sonāre

2 0 0
                                    

Siadam przy starym pianinie.
Jest dla mnie jedynym ratunkiem,
Od utonięcia w myślach plątaninie.
Duszy zakochanego jest opatrunkiem.

Gram swą melancholijną sonatę,
Dźwięki niosą się boleścią po domu.
Tym razem nie chodzi o miłości utratę,
Lecz o taką, która wyciąga mnie z mroku.

Myślę o Jego nieodgadnionych oczach,
W których spojrzeniu wiecznie tonę.
Ich barwę zawieram w kolejnych nutach,
Jego dotyk także w melodię wplotę.

Nie jest świadom mojego uczucia,
Chociaż moje serce usilnie pragnie,
By i On podobne miał uczucia.
Rozsądek jednak widzi to marnie.

Zawieram w sonacie wspólne chwilę,
W których część mej duszy ogląda.
Choć czasami z zawstydzenia milknę,
Gdy czuje jak czule na mnie spogląda.

Nie potrafię Jego głosu oddać w melodii.
Nikt nie potrafi tak jak On moich lęków ukoić.
Może to wynika tylko z Jego grzeczności,
Albo skrycie pragnie serca nasze zespoić.

Kończę sonatę z rwącą pustką w sercu.
Chciałabym żeby miłością mnie otoczył.
Zobaczył jak bliska jest Jego dusza mojemu sercu.
Piękną melodię by ze mną stworzył.

A może jednak chce usłyszeć moją sonatę?

infernum vitaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz