Król jest jeden

10 2 5
                                    

„Moralność przegrywa z historią,

bo to tę drugą piszą zwycięzcy"

król Orther

Bitwa była gwałtowna i krótka, tak jak to sobie zaplanowali. Po wycięciu w pień wojsk Khana podzielili swoje wojska. Lars wysłał cała jazdę z niewielkim wsparciem piechoty Orthera na wschód, żeby jak najszybciej przejęli kontrolę nad Lunaris i co najważniejsze, kopalniami złota, które tam się znajdują. Na miejscu pomóc w zarządzeniu wszystkim miała Ephia, wybranka Orthera, by po uspokojeniu sytuacji dołączyć do swojego przyszłego męża. Natomiast Lars, Orther i Ragenald ruszyli na czele reszty najemników do zamku w Haran, by do końca rozprawić się z królową i ostatecznie przejąć władzę. Wiedzieli, że nie napotkają żadnego oporu, bo Lars wyprowadził stamtąd tylu zbrojnych, ilu tylko mógł, i skierował daleko na południe.

Księżyc już wisiał na niebie, gdy na czele swoich wojsk Orther wkraczał do zamku w glorii zwycięzcy. Bramy zgodnie z przewidywaniami stały już przed nim otworem, a straż zamkowa na wieść o jego nadejściu pojmała królową matkę wraz z królem Radentrem i trzymała zamkniętych w ich komnatach. Książę napawał się tą chwilą, tak długo wyczekiwaną i tak skrupulatnie zaplanowaną. Spełniało się jego najskrytsze marzenie, a był to zaledwie początek jego ambicji. Kiedy szedł zamkowym korytarzem, nadal miał na sobie pancerz poplamiony krwią, śladami niedawnej bitwy. Zmierzał do komnaty królowej i nie chciał opóźniać momentu, kiedy stanie z nią twarzą w twarz. Był w doskonałym nastroju, każdy z elementów jego planu przebiegł dokładnie tak, jak to sobie wymarzył. Uśmiechnął się, kiedy strażnicy stojący przed drzwiami do komnaty królowej rozstąpili się na jego widok, przepuszczając do środka.

– Dobry wieczór, macocho! – powiedział Orther beztrosko, okraszając Ivettę promiennym uśmiechem. – Tęskniłaś?

– Co zrobiłeś z Radentrem? Chcę natychmiast widzieć się z moim synem – powiedziała spokojnym, lecz lodowatym tonem królowa. Jej spojrzenie miotało iskry, zdradzając drzemiącą w niej furię.

– Nie myślałaś chyba, że go zabiję. Na bogów, jesteśmy braćmi – Orther zawiesił na chwilę głos i dodał niemal szeptem: – O nie... Pozostawię go przy życiu. Wpierw, dokładniej mówiąc w tej właśnie chwili, popracują nad nim moi ludzie. Odrąbią mu ręce, bo śmiał włożyć nimi koronę na swoją piękną główkę. Utną mu język, bo ważył nazwać się królem. Na koniec wypalą mu oczy, żeby jego spojrzenie nigdy więcej nie spoczęło na tronie. Wtedy puszczę go wolno, żeby mieszkańcy królestwa go widzieli i mówili: „O to Radentr ten, co chciał odebrać tron królowi Ortherowi."

– Nie! – Ivetta ryknęła i rzuciła się z pazurami na Orthera jak lwica, gotowa wydrapać mu oczy. Ten jednak nie dał się zaskoczyć. Celnie wyprowadzonym ciosem powalił ją na ziemię, po czym złapał za włosy i rzucił na stół. Broniła się, jednak był od niej zdecydowanie silniejszy. Zdarł z niej suknię odsłaniając kształtne piersi ze sterczącymi sutkami. Orther odwrócił Ivettę, rozciągnął na stole i zdecydowanym ruchem posiadł od tyłu. Z początku próbowała walczyć, ale w końcu się poddała. Leżała zrezygnowana, przytłoczona tym co spotkało ją i jej ukochanego syna.

– No, teraz już wiem, jak udało ci się zdobyć i utrzymać władzę – zaczął z satysfakcją w głosie wycierając przyrodzenie o poły jej sukni. – Muszę przyznać, że jesteś jedną z lepszych, jakie w życiu miałem – po czym poklepał ją po pośladkach jakby chciał jej pogratulować. – Straże! – krzyknął do strażników. – Rozluźniłem ją dla was. Możecie się zabawić, nie co dzień ma się okazję zasmakować królowej. – Po czym wyszedł pogwizdując przy tym wesołą melodię.

W tym samym czasie Lars wracał z lochów. Nie chciał być świadkiem tego co ludzie Orthera robili właśnie z Radentrem. Lubił tego chłopca i wstrząsnęło nim, jaki los zamierzał zgotować mu starszy brat. Był pragmatykiem, wiedział, że wojna rządzi się własnymi, brutalnymi prawami, ale to nawet jemu wydało się bestialskie. Dlatego zdecydował się zejść do podziemi zamku. Rutynowy obchód uspokajał go, od kiedy pamiętał, już od czasów, kiedy był szeregowym strażnikiem. Wizyta w lochach potwierdziła też jego obawy. Stary żebrak wieszczący nadciągający kres czasów nie żył. Z meldunku wynikało, że zmarł dokładnie w tym momencie, kiedy Lars opuszczał zamek, w chwili kiedy w bramie mijał kolejnego bezzębnego ślepca głoszącego te samo przesłanie. Przypomniał sobie niewidzące, a jednocześnie świdrujące spojrzenie tamtego starca i mimowolnie wzdrygnął się. To spojrzenie nawet śniło mu się później mącąc spokój nocy. Miał poczucie, jakby to sama śmierć spojrzała na niego naznaczając nieodległym i okrutnym losem. Z rozmyślań wyrwały go odgłosy rubasznego śmiechu. Zamyślony nie zauważył, że znalazł się już blisko komnaty królowej. Nawet nieświadomie coś zawsze go ciągnęło, żeby znaleźć się blisko niej. Gdy wszedł do środka na ułamek sekundy zamarł. Dwóch strażników, oboje z opuszczonymi do kostek spodniami, zabawiali się w najlepsze ze zobojętniałą już Ivettą, przy tym szydząc z niej i dogadując. Spojrzenie Larsa i królowej spotkały się, ale ciężko to nawet było nazwać spojrzeniem. W jej oczach nie było nic, wydały mu się nagle martwe, pozbawione blasku, który tak często w nich widział. Wtedy wybuchnął.

– Co to ma znaczyć! – krzyknął. – Mieliście rozkazy stać na straży czy chędożyć!? Wam świnie dupczyć, a nie królewską krew! Dla niej – wskazał ruchem głowy na Ivettę – kurwi los to nagroda, na którą nie zasłużyła – powiedział, po czym dobył szybkim ruchem sztylet i poderżnął jej gardło. Krew chlusnęła na zdezorientowanych strażników, którzy przestraszeni zaczęli się cofać, potykając o własne nogi. – Won stąd albo skończycie na patrolowaniu przystani, jak z wami skończę!

Mężczyźni pospiesznie zniknęli, uciekając przed gniewem swojego dowódcy. Nie rozumieli jego wybuchu, ale znali go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jest mężczyzną, którego należy się bać. W mig odmaszerowali, pozostawiając po sobie gasnące echo kroków na korytarzu. Kiedy Lars w końcu został sam, wszystko w nim pękło. Kolana się pod nim ugięły i roztrzęsiony zaniósł się niemym szlochem. Trzęsącą się ręką pogładził czule głowę martwej ukochanej, leżącej przed nim w nieładzie jak ostatnia ladacznica. To nie tak miało się skończyć. To nie tak miało być. Nie tak. Powtarzał w myślał na okrągło. Ivetta miała przeżyć. Taki był warunek jego umowy z Ragenaldem. Taka była cena jego zdrady. Wrócił myślami do tego wieczoru jak kilka miesięcy wcześniej w tajemnicy spotkał się ze swoim byłym dowódcą. Jak ten, chcąc ocalić mu życie, zaproponował mu układ w przeciwnym razie Ragenald musiałby go skrytobójczo zabić, żeby wprowadzić chaos w szeregi straży.

Po początkowej niechęci Lars dał się przekonać. Ragenald wiedział o jego skrywanej miłości do królowej, miłości, która z czasem przybrała postać wręcz choroby. Lars zatopił się w niej bez pamięci. Nie mógł znieść tego, że musi być blisko niej, ale nigdy tak blisko, jakby tego pragnął. Nie potrafił zdzierżyć jej romansu z Xeduranem, co było źródłem jego szczerej nienawiści do kapłana. Jeśli nie mogła być jego, to chciał, żeby była niczyja. Miała przeżyć razem z Radentrem, zostać zamknięta i do końca swych dni pozostać pod strażą. Jego strażą. Chciał ją mieć dla siebie jak pięknego ptaka zamkniętego w złotej klatce. Wiedział, że to nikczemne i podłe, ale wtedy już go to nie obchodziło. Teraz patrzył tępo na jej doskonałe ciało i piękną twarz wykrzywioną w pośmiertnym uśmiechu. Nieświadomie doprowadził do okrutnych tortur syna kobiety, którą kochał, na którą chorował nieuleczalną chorobą. Nieświadomie doprowadził do jej śmierci, do splugawienia, do zbezczeszczenia.

Szybka i czysta śmierć to jedyne, co mógł jej teraz dać. Poprawił jej ubranie, zawinął ciało w koc i zarzucił sobie na barki. Nie mógł zostawić jej na dalsze pohańbienie. Wziął głęboki wdech i ruszył w noc. Zamierzał pochować ją w nieoznakowanym grobie, gdzie tylko on będzie mógł ją odwiedzać. Wiedział też, że dzisiejszej nocy nie zaśnie, jeśli nie zapije się do utraty przytomności. Nie wiedział, czy jeszcze kiedyś uda mu się zasnąć. Czuł, że został przeklęty.


Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz