Rozstanie

11 3 6
                                    

„Najstraszniejsze są te rozstania na zawsze, o których nie wiedzieliśmy,

że nimi były, gdy się wydarzyły"

Hanif Qahtan

Jednookiego obudziły pierwsze promienie słońca wznoszącego się nieśmiało ponad horyzontem. Ognisko już dawno wygasło, gdzieniegdzie tliły się jedynie resztki żaru. Młodzi wojownicy spali jeszcze skuleni, przykryci futrami.

Sargyba podniósł się i ruszył w kierunku chaty. Poczuł, że chyba zaczyna się starzeć. Spanie pod gołym niebem, szczególnie w tak zimny poranek, nie było już dla niego. Rozmasował zmarznięte ręce i nogi, i wkroczył do środka, żeby przebrać się w suche ubrania oraz ogrzać przy palenisku.

Kiauna spała. Kiedy nie miała na sobie żadnych zdobień, wciąż wyglądała, jakby miała góra dwadzieścia lat. Oddychała miarowo wyciągnięta na łóżku. Skrzypnięcie deski podłogi wyrwało ją z płytkiego snu i otworzyła oczy, przeciągając się.

– O wróciłeś do świata żywych – powiedziała ziewając do starającego się przejść dyskretnie Strażnika. – Rytuał się powiódł?

– Przepraszam, że cię obudziłem – zaczął. – Tak, myślę, że tak. Miałem wizję, którą może pomożesz mi zrozumieć.

– Opowiadaj! – powiedziała, po czym usiadła zwinnie na łóżku podciągając okrycie pod brodę. Wyglądała jak podekscytowane dziecko czekające na opowieści przed spaniem.

– W zasadzie to były dwie wizje – powiedział. – W pierwszej byłem niedźwiedziem i szedłem na zachód wychodząc z lasu. W pewnym momencie drogę przestąpił mi ogromny, czarny wilk, jakby chciał mnie powstrzymać. Walczyliśmy krótko, aż uciekł i zniknął w gęstwinie – kontynuował przywdziewając jednocześnie czyste, suche ubrania.

– Myślisz, że to był Karadas? Może nie chce, żebyś przystał do Orthera? – zapytała z wypiekami na twarzy.

– Myślę, że bogowie nie istnieją – odparł.

– Myślisz, że to coś w środku mówi ci, że podjąłeś złą decyzje? – powiedziała z irytacją, wbijając w niego spojrzenie.

– Trochę tak. Zostałem Sargybą, Strażnikiem Puszczy i odrzucam to. Czuję trochę, jakbym zawiódł mieszkańców Puszczy i pokładane we mnie nadzieje – powiedział cichym głosem, po czym usiadł na krześle i sięgnął po fajkę.

– W Mitanii każdy ma prawo do podejmowania własnych decyzji, tak długo, jak nie szkodzą celowo innym. Byłeś dobrym Strażnikiem. Co prawda, nie przypominam sobie, by ktoś zrezygnował wcześniej z tej pozycji. No ale na pewno znajdzie się kilku, którzy zechcą cię zastąpić – uspokoiła go. – A co z drugą wizją? O czym była?

– Ta była dziwniejsza, dopiero układam ją sobie w głowie. Kiedy po walce z wilkiem wyszedłem w końcu z lasu, nie byłem już niedźwiedziem. Byłem człowiekiem i była już noc, dookoła panowała ciemność i nie wiedziałem, dokąd mam iść. Wtedy z ciemności wyłoniła się dziwna postać. Powiedział, że nazywa się Verkali. Był przemoknięty i praktycznie martwy. Jak topielec cudem przywrócony do życia. Ostrzegł mnie przed wodą i pouczył, bym nauczył się ją ujarzmiać – opowiedział, robiąc krótkie pauzy na zaciągnięcie się dymem.

– Myślisz, że to jakieś bóstwo lub demon? – zapytała.

– Wiesz, co myślę o bogach – odparł krótko.

– Takie wizje zawsze coś znaczą i często to jedyny czas, kiedy ludziom wolno rozmawiać z bogami – argumentowała Kiauna.

– Takie wizje to odbicie naszych myśli – wyjaśnił. – Słyszący mówił mi, że zbliża się Czas Wielkiej Wody, stąd pewnie ta wizja.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz