Splątane ścieżki

49 7 12
                                    

„Ratując jedno życie, zaciągamy u śmierci dług, który niechybnie każe nam spłacić" powiedzenie ludowe

Mężczyzna wolnym krokiem wszedł do środka izby i skierował się w stronę karczmarza.

– To on – poszeptywali miejscowi do siebie, śledząc go spojrzeniem. – Strażnik Puszczy – mówili, odprowadzając go wzrokiem.

– Sargyba – wtrącił ktoś inny.

Obcy był potężnych rozmiarów. Musiał mieć niemal dwa metry wzrostu. Na plecach niósł przytroczoną wielką siekierę na potężnym stylisku. Poniżej widać było przywiązany w pasie długi nóż z drewnianą, dębową rękojeścią. Twarz przybysza pokryta była zarostem, naznaczona blizną, dawnym śladem po cięciu, które pozbawiło go lewego oka. Miał też długie, kasztanowe włosy spięte w koński ogon i sięgające do połowy ramion.

Gość nie przyszedł do oberży z pustymi rękami. Na barkach dźwigał świeżo upolowanego jelenia, którego zrzucił na ladę, po czym delikatnym kiwnięciem głowy przywitał się z karczmarzem. Zamówił coś do jedzenia i picia i zajął stół w przydymionym kącie sali, skąd dobrze widział każdego, kto wchodził lub wychodził przez wejściowe drzwi.

W karczmie „U Drugiej Siostry" panował gwar. Hałas rozmów ożywionych alkoholem wznosił się pod sufit. O tej porze miejsce to pękało w szwach. Jak to zwykle bywa w jarmarczny dzień, do gospody zjechało się wiele osób. Zarówno miejscowi, jak i przyjezdni zanosili się gromkim śmiechem, wymieniając przy tym opowieściami z każdego zakątka trzech królestw.

Nie było na to lepszego miejsca niż Mitania. , której źródło rodziło leniwy strumyk, spływający ospale po zboczu, meandrujący pomiędzy drzewami, rosnący w siłę wraz z oddalaniem się od Matecznika. Rzeka wpadała na północy do Wszechoceanu szerokim rozlewiskiem, mijając stary dębowy most, będący jedyną przeprawą między jej brzegami. Mitanię można było przebyć tylko na dwa sposoby: północnym traktem przez most lub południowym traktem, gdzie co prawda nie było rzeki, ale za to droga była dłuższa i znaczna jej część prowadziła przez Wielką Pustynię. Ta podobno zmieniła się nie do poznania: kiedyś rosła tam bujna roślinność, a jej gleby były żyzne i urodzajne. Do czasu, gdy nagle pojawił się zimny prąd oceaniczny i klimat zmienił się całkowicie. Nawet najstarsi ludzie nie pamiętają, kiedy dokładnie to się stało. Od tamtej pory na południowym wschodzie wyspy rozciągają się nieprzebrane połacie piasku.

Obydwa szlaki, północny i południowy, połączyły wyspę, prowadząc z zachodu od Geranii poprzez Mitanię na wschód do kraju Yudrany – państwa konnych jeźdźców, których bogactwo pochodziło z handlu niewolnikami i zmuszaniu ich do pracy w kopalniach złota nieopodal Lunaris, stolicy ich królestwa. Tym zaś władał Wielki Khan.

Lato chyliło się ku końcowi, kiedy chłopi po ciężkich żniwach mieli w końcu okazję, by zażyć zasłużonego odpoczynku. Kupcy zjeżdżali ze wszystkich stron wyspy. Handlarze z położonej na zachodzie Geranii zwozili płody rolne, którymi obrodziła tego lata Matka Ziemia. Ci z Yudrany, podróżujący ze wschodu, przywozili złoto, biżuterię oraz orientalne przyprawy z kontynentu oraz innych odległych wysp rozsianych po wodach Wszechoceanu.

Wypełniona podróżującymi ludźmi karczma tętniła życiem, kiedy nagle za oknami słyszeć się dało narastające krzyki, znamionujące jakieś zamieszanie. Biesiadujący goście wybiegli na zewnątrz, by szukać źródła tego hałasu. To grupka lokalnych mężczyzn prowadziła na powrozie przerażonego, spętanego jeńca, który najwyraźniej musiał być mnichem lub kapłanem. Ubrany był w przybrudzony, znoszony habit noszący ślady niejednego cerowania. Na szyi zarzucony miał rzemienny wisiorek z przewieszonym przez niego drewnianym wisiorkiem w kształcie litery X, symbolem boga światła Xereusa. Mnich . Jasny, choć już nieco znoszony i przybrudzony habit zdradzał przynależność do wyznawców wciąż dość nowego w tych stronach Pana Światła.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz