Suchy ocean, ruiny, aż po brzeg czarnych kłębów,
Pełna nadzieja, sama siedząc w jej otchłani zamyśliła się.
Krwawo burgundowy obraz pokrywając niebo,
A siedlisko rozgniewanych szerszeni,
Wyczekują go.
Go, kogo?
Bratem go nie określisz, ojcem również nie;
Nie jest najgorszym wrogiem, czy najlepszym przyjacielem;
Nie może być obojętny, pełen chwały;
Jest jednym z najlepszych i najgorszych, których szansę mieć zobaczysz.
Szarość zaczęła pokrywać ten raj,
A w szeroko otworzone oczy ukazała się przeszłość.
Ten, którym raz można było nazwać domem,
Teraz zamienił się w szarość i wzrastającą przestępczość.Krzyżując spojrzenia, wargi wykrzywiły się w obrzydliwym uśmiechu,
Raz po raz, przysięgając na matkę i ojca,
Wytępiając te głosy raz na zawsze,
Nie mogła zapomnieć.Krzyżując wspomnienia, raz z ust tłoczy się czarny gaz,
Ten nienawistny, który obsiąknąć go pragnie.
Inni duszą się, tarzają się po ziemi,
Ale on stoi ze swoim rozmazanym uśmiechem, chociaż wiedział, że w tym momencie jest w jej niewoli.Początek końca, łapiąc go za ogon, jedynie teraz była w stanie dostrzec swoje własne zło.