Rytuał

25 3 8
                                    


„Młodzi chłopcy zawsze byli najlepszym, co mogło trafić się armii. Marzą o walce, bo nigdy nie doświadczyli okropieństw wojny. Nie spotkałem w swoim życiu wielu weteranów, którzy uśmiechaliby się na myśl o kolejnej bitwie"

O wojnie, pióra Lorda Egeusa

Po zakończeniu wiecu Sargyba jeszcze długo siedział na pniu, nie podnosząc się z miejsca. Zastygł tak z zamkniętymi oczami, pogrążony we własnych myślach. Płomień z ogniska rzucał roztańczone refleksy światła na jego twarz. Wygrzewał się w jego cieple, jakby zbierając w sobie energię na kolejne dni. Wiedział, że nie będą proste. Na dniach rozlegną się dzwony zwiastujące śmierć króla Talala. Wtedy musi być już gotowy i mieć ze sobą tylu wojowników, ilu tylko się uda mu się zebrać, żeby móc chociaż trochę zabezpieczyć przemarsz wojsk Orthera przez most. W tej sprawie zrobił, co mógł. Zwołał wiec i poprosił zaprzyjaźnionych strażników świątynnych o rozgłoszenie jego odezwy do młodych wojowników. Nad tym, co przyniesie przyszłość, nie miał już kontroli. Nie zastanawiał się jednak do tej pory zbyt dużo nad tym, co będzie dalej, po bitwie. Wiedział, że stawi się przy moście i będzie walczył u boku Orthera, co do tego był pewny. Co jednak później?

To pytanie zadał sobie dopiero wtedy, gdy Daar Sena wskazał go palcem na wiecu i na odchodne udzielił ostrzeżenia. Faktycznie, wystąpi przeciw decyzji wiecu i wbrew radom Słyszących. Nie będzie dłużej Sargybą, Strażnikiem Puszczy, a bez tego stanie się nikim. Znów będzie obcym, któremu Słyszący kilka lat temu dali schronienie. Jego rola w nadchodzących wydarzeniach skończy się w chwili, gdy zabije swego ojca, mszcząc się za to, co spotkało jego matkę. Na tym koniec. Nie pozostanie na zamku jako członek świty nowego króla, bo nie widział zupełnie miejsca dla siebie w świecie intryg i polityki. Samo życie w kraju, skąd nie tak dawno uciekł, nie wydawało mu się dobrym pomysłem. Dotarło do niego, że dopiero w Mitanii, żyjąc w swoim domu w głuszy pośrodku niczego, był naprawdę szczęśliwy. Teraz będzie musiał opuścić to miejsce, by nigdy więcej do niego nie wrócić.

Ta myśl napełniła go smutkiem, więc wstał i postanowił ruszyć do domu, by nie pogrążać się dalej w spirali ciemnych myśli. Pożegnał się z Vasską, dowódcą strażników świątynnych. Z. Słyszący docenili jego szczerą wiarę i oddanie bogom, przydzielając mu służbę w świątyni, co było zaszczytnym wyróżnieniem dla każdego mężczyzny w Mitanii.

W praktyce pilnowanie porządku wśród podróżnych nie nastręczało mu wielkich trudności i zwyczajnie nudziło go. Korciło go, by przyłączyć się do Sargyby, i jeszcze raz stanąć ramię w ramię w prawdziwej walce, jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że nie może tego zrobić, szczególnie jako dowódca strażników. Okryłby hańbą siebie i całą swoją rodzinę. Chciał jednak chociaż w niewielkim stopniu pomóc, dlatego zaoferował, że zbierze chętnych wojowników, którzy stawią się w umówionym miejscu, i zaprowadzi ich do chaty Strażnika, by mogli odprawić rytuał. Był w końcu jednym z niewielu ludzi na wyspie, którzy wiedzieli, jak tam trafić.

Sargyba wyściskał go serdecznie i ruszył w drogę powrotną do domu. Była już noc, ale księżyc świecił jasno na pozbawionym chmur niebie, oświetlając drogę. Jednooki spojrzał na jego bladą tarczę. Wiedział już, że jutro będzie pełnia.

Droga do domu dłużyła mu się bardziej, niż zwykle. Brak snu i znużenie dawały o sobie znać i pomimo, że droga prowadziła teraz w dół zbocza, miał wrażenie, że jego nogi odlane są z ołowiu. Świtało już, kiedy na horyzoncie zamajaczyła mu przed oczami chata. Dym unosił się już z komina, co znaczyło, że Kiauna zdążyła już wstać. To znów przypomniało mu o nadchodzących zmianach. Przyzwyczaił się do tego, że żyli razem. Nie mieli wobec siebie zobowiązań, ale zawsze milej wraca się do domu, gdzie ktoś czeka na ciebie i szczerze się cieszy, że cię widzi. To teraz też się skończy, jutro rano będą musieli się pożegnać, być może na zawsze. Kiauna na pewno nie będzie chciała się stąd ruszyć. Nawet go to pocieszało, cieszył się, że dom zostanie w dobrych rękach. Spędził tu w końcu kilka udanych lat.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz