Rozdział 5

116 8 10
                                    

11.03.2013r.

Otworzyłam zmęczone oczy. Wydawało się późno, przeciągnęłam się delikatnie spoglądając na zegar. Ze snu wybudził mnie głośny huk, który rozniósł się po całym domu. Na dole słyszałam wiele męskich głosów oraz jeden doskonale znajomy, kobiecy. Zaciekawiona sytuacją wyszłam z pomieszczenia. Zrobiłam to dość niepewnie. Nigdy nie wiadomo, co czaiło się w tym domu. To było miejsce, które wywoływało jedynie panikę

- Obudzicie Melanie – usłyszałam zestresowany głos matki.

- Ta gówniara mnie nie interesuje – te słowa nie wywierały już na mnie żadnego wpływu, były normalne. Wychodziły z ust ojca codziennie.

Zasiadłam na schodach obserwując rodziców. Ojciec wpatrywał się w małżonkę z obojętnym wyrazem twarzy. Jedynie praca liczyła się w jego życiu. Poświęcał jej każdy swój czas, wciąż byliśmy zapraszani na oficjalne kolacje i bale. Udawaliśmy perfekcyjną rodzinę, nikt nie wiedział co działo się za drzwiami tego domu. Na kanapie ujrzałam czterech mężczyzn, byli to najlepsi przyjaciele i pracownicy Christophera. Popijali piwo wpatrując się w kłótnie małżonków.

- Uspokój się oraz bądź ciszej – poprosiła Izabela świadoma, że jej słowa nic nie znaczą.

Nic nie odpowiedział. W krąg jego zainteresowań wchodził jedynie zawód i alkohol. Rozejrzał się wokół. Zrozumiałam, co się wydarzy. Ujrzał mnie siedzącą na schodach, w oczach taty widziałam satysfakcje, ale również złość. Musiałam ponieść konsekwencje swego czynu. Zorientowana w sytuacji urwałam kontakt wzrokowy. Na ciele pojawiła się gęsia skórka. Był przerażający. Schowałam twarz w dłonie czekając na słowa ojca.

- Chodź tutaj w tej chwili – zawołał spokojny.

Posłusznie wykonałam jego polecenie. Nie posiadałam innej opcji. Czułam wzrok wszystkich zgromadzonych na swym ciele. Przyjaciele ojca szeptali coś do siebie, usłyszałam wiele komplementów dotyczących wyglądu. Bałam się, oni byli zdolni do wszystkiego. Znałam ich. Niestety wciąż konieczne było widywanie tych twarzy. Byli jak on. Klony mego rodzica.

- Wyjdź Isabella – matka nie mogła się sprzeciwić, posłała mi ostatnie spojrzenie – Ja pogadam z tą smarkulą.

Mama posłusznie wyszła z pomieszczenia pozostawiając mnie samą. Z nimi. Potworami. Poczułam dłoń ojca na swoim nadgarstku. Ściskał go strasznie mocno. W ten sposób przyciągnął mnie do swoich przyjaciół. Rozkazał ściągnąć koszulkę. Spojrzałam na czterech mężczyzn wpatrujących się w naszym kierunku z uśmiechem. To ich cieszyło. Nie mogłam okazać emocji. Wywołałoby to jeszcze więcej radości. Były one jedynie słabością, a nie byłam słaba. Nie mogłam być.

- Nie podsłuchuje się! – ryknął, jego donośny głos rozniósł się po całym domu.

Ściągnął pasek od spodni, ta kara należała do jego ulubionych, Stosował ją wiele razy, jak przypalanie papierosem. Pokiwałam wręcz niewyraźnie głową na te słowa. Brałam konsekwencje nieposłuszeństwa na swoje barki. Klęczałam przed, gdy nagle poczuła czyjąś dłoń na swoich plecach. To nie powinno się dziać. Nie domagałam się tego. Aczkolwiek mój głos się nie liczył. Ręka zjeżdżała coraz niżej, zatrzymała się na pośladku delikatnie go ściskając. Jęknęłam z bólu. Ojciec po raz pierwszy uderzył mnie pasem, gdy jeden z jego pracowników dotykał me ciało. Pierwszy raz bolał najmocniej. Z każdym kolejnym razem bolało coraz mniej. Nagle dłonie mężczyzny szarpnęły za rozpięcie od stanika. Składał drobne pocałunki na plecach. Gdy tato przestał. Pozostawił mnie swojemu przyjacielowi, który zajął jego miejsce. Wyszeptał mi do ucha, że się mną zajmie. Wiedziałam, że to było kłamstwo. Umarłam na zawsze.

Demons Of The PastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz