Tydzień zleciał bardzo szybko, przez ten czas nie miałam wieści od Westonów. Najprawdopodobniej nie mogą się oboje zebrać do wyznania prawdy swoim bliskim. Moje myśli zostały stłumione przez sen który błyskawicznie mnie pokonał.
Wybudził mnie dźwięk mojego telefonu. Rozchyliłam powieki i zerknęłam na wyświetlacz. Dzwonił nieznany. Ze względu na moją pracę odebrałam, może to ktoś ze szpitala.
- Williams, słucham?-
- musisz natychmiast przyjechać, coś jest nie tak z ojcem-
W słuchawce usłyszałam głos Davida. Zmarszczyłam czoło.
- co znaczy że jest coś nie tak?-
- dzisiaj był nad wyraz słaby, przed chwilą zaczął zwijać się z bólu-
- wyślij mi adres-
- już wysłałem-
Zerknęłam na adres. Na szczęście nie miałam daleko.
- za dwadzieścia minut będę-
Rozłączyłam się i zerwałam z łóżka. Nie mogłam tego olać, zwłaszcza że to tak na prawdę mój pacjent, to do mnie przyszedł na konsultacje.
Ubrałam się jak najszybciej w czarny garnitur a na stopy włożyłam szpilki. Może i to nie jest najlepszy strój, ale lubiłam to. Czułam się pewniej i elegancko.
Moje długie włosy przeczesałam szczotką i wybiegłam z domu.Zaparkowałam swoje BMW przed ogromną rezydencją. Jak mniemam to dom jego rodziców. Kim do cholery są ci ludzie... To pytanie nurtowało mnie od jakiegoś czasu.
Czym prędzej pokonałam odległość do drzwi wejściowych i zapukałam. Otworzyła mi kobieta. To nie była żona pana Westona.
- dzień dobry pani doktor, wszyscy są na górze-
- dziękuję-
Kobieta przepuściła mnie w drzwiach, a ja widząc schody od razu ruszyłam w tamtym kierunku.
Na górze stało trzech mężczyzn i kobieta. Kiedy mnie zauważyła od razu ruszyła w moją stronę.
- niech pani ratuje mojego męża błagam-
- jest tutaj-
Wskazałam na drzwi i czekałam na jej odpowiedź.
- tak-
Nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. David chodził w te i z powrotem po sypialni, a jego ojciec leżał w pół przytomny na łóżku. Nie wyglądało to dobrze.
- Gloria-
Wypowiedział moje imię kiedy tylko mnie zobaczył. Przez jego twarz przemknął cień ulgi.
- zbadam go-
Podeszłam do mężczyzny, który patrzył na mnie przez mgłę.
- dzień dobry, jak się pan czuje?-
- źle-
- coś pana boli?-
- kości pieką, nie mam siły nawet rozmawiać-
Wymamrotał te słowa. Sprawdziłam jego puls, osłuchałam go i zmierzyłam temperaturę, która pokazywała trzydzieści cztery stopnie. Pocił się i kaszlał, był za słaby aby okazywać jak bardzo go boli. Jest blady jak ściana i ma sińce pod oczami. Nie jest dobrze. Odwróciłam się do Davida.
- miał jakieś halucynacje albo był zdezorientowany?-
- cały dzisiejszy dzień, powiedział że widział swoją matkę, a babcia nie żyje od sześciu lat-
Przeszedł mnie dreszcz. Stało się najgorsze.
- on umiera David-
Musiałam to powiedzieć, miałam to w obowiązku.
- podłączę mu kroplówkę żeby go aż tak nie bolało-
- jak to umiera-
Mężczyzna usiadł w fotelu i wsparł glowę dłońmi. Ja podłączyłam kroplówkę przeciwbólową i to by było na tyle. Nie ma już ratunku... Najprawdopodobniej leczenie nic by nie dało.
- dziękuję pani za wszystko-
Wymamrotał pan Vincent.
- wiem że umieram, wiedziałem to już odkąd się dzisiaj obudziłem-
Tak bardzo było mi go szkoda.
- nawet pan nie wie jak bardzo mi przykro-
- nic nie możesz zrobić dziecko taka kolej rzeczy, nie dla każdego jest miejsce na tym chorym świecie-
- niech pan tak nie mówi-
Widziałam że każde wypowiedziane słowo sprawia mu ból.
Nagle poczułam obecność Davida zaraz za moimi plecami.
- tato-
Pan Vincent patrzył na nas by po chwili się uśmiechnąć.
- zaszczytem było być twoim ojcem, kocham cię synu i nigdy o tym nie zapominaj-
W moich oczach błysnęły łzy. Natomiast David opuścił sypialnie.
- idź za nim-
Nie wiedząc czemu posłuchałam pana Vincenta i również wyszłam z jego sypialni. Na korytarzu czekali jego żona i prawdopodobnie synowie.
- co z nim? Czemu David wyszedł?-
- na prawdę bardzo mi przykro, możecie wejść i się pożegnać-
Pani Amanda patrzyła na mnie wzrokiem pełnym bólu. Bez słowa weszła do sypialni.
- nic nie da się zrobić?-
Zapytał jeden z mężczyzn.
- bardzo mi przykro-
- wiem że nie wypada w takiej sytuacji ale jesteśmy pani bardzo wdzięczni za życie Davida. Jestem Milan-
Mężczyzna podał mi dłoń, którą uścisnęłam.
- Gloria-
Posłałam mu słaby uśmiech. Pozostała dwójka również mi się przedstawiła. Byli to Liam i Ryan.
Weszli razem do sypialni, w której leżał pan Vincent, a ja ruszyłam w poszukiwaniu Davida. Na dole natknęłam się na najprawdopodobniej gosposie.
- przepraszam, czy nie widziała pani może Davida?-
Kobieta spojrzała na mnie, jak bym szła na skazanie.
- jest w piwnicy-
Spojrzała na jedne z drzwi. Ruszyłam w tamtym kierunku.
- nie powinna pani tam iść-
Zatrzymał mnie jej głos, zaciekawiona odwróciłam się do niej.
- dlaczego?-
- zrobi pani krzywdę-
Zdziwiła mnie. Jaką krzywdę?
- nie skrzywdzi mnie-
Powiedziałam pewnie. Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. Im dalej byłam tym więcej słyszałam. Odgłosy uderzania odbijały się od ścian. Po chwili znalazłam się w pomieszczeniu, a właściwie w siłowni, gdzie David zamiast w worek treningowy uderzał w ceglaną ścianę, aby zadać sobie ból. Kreatywnie.
- David-
Nic. Podeszłam bliżej.
- Davidzie Weston!-
Zero reakcji. Był w jakimś chorym amoku. To się leczy.
Niewiele myśląc wlazłam pomiędzy jego, a ścianę. To było tak niemądre...
Objęłam go w pasie dzięki czemu jego ruchy osłabły. Słychać było jego ciężkie oddechy, o jego dłoniach nawet nie wspomnę, były całe poranione.
- nie powinnaś była tu przychodzić-
Zignorowałam to i spojrzałam na niego. Strata ojca go bolała wiedziałam o tym doskonale, akurat ja najlepiej wiem jak boli śmierć bliskiej osoby, najbliższej...
- chodź, trzeba opatrzyć te rany-
Wskazałam na jego dłonie.
- Gloria jedź do domu, zapomnij o tym wszystkim, wezwę jakiegoś lekarza żeby stwierdził zgon-
- chyba żartujesz, przecież w to może wdać się...
- zakażenie tak wiem, mam to w dupie, proszę cię a nigdy tego nie robię o to żebyś stąd wyszła-
Spojrzałam na niego próbując wyłapać jakąkolwiek emocję z jego twarzy, ale nic z tego. Doskonale wiedziałam że powinnam wyjść i nigdy więcej nie wracać, ale chęć pomocy była silniejsza.
- daj sobie pomóc, teraz ja cię proszę-
Widziałam jak zaciska szczękę, jak jego żyła na skroni pulsuje. Był ewidentnie wkurwiony, nie umiał panować nad emocjami ani tym bardziej ich nazywać, a co dopiero okazywać. Tłumi to wszystko w sobie, a kiedy opuszczę ten dom on pojedzie do siebie i schleje się do nieprzytomności albo wypieprzy jakąś dziwkę, żeby się wyżyć. Szczerze już jej współczuję.
- Gloria masz trzy sekundy na opuszczenie tego pomieszczenia, nie chce mieć z tobą nic wspólnego kurwa nic, pierdolone nic!-
Wykrzyczał mi prosto w twarz.
- ulżyło ci?-
- co jest kurwa z tobą nie tak do chuja?-
- to z tobą jest coś nie tak, masz problem z emocjami nie potrafisz okazać bólu tylko zadajesz go sobie, myślisz że to pomoże?-
- nie twój jebany interes kobieto, czego się przyczepiłaś do mnie jak rzep?-
Koniec tego...
- słucham? Ja do ciebie? Przypominam ci że to dzięki mnie żyjesz, to ty sprawdzałeś mój życiorys i to ty dzisiaj po mnie zadzwoniłeś. Myślisz że przyszłam tu z własnej pierdolonej woli? Otóż nie, twój ojciec mnie o to poprosił, ale widzę że popełniłam błąd, pierdol się Weston-
Wyrzuciłam mu to wszystko prosto w twarz po czym wyszłam z pomieszczenia i udałam się na górę. Zaraz przy wejściu czekała ich gosposia.
- dzięki bogu-
Powiedziała gdy mnie zobaczyła.
- nie dotknął mnie chodź by palcem, za to jest cholernym palantem-
Kobieta zaśmiała się z moich słów. Postanowiłam wejść na górę i sprawdzić co z panem Vincentem.
Kiedy miałam wejść, drzwi otworzył Milan z oczami pełnymi bólu i łez. Patrzył na mnie, a ja na niego. Zawahał się, ale podszedł do mnie i przytulił się. Rozumiałam wszystko dlatego również go mocno przytuliłam. Nie mówiłam zupełnie nic.
Po chwili oderwał się ode mnie.
- dziękuję, przed chwilą odszedł-
Skinęłam głową i ruszyłam w kierunku ciała pana Vincenta. Kroplówka z lekiem przeciwbólowym pomogła bo jego twarz była spokojna. Puls był niewyczuwalny co informowało o zgonie.
Wypisałam akt i poinstruowałam ich co powinni zrobić. Niedługo później ciało mężczyzny zostało zabrane przez zakład pogrzebowy.
Kiedy miałam wychodzić, pani Amanda podeszła do mnie.
- dziękuję pani za wszystko-
Kobieta wyłkała w moje ramię.
- to moja praca, bardzo mi przykro wiem co pani czuje-
Pogładziłam ją po plecach.
- straciłaś kogoś?-
Zapytała, potrzebowała tej rozmowy, tak jak ja kiedyś, kiedy straciłam miłość życia.
- narzeczonego i dziecko-
- boże tak mi przykro, jesteś taka młoda-
- czasami tak jest w życiu, nie wszystko jest nam pisane-
- przyjdziesz na pogrzeb?-
- jestem tylko lekarzem, nie powinnam-
Powiedziałam to ze względu na Davida, podobno nie chce mnie znać.
- nalegam, było by mi raźniej-
- dobrze-
- bardzo ci dziękuję-
- chce pani coś na uspokojenie?-
- mogła byś?-
- oczywiście-
Z torby wyjęłam jedną tabletkę hydroksyzyny, to jest lek uspakajający i wyciszający. Pozwoli jej się wyspać.
- dziękuję-
- niech pani śpi spokojnie-
Wyszłam z jej sypialni, w progu minęłam się z Davidem, który najprawdopodobniej słyszał całą rozmowę. Świetnie.
CZYTASZ
" In Your eyes "
Любовные романыWidział we mnie coś, czego sama nie byłam w stanie dostrzec. Wierzył we mnie bardziej, niż ktokolwiek inny na świecie. Docenił i pokochał wszystko to, czego nikt inny nie był w stanie pokochać. Pozwolił mi pokochać siebie, mimo tego że to było dl...