Dzwony

11 2 12
                                    

„To, że mysz może rzucić cień wielkości słonia,

nie sprawia, że przestaje być myszą"

powiedzenie ludowe

Gracze odwrócili się od planszy na dźwięk kapiącej wody i bulgotania. Z nicości wyłoniła się zgarbiona, trupioblada postać, która wolnym, posuwistym krokiem podeszła do zawieszonej w powietrzu planszy. Bogowie zdziwieni odsunęli się od gry, patrząc po sobie z nieukrywanym zaskoczeniem, i obserwowali niespodziewanego gościa. Ten niewzruszony, choć wyczerpany wysiłkiem, jaki włożył w przywrócenie się chociaż na chwilę do życia, pochwycił zgrabiałymi palcami jedną z figurek i przesunął ją po planszy, zostawiając mokry ślad.

***

Poranek na zamku przebiegał w napiętej atmosferze. W powietrzu dało się czuć wielką nerwowość. Lars, dowódca zamkowej straży, przemierzał korytarz sprężystym krokiem. Przed chwilą dostał wezwanie od królowej, która w dworskim, lecz nieznoszącym sprzeciwu tonie przekazała mu, że ma natychmiast zjawić się w jej komnacie, przyprowadzając ze sobą księcia Radentra. Chłopiec o kasztanowych lokach i twarzy cherubina musiał biec, żeby dotrzymać mu kroku, co nie było proste, bo co jakiś czas potykał się o własną szatę.

Nastolatek był smukłej, nieco zniewieściałej budowy, choć może to jego strój nadawał temu takie wrażenie. Ubrany był iście po królewsku. Karmazynowa, długa szata, obszyta złotymi nićmi, podkreślała jego królewskie pochodzenie. Do ozdobnego pasa miał przypięty miecz o wąskim ostrzu, z bogato zdobioną rękojeścią. Lars był jednak pewien, że chłopiec zdążyłby się sam skaleczyć, nim zdołałby dobyć go z pochwy. Nie było w nim ani krzty wojownika, jakim był jego ojciec, król Talal. To z pewnością mogłoby wywołać lawinę plotek o jego nieprawym pochodzeniu, gdyby nie fakt, że wystarczyło jedno spojrzenie na tę chłopięcą twarz, by zauważyć niepodważalne podobieństwo do ojca. Na tym jednak wszelkie podobieństwa się kończyły. Radentr nie był urodzonym władcą. Lekcje poświęcone rządzeniu zwyczajnie go nudziły. Jedyne, co zaprzątało jego myśli, to sztuka. Uwielbiał za to uczyć się gry na instrumentach muzycznych, oglądać występy i słuchać śpiewu. W skrócie, wszystko to, co w najmniejszym stopniu nie pomaga w staniu się władcą. Jedyną chyba osobą w królestwie, która zdawała się tego nie widzieć, była jego matka. Królowa Ivetta rozpływała się nad nim przy każdej okazji, nie widząc żadnej skazy w jego charakterze i zachowaniu.

Lars miał świadomość tego, że matce ciężko być w takich wypadkach obiektywną, i po części ją rozumiał. Samego chłopca ciężko było nie lubić, bo miał szczere serce i otwarte usposobienie. Jego radosny śmiech często niósł się echem po zamkowych korytarzach, wnosząc nieco życia i przywołując uśmiech na twarzach nawet najbardziej ponurych i poważnych osób.

– Możemy zwolnić, Lordzie Dowódco? – zapytał chłopiec dysząc. – Kłuje mnie w boku.

– Nie, to ważne, poza tym wiesz, że jesteśmy już blisko – odparł Lars. – Mówiłem też, że możesz mówić mi po imieniu, kiedy jesteśmy sami.

– Mama mówiła, że przyszły król nie może spoufalać się z podwładnymi – tłumaczył Radentr. – Nieważne, jak wysokie zajmują stanowisko.

– To brzmi jak coś, co mogłaby powiedzieć królowa – przyznał dowódca, nie zwalniając kroku.

– Proszę, zwolnijmy. Nie mam sił. Poza tym, jeśli jesteśmy już blisko, to nie zaoszczędzimy wiele czasu spiesząc się, prawda? – zapytał rezolutnie książę.

– Matka nie wspomniała nic o tym, że przyszły król nie prosi? – Lars uśmiechnął się lekko. – Dobrze, zwolnimy i uspokój oddech. Księciu nie wypada wchodzić na spotkanie dysząc i sapiąc.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz