Bitwa o most

10 2 5
                                    

„Ciężko cieszyć się zwycięstwem, jeśli nie doczekało się jego świtu"

O wojnie, pióra Lorda Egeusa

Od samego świtu cały obóz tętnił życiem. Wszyscy wojownicy szykowali się do wymarszu i czekającego ich starcia. Konni Khana, już w pełnym rynsztunku, ustawieni byli w formacji na czele kolumny. Wieść o tym, że w późnych godzinach nocnych do obozu dotarł jeździec, który o mało nie zajechał swojego wierzchowca, rozeszła się po obozie lotem błyskawicy. Ludzie szeptali o tym od ogniska do ogniska, wiedząc, że to może oznaczać tylko jedno – rychły wymarsz i tak długo oczekiwaną bitwę.

Gdy czekano już na oficjalny rozkaz do opuszczenia obozu, w największym namiocie stojącym w jego centrum właśnie dobiegała końca wojenna narada. W środku, ustawionych wokół owalnego stołu, stało czterech mężczyzn. Każdy w przywdzianej już wcześniej zbroi nachylał się nad rozłożoną mapą, utrzymaną przez figurki reprezentujące oddziały wojsk. Pancerze Orthera i Ragenalda prezentowały się stosunkowo skromnie. Khan miał najbogatszą, najmisterniej zdobioną zbroję, jaką można było spotkać na wyspie, jeśli nie na całym kontynencie. Jednooki olbrzym był odziany w nieużywany jeszcze lamelkowy pancerz, dar od Orthera. Ten zaś, podobnie jak jego mistrz miecza, nosił prostą zbroję, naznaczoną pamiątkami po stoczonych walkach, dowód bojowej wprawy, jak i odbytej służby wśród najemników na kontynencie. Na swój sposób podkreślało to jego charakter. Odkąd był małym chłopcem, nie zależało mu na tym, żeby wyglądać władczo – zależało mu zawsze na samej władzy.

– Moi jeźdźcy są już gotowi do drogi – powiedział Khan. – Sam ich niezwłocznie poprowadzę do boju.

– Wspaniale – wtrącił Orther. – Tak jak już mówiłem, wiemy od naszych szpiegów, że ciężka konnica królowej nie zdąży przeszkodzić wam w przeprawie przez rzekę. Dzięki Ragenaldowi – ten skłonił się nieznacznie – wciąż mamy wielu przyjaciół w królestwie. Część z nich pod osłoną nocy odwiedziła ich obóz i narobiła trochę zamieszania. Najpewniej nadal dogaszają resztki pożarów.

– To da nam wystarczająco dużo czasu, żeby się przeprawić i zająć dogodne pozycje –Ragenald poczuł zaproszony do rozmowy spojrzeniem Orthera. – Wiem też, że Lars, ich dowódca, kazał wyprowadzić w pole całą piechotę, łącznie z częścią zamkowej straży. Kiedy dotrzemy pod zamek, będzie słabo broniony, a jeśli wszystko przebiegnie zgodnie z planem, nawet jego bramy będą stały przed nami otworem.

– Ludzie z lasu na pewno będą się trzymać z dala od walk? – zapytał Khan z pogardą w głosie.

– Tak – powiedział Sargyba opierając się o stylisko swojej nieodłącznej olbrzymiej siekiery. – Wiec tak zdecydował. Udało mi się pozyskać jedynie garstkę młodych wojowników, którzy mają spowolnić marsz nadciągającej piechoty.

– Lars wie, że wszystko musi się rozegrać w jednym wielkim starciu – wtrącił Orther. – Chciał zaatakować dokładnie w momencie przeprawy konnicy. Nie uda mu się to, ale i tak będzie chciał uderzyć, żeby pozbyć się chociaż naszej piechoty. Wie, że lekkozbrojni jeźdźcy Khana będą plądrować i unikać starć, a nie może sobie pozwolić, żeby rozproszyć armię, więc uderzy tak czy inaczej. Musimy to wytrzymać i poczekać na Khana, aż przepuści natarcie i zaatakuje od tyłu. W tym samym czasie łucznicy ukryci w lesie spowolnią odsiecz ich piechoty. Ten, kto wygra starcie o most, ruszy dalej i zajmie praktycznie bezbronny zamek. To zakończy walkę o koronę.

– W takim razie wszystko jasne. Każę trąbić sygnał do wyjazdu – odpowiedział Khan. – Obyśmy wieczorem wszyscy dzielili się mięsem przy ogniu – zakończył zwyczajowym pożegnaniem i wyszedł z namiotu.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz