brzuchu. Było to podobne do tego, gdy się stresuje, ale czym miałbym się stresować? Wszyscy szybko się przebrali, no prawie. Pansy jako ostatnia się przebierała.

Słodycze, które zostały, a było ich niewiele, schowaliśmy do kieszeni. Pociąg zaczął zwalniać, a na korytarzu powstał ogromny ścisk. Wszyscy pchali się do wyjścia, jakby nie mogli poczekać chwili aż będzie mniej ludzi. Chociaż to może przez ekscytację przez powrót do Hogwartu? W każdym razie ja i reszta moich przyjaciół wyszliśmy chyba jako ostatni.

Na peronie było ciemno i mroźno, ale mimo to miało to swoją aurę. Jedynym widocznym oświetleniem był księżyc i lampa trzymana przez jakiegoś olbrzyma. Chwila! To był ten sam olbrzym, którego zobaczył w banku na ulicy Pokątnej. Oczywiście. Dlatego kojarzył ten głos, który wolał pierwszorocznych.

- No, dalej, za mną! Są jeszcze jacyś pirszoroczni? Patrzcie pod nogi! Pirszoroczni za mną!

Wszyscy ślizgali się i potykali, nawet Draco był bliski spotkania z ziemią na co zacząłem się głośno śmiać, a gdyby jego wzrok mógłby zabijać dawno leżałbym martwy. Zresztą nie tylko ja, Pansy też śmiała się równie głośno co ja. Wydawało mi się, że z tamtej trójki ona najmniej bała się pokazywać emocje, można by powiedzieć, że prawie w ogóle ich nie ukrywała.

Po obu stronach ścieżki, która była tak wąska, że ledwo parami mogliśmy iść, było okropnie ciemno. Chyba szliśmy przez jakiś gęsty las. Poza tym, gdy śmiałem się wraz z Pansy nikt nic nie mówił. W ogóle inni nawet żadnych dźwięków nie wydawali, można by pomyśleć, że byli prawie martwi, gdyby nie fakt, że z ich ust wydobywała się para, gdy oddychali.

- Uwaga! Zaraz zobaczycie Hogwart! Zaraz za tym zakrętem! - Gdy pierwsze osoby skręciły można było usłyszeć głośne "oooch". Zamek musiał być cudowny, tak jak opowiadała ciocia.

Jako że wraz z Draco, Blaisem i Pansy szliśmy na końcu, szkołę zobaczyliśmy jako ostatni. Gdy go zobaczyłem aż się potknąłem z wrażenia. Był ogromny! Znajdował się na wielkiej górze, po drugiej stronie ogromnego, czarnego jeziora, u którego skraju się zatrzymaliśmy. Prawdopodobnie światło księżyca i gwiazd dodawało mu uroku, może nawet tajemniczości oraz czegoś magicznego, chociaż magii pewnie mu nie brakowało.

- Po czterech do łodzi! Ani jednego więcej! - zawołał olbrzym. Harry wylądował w łodzi z nowymi przyjaciółmi. Zauważył rudego chłopca siedzącego z Hermioną i dwoma innymi chłopcami. - Wszyscy siedzą? - olbrzym nie słysząc niczego innego jak twierdzące odpowiedzi ryknął - NAPRZÓD!

Na początku nie miało to dla mnie sensu, ale po chwili łódki same zaczęły mknąć przez jezioro. Mknąć to może było złe określenie, bo wcale nie płynęły szybko, co najwyżej płynęły tak szybko jak przeciętny człowiek chodził. Dodawało to odrobinę napięcia i jeszcze bardziej podsycało ekscytację. Nie mogłem się doczekać nie tylko nauki, ale także mojego pierwszego rzuconego zaklęcia.

Miłość Czarnego PanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz