Wraz z wejściem do Wielkiej sali wszystkie oczy, a przynajmniej tak mi się wydawało spojrzały się na mnie. Draco mówił mi już, że tak może być, ale dalej jest to nie wiem... stresujące? Chyba to jest dobre określenie. Czemu oni wszyscy nie mogą się zająć swoimi sprawami, co im do tego co akurat robię. Gdy już usiadłem przy stole mojego domu, większość wróciła do swoich poprzednich zajęć, tylko nieliczne osoby wciąż się we mnie wpatrywały w tym ta dziewczyna co weszła wczoraj do przedziału. Obok niej zauważyłem rudzielca i jakby wyczuwając mój wzrok spojrzał się na mnie, jego twarz zalała czerwień i w spojrzenie weszła nienawiść. Z nim już na pewno się nie zaprzyjaźnię choćby nie wiem, jak się starał w co już wątpię, że będzie robił, przynajmniej ja stracę mniej nerwów na niego.
Nałożyłem sobie kilka mlecznych bułeczek i proszę niech to będzie zwykła herbata, błagam tylko nie sok dyniowy. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem, że to nie jest to czego unikam jak ognia. Od razu wziąłem łyk, nie jest najgorsza, ale mogła by być bardziej gorzka.
- Nie słodzisz? - zapytał Draco widząc co robię.
- Nie, wolę taką, bo nie lubię zbytnio słodkich napojów. - skrzywiłem się myśląc o soku, jeśli nie składa się w połowie z cukru to będzie to cud. - Wiesz może gdzie jest Pansy i Blaise? - mówiąc to rozejrzałem się dookoła, sprawdzając czy przypadkiem nie siedzą na drugim końcu stołu, ale nie było ich tam.
- Pans pewnie zaspała i zmusiła Blaise'a by za nią zaczekał. - Wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia.
Śniadanie zostało przerwane przez hałas spowodowany przylotem sów. Spojrzałem przelotnie na Wesleya, do którego przyleciała właśnie sowa, chociaż nie wiem czy to dobre określenie, bo sowa dosłownie wpadła w jedzenie które znajdowało się na stole. Od tej sceny oderwał mnie ciężar na ramieniu. Nie spodziewałem się listu od nikogo wiec kto mógłby do mnie napisać? Zabrałem list Hedwidze i dałem jej kawałek szynki, który miałem akurat na talerzu a ta zadowolona odleciała. Spojrzałem na imię nadawcy i się uśmiechnąłem. To była ciocia, no tak jak mogłem o niej zapomnieć. Schowałem list do kieszeni szaty z zamiarem późniejszego odpisania.
- Co masz? - zapytałem Draco widząc, że coś czyta. Właściwie nie tylko on, bo wielu uczniów miało coś podobnego a listy to, to na pewno nie były.
- Och... To Prorok codzienny, wiesz taka gazeta, ale czarodziejów. - powiedział po czym zmarszczył brwi jakby się nad czymś zastanawiał. - Piszą o tobie. - tym razem to ja zmarszczyłem brwi. Czemu mieli by pisać o mnie. Przecież jeszcze nic nie zrobiłem od pojawienia się w Hogwarcie. Draco jakby czytając w moich myślach od razu kontynuował. - Wszyscy byli pewni, że trafisz do Gryffindoru, tak jak twoi rodzice, a nawet gdyby nie to to jesteś wybrańcem więc dla nich oczywistym było to, że nie trafisz do tego domu.
- Ja tam miałam nadzieję, że trafisz właśnie tutaj, nawet jeśli wychowałeś się wśród mugoli. - powiedziała Pansy, która w końcu raczyła się pojawić. Zaraz za nią szedł Blaise.
- Chwila skąd wiesz, że tam mieszkałem, ty Draco w pociągu też wiedziałeś, mimo że ci nie mówiłem, ale skąd? - powiedziałem zamyślony. Nie pamiętałem naszej rozmowy słowo w słowo, ale jestem pewien, że nie powiedziałem im, gdzie mieszkałem większość życia.
- To proste. Jakbyś mieszkał w jakiejś czarodziejskiej rodzinie było by wspomniane gdzieś o tym w ministerstwie magii i po prostu nie dało by się utrzymać tego w tajemnicy. Tak w ogóle to profesor Snape dał mi plan lekcji dla naszego roku, trzymajcie - powiedziała wyciągając w naszą stronę dla każdego coś po jednym planie.
- Czy wy to widzicie? Dzisiaj mamy historię magii a na dodatek podwójne eliksiry. - powiedział załamany Blaise - Kto układał ten plan? Gorszego w życiu nie widziałem, przysięgam.
CZYTASZ
Miłość Czarnego Pana
FanfictionCo gdyby Złoty Chłopiec, wybawca czarodziei ale także mugoli, nadzieja każdego kto wie czego dokonał... tak naprawdę nie był po tej wydawać by się mogło jasnej stronie? Co by było gdyby trafił do Slytherinu a nie do Gryffindoru? Co by było gdyby za...