Ten rozdział jest dowodem na to że Potter nie ważne od kogo pochodzi (rozdział 1) i jak został wychowany nadal jest głupi
__________________
Minął już około miesiąc od incydentu z wężem Boa a wujek Harry'ego wciąż mu to wypominał. Zagroził że nie dostanie ani jednego prezentu na urodziny, co właściwie jest niemożliwe bo był pewny że ciocia Peruna na pewno mu coś kupi. Wuj ciągle obwiniał Harry'ego o najmniejsze zepsucia czy złą pogodę co było całkowicie głupie. Gdyby słuchał go albo chociażby cioci Petunia, wiedział by że przeciętny czarodziej nie może kontrolować pogody, wymagało to zbyt dużej ilości magii a przez wykorzystania jej zbyt wiele, można by doprowadzić do stania się mugolem lub całkowicie do śmierci. Oczywiście nie wie o tym bo nie chciał słuchać niczego na temat tego "dziwactwa".
Tego ranka było spokojnie. Za spokojnie. Potter przeczuwał że coś się dzisiaj wydarzy. Czuł się tak jakby zapomniał o czymś ważnym. W każdym razie musiał zejść na śniadanie, bo ciocia zaczęła by się martwić.
Harry zszedł po schodach i skierował się od razu do kuchni. Nie zdążył do niej nawet wejść a usłyszał głos wuja mówiącego żeby przyniósł listy. Zanim zdążył się ruszyć ciocia oznajmiła że skoro on ma dzisiaj urodziny, listy przyniesie Dudley. Kuzyn zielonookiego już otwierał usta żeby się kłócić ale gdy tylko zobaczył wzrok swojej matki zamkną je i bez słowa poszedł po listy. Zwykle wszystkie były zaadresowane do Vernona więc to jemu wszystkie dał. Wuj oznajmił że Marge, siostra Vernona, zachorowała. Co prawda było to zwykle przeziębienie ale lubiła zwracać na siebie uwagę więc nie można by się dziwić że o tym napisała. W następnej chwili wuj wyglądał jakby się dusił i zrobił się cały purpurowy wciąż patrząc się na kopertę jednego z listów.
- WYJŚĆ! WSZYSCY NATYCHMIAST! - widząc pytające spojrzenie petunia znowu warknął - TY TEŻ PETUNIO.
Nie wiedziąc że jest obserwowany, przez dziurkę od klucza i szparę pomiędzy drzwiami a podłogą, spalił list mamrocząc pod nosem coś o jakichś bzdurach. Widząc wuja kierującego się w stronę drzwi Harry czmychnął do swojego pokoju, na górę niezauważony, na nieszczęście Dudleya, został on złapany na próbie ucieczki. Nawet z drugiego końca domu było słychać krzyki i wyzwiska Vernona. Lepiej dzisiaj mu nie wchodzić w drogę bo skoro nakrzyczał na swojego kochanego synka to nie wiadomo co zrobiłby Harry'emu.
Chłopiec zastanawiając się skąd i od kogo był ten list przypomniał sobie że przecież dzisiaj był ostatni dzień na dostarczenie listu ze szkoły magii. Od razu się podekscytował, bo martwił się już że skoro do tej pory nie dostał tego listu to wcale nie jest czarodziejem i że nigdy, przenigdy magia nie istniała. Że to jak zginęli jego rodzice to tak na prawdę zwykła historia wymyślona przez ciocie Petunie. Po chwili przypomniał sobie że wuj przecież spalił ten list. Ale skoro nie odpowiedział na niego to może będą skłonni wysłać go jeszcze raz? Harry miał nadzieję że tak będzie. Bardzo chciał się uczyć magii no i także uciec jak najdalej od wuja Vernona i Dudleya, jednak było mu szkoda jego cioci. Petunia starała się jak mogła by Harry był traktowany na równi z jej własnym synem. Kochała Harry'ego jak własnego syna. Nie mogła mieć więcej dzieci ale nikt prócz Harry'ego i Petunia o tym nie wiedział, nawet mąż Petunii. Ciocia bała się o tym powiedzieć swojemu mężu więc ciągle powtarzała że nie chce mieć więcej niż jedno dziecko, przez to Harry był jej oczkiem w głowie mimo to że nie był jej rodzonym synem.
Chwilę przed południem Harry wyszedł z swojego pokoju z zamiarem zjedzenia jeszcze czegoś w kuchni ale jego uwagę od jedzenia odwróciło stukanie, a dokładniej to blokowanie otworu na listy przez Vernona poprzez przybicie kawałka deski do drzwi.
- Wuju co ty robisz? - zapytał Harry nie wiedząc czy się śmiać czy bać.
- Już więcej ci dziwacy nie dostarczą tego listu do MOJEGO DO- Vernon nawet nie zdążył dokończyć tego co chciał powiedzieć bo z miejsca w którym jeszcze przed chwilą była deska przybita gwoździami wystrzeliło kilkanaście listów. Wszystkie trafiły w twarz Vernona, jakby śmiały się z jego prób powstrzymania ich przed dostarczeniem do adresata. Chłopiec nie zdążył jednak złapać ani jednego z listów
-DO SWOJEGO POKOJU!! W TEJ CHWILI!! NAWET NIE MYŚL ZE COŚ JESZCZE DZISIAJ DO JEDZENIA DOSTANIESZ!! - Wykrzyczał opluwając przy tym wszystko dookoła .Wuj oczywiście pomyślał że to Harry swoim "dziwactwem" to zrobił. Chłopiec był pewien że gdy odchodził słyszał coś o "zagłodzeniu tego dziwactwa".
Harry nie chcąc kłopotów, które same go znajdują, zniknął z zasięgu wzroku wernona. Po drodze od razu wziął coś do jedzenia, bo wiedział że później nie będzie takiej możliwości i zanim wuj coś powiedział czmychnął z powrotem do swojego pokoju.
Nie zdążyła minąć nawet godzina a ukochana ciocia Pottera weszła do jego pokoju z tortem, śpiewając sto lat. Chłopcu od razu zrobiło się cieplej na sercu, mówił cioci żeby nie szykowała niczego na jego urodziny ale ona mimo to i tak upiekła tort.
- Wszystkiego najlepszego Harry!
- Ciociu przecież mówiłem ci żebyś niczego nie szykowała, ale i tak dziękuję.- powiedział i przytulił Petunię, gdy ta odłożyła tort. Nie był on duży, był jakby dla dwóch osób. To tak, jakby ciocia przeczuwała że dzisiaj ma miało się coś wydarzyć przez co wuj Vernon nie będzie chciał widzieć Harry'ego na oczy. Chłopiec uznał to za mądre, bo gdyby wuj dostał ataku złości mógłby w najgorszym przypadku rzucić w kogoś tortem. Gdyby to miało się wydarzyć Potter był pewny że tym kimś byłby on. No i tort by się zmarnował.
Ciasto upieczone przez ciocię Petunię było pyszne, truskawkowo-czekoladowe. Był to bowiem ulubiony smak Pottera.
Harry nie wiedząc kiedy ciocia znikła, dokończył ciasto i nie mając co robić wziął pierwszą lepszą książkę z półki nad łóżkiem. Nie zdążył nawet przeczytać pierwszych kilku zdań bo do jego pokoju weszła ciocia z ogromną klatką a w niej piękną, śnieżnobiałą sową. Jej żółte oczy przyglądały się wszystkiemu jakby z podejrzliwością ale gdy wylądowały na Harrym ogarnął je spokój, przynajmniej tak to odebrał Harry. To wyglądało tak jakby mu zaufała a przecież chłopiec jeszcze nic nie zrobił.
- Ciociu nie trzeba było. Mogłaś kupić coś tańszego, ale nie mogę powiedzieć że nie jest wspaniała. - powiedział chłopiec nadal wpatrując się w sowę.
- Jeśli mam być szczera to właśnie nie była droga. Sprzedawca powiedział że każdy kto ją kupił zwracał ją jeszcze w ten sam dzień, powiedział że nie pozwalała nikomu się do siebie zbliżyć. Coś mi mówiło że ciebie do siebie dopuści.
- Dziękuję naprawdę ciociu. Obiecuję że będę o nią dbał. - powiedział i rzucił się na ciocie z zamiarem przytulenia jej.
Potter był bardzo szczęśliwy bo zawsze chciał mieć jakieś zwierzę ale wuj Vernon mu nie pozwalał, a teraz gdy już ma swoją własną sowę nie pozwoli wujowi się jej pozbyć. Obiecał cioci Petunii że o nią będzie dbał więc tak będzie.
Dał sowie przysmaki i wlał wodę do miseczki ciągle myśląc jak by ją nazwać. Szukał nawet w książkach jakichś inspiracji do imienia, ale nie mógł nic odpowiedniego znaleźć, w końcu się poddał.
Potter nie zauważył gdy minęło kilka godzin. Tak zajął się szukaniem odpowiedniego imienia dla jego nowej sowy, że nawet nie zauważył kiedy ten czas minął. Nagle usłyszał głośne burczenie w brzuchu, które na pewno nie należało do sowy. Postanowił więc coś zjeść. Zszedł do kuchni, zrobił sobie kanapki i nie mając co robić poszedł do salonu i włączył telewizor. Zwykle go nie oglądał ale nie mając nic innego do robienia jednak się na to zdecydował. Dokańczając kanapki wstał i odniósł talerz do kuchni. Talerz położył na szafce z zamiarem późniejszego umycia go. Wrócił jeszcze do salonu żeby wyłączyć telewizor ale nawet nie zdążył tego zrobić bo do pomieszczenia wpadł wuj Vernon.
- Nawet nie myśl chłopcze że tym razem ci odpuszczę.- powiedział wymachując swoim grubym palcem w niby groźbie. - Wiem że to ty to zrobiłeś. Za każdym to byłeś ty. Nie uwierzę w twoje kłamstwa, może Petunię udało ci się omamić ale nie ze mną te numery. - Jak na zawołanie przez kominek, (który zresztą miał zabudowany komin) zaczęły wylatywać listy. Latały one w dosłownie każdą stronę ale końcowo i tak przypadkiem większość trafiała wuja. W końcu mając okazję złapał jeden z listów czego wuj nie zauważył i szybko czmychnął do swojego pokoju.
CZYTASZ
Miłość Czarnego Pana
FanfictionCo gdyby Złoty Chłopiec, wybawca czarodziei ale także mugoli, nadzieja każdego kto wie czego dokonał... tak naprawdę nie był po tej wydawać by się mogło jasnej stronie? Co by było gdyby trafił do Slytherinu a nie do Gryffindoru? Co by było gdyby za...