Rozdział 6

169 13 4
                                    

-Jak? -zapytał Angel, mierząc twarz Alastora uważnym spojrzeniem.
Alastor uśmiechnął się.
-Słyszałeś kiedyś o Radiowym Demonie, mój drogi?
Angel z wahaniem skinął głową.
-Tak. To morderca, który grasował w okolicy jakiś czas temu. -odparł.
-Grasuje. -poprawił go Alastor. -Przerwy między zabójstwami nie oznaczają, że morderca skończył z zabijaniem.
-Do czego pijesz? -zniecierpliwił się Angel.
-Radiowy Demon mógłby uwolnić cię od Val'a.
-Nie znam Radiowego Demona.
-Nie? -w głosie Alastora pobrzmiewało rozbawienie. -Właśnie się do niego przytulasz, Angel.
Chłopak zamarł.
-Co? -wyjąkał.
Chciał się cofnąć, ale Alastor obejmował go w pasie, uniemożliwiając mu tym samym zrobienie kroku do tyłu.
-Boisz się mnie teraz, Angel?
Alastor nie zmienił tonu, ale nagle Angel odniósł wrażenie, że brzmi on o wiele bardziej złowrogo niż jeszcze minutę temu.
-Nie możesz być Radiowym Demonem...
-A dlaczego nie, Angel?
-Bo... -zaczął chłopak, ale wtedy uświadomił sobie, że nie wie co powiedzieć.
Nie znał Alastora praktycznie wcale.
Był skryty, wydawał się wiedzieć więcej niż mówił.
Może rzeczywiście Angel był właśnie sam na sam ze słynnym Radiowym Demonem, którego morderstwa charakteryzowały się ogromną brutalnością, a w niektórych przypadkach ciała były częściowo zjedzone.
Sam, w ciemnym, pustym korytarzu, z mordercą i kanibalem.
Jak cudownie.
-Zabijesz mnie? -spytał.
Bał się śmierci, jak każdy człowiek, ale w pewnym sensie widział w niej wyjście.
Jeśli przekroczyłby granicę śmierci, raz na zawsze uciekły przed Val'em.
Bo poszedłby gdzieś, gdzie Valentino nie mógłby iść za nim.
-Nie wyrażam takiej chęci. -odparł Alastor i puścił chłopaka. -Ale, jak już wspomniałem, mogę ci pomóc, mój drogi.
-Jaki jest haczyk? -spytał nieufnie Angel.
-Skąd pomysł, że jakiś jest?
-Doświadczenie życiowe. -prychnął blondyn.
-Może faktycznie jest jeden. -przyznał Alastor, przejeżdżając z zamyśleniem palcem po żuchwie chłopaka. -Chciałbym poznać twoje prawdziwe imię.
Angel popatrzył na niego z niedowierzaniem.
-Zabijesz Valentino w zamian za poznanie mojego imienia?
-Imiona są ważne. -powiedział Alastor. -Ktoś, kto zna twoje prawdziwe imię, posiada nad tobą pewną władzę... Więc jak będzie, Angel? -pochylił się ku chłopakowi. -Możesz zyskać wolność, w zamian za taką błachostkę jak podanie mi swojego imienia. To prawie nic.
-Dobrze. -złamał się Angel. -Tak naprawdę nazywam się Anthony. Zadowolony? To nie jest żadna tajemnica. Właściwie wszyscy wiedzą, że to jest moje imię, ale wszyscy przywykli do nazywania mnie "Angel", więc...
-Anthony.
Angel wzdrygnął się.
Jego imię w ustach Alastora zabrzmiało dziwnie.
Melodyjnie.
W sumie całkiem... ładnie.
-No dobrze. -oznajmił z nową energią Alastor. -W takim razie możemy iść, Anthony. Byłbym wdzięczny gdybyś podał mi adres, pod którym mieszka Valentino. Mógłbym sam go odnaleźć, ale zajęłoby mi to trochę czasu.
-Angel. Zostań przy "Angel". -jęknął blondyn.
Alastor roześmiał się.
-Adres, Anthony.
Angel przeciągnął sobie dłonią po twarzy.
-Ty naprawdę masz zamiar tam iść i... i go zabić? -zapytał.
Wciąż trochę powątpiewał w to, że Alastor jest Radiowym Demonem, ale mimo wszystko wizja martwego Val'a...
Nie powinien czerpać z takiego obrazka satysfakcji.
-Anthony, czy ja mam sam poszukać tego adresu?
-Nie... Ja... mogę cię zaprowadzić.
-Doskonale.

× × ×

-To tutaj? -upewnił się Alastor, kiedy stanęli na chodniku przed pokaźnych rozmiarów posiadłością Val'a i Vox'a.
-Posłuchaj, Alastor... -zaczął Angel, ale Alastor już wspinał się po schodkach, aby zapukać do drzwi.
Jasnowłosemu nie pozostało nic innego poza podążeniem za nim.
Nie czuł się zbyt dobrze, ponownie przebywając w pobliżu tego domu, ale podniósł wyżej głowę, mając nadzieję, że udając pewnego siebie ukryje przed światem strach.
Alastor uderzył laską w drzwi.
Zastukał dokładnie trzy razy.
Drzwi otworzyły się, a w progu stanęła Velvette.
Uniosła wzrok znad trzymanej komórki i wytrzeszczyła oczy.
-Angel! No proszę, proszę, wróciłeś! -krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
Angel złapał ją zaskoczony, ale dziewczyna niemal natychmiast się od niego odsunęła i uderzyła go wierzchem dłoni.
-Debil. Przez ciebie Val rozniósł całą chatę. Ale, ale... kogo przyprowadziłeś ze sobą, Angie? -obróciła się do Alastora, który do tej pory przyglądał jej się zmrużonymi oczami.
Angel spostrzegł, że drgnęła mu powieka.
-Twój koniec. -odparł Alastor.
W jednej chwili znalazł się przy Velvette i wbił jej nóż w pierś.
Angel nawet nie wiedział skąd on go wziął.
-Alastor! -zawołał zszokowany. -Alastor, nie! To tylko Velvette...
-Uderzyła cię, Anthony. -powiedział Alastor. -Co miałem zrobić?
Odepchnął od siebie Velvette.
Jej krew obryzgała chodnik i kamienne schody. Upadła twarzą do ziemi.
Alastor wszedł do domu, a Angel pobiegł za nim, nie oglądając się już na wykrwawiającą się na ulicy Velvette.
-Zabiłeś ją. -wyjąkał z otępieniem.
-Owszem. Zrobiłem to czego chciałeś, Anthony.
-Chciałem... Chciałem tylko, żebyś zabił Val'a! -odparł Angel, choć w głębi duszy wcale nie czuł się źle z faktem, że Alastor dźgnął Velvette.
Powinien być przerażony, ale nie był.
O nie, zdecydowanie nie był przerażony.
Był zafascynowany.
Alastor szedł przed siebie pewnym krokiem, jakby świetnie orientował się w planie budynku.
W pewnym momencie zatrzymał się jednak i spojrzał na Anthony'ego.
-Gdzie znajdę Vox'a? -spytał.
-Alastor, słuchaj, naprawdę nie musisz robić krzywdy Vox'owi...
Angel ledwo skończył zdanie, a zza rogu wyłonił się Vox.
-Angel. -powiedział, uśmiechnąwszy się paskudnie. -Słyszałem twój głos. Wiedziałem, że długo bez nas nie wytrzymasz. Nie dałbyś sobie rady... Chociaż widzę, że wcale nie było z tobą tak źle, co? -dodał, spoglądając wymownie na Alastora.
Nagle wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie.
Uniósł dłoń i wymierzył chłopakowi siarczysty policzek.
-Uciekłeś i co? Poszedłeś się kurwić na ulicę? -warknął. -Głupia dziwka.
Anthony'ego zatkało.
To były jedne z najostrzejszych słów jakie kiedykolwiek usłyszał od Vox'a.
I wtedy wezbrała w nim nienawiść.
Spojrzał na Alastora, któremu ten wzrok wystarczył.
Tym razem dźgnął nożem kilka razy pod rząd, w różnych miejscach.
Normalnie rozkoszowałby się takim morderstwem, ale teraz nie miał na to czasu.
Musiał zabić jeszcze kogoś... Jeszcze jedną osobę...

Family Jewels || RADIODUSTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz