Królowa

25 4 9
                                    


„Nie stąpał po świecie mąż równie dobry, co dobra kobieta, ni równie zły, co zła kobieta. Uważaj wtedy na kobiety, bo te drugie doskonale udają te pierwsze"

Z pamiętników pieśniarza Valentiniana z Dortin

Wiele mil na zachód po zamkowym korytarzu niósł się odgłos czyichś pospiesznych kroków. Dowódca zamkowej straży żywym wojskowym krokiem kierował się prosto do komnat królowej. Na ścianach majaczył cień jego sylwetki, rzucany przez mijane przez niego pochodnie. Coś w jego sposobie poruszania się wskazywało, że jest spięty. Biorąc pod uwagę to, jak i tempo, w jakim przemierzał korytarz, można było śmiało uznać, że wiadomość, jaką miał do przekazania, nie należy do dobrych.

Dotarł do masywnych dębowych drzwi, przed którymi dwójka ciężkozbrojnych strażników rozstąpiła się na jego widok, wpuszczając do środka. W komnacie oczekiwały go już dwie osoby. Jedną z nich była królowa Ivetta.

W pokoju towarzyszył jej Najwyższy Kapłan Pana Światła, Xereusa. Xeduran

Obydwoje byli pogrążeni w rozmowie, gdy drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem i do środka wmaszerował dowódca zamkowej straży.

– Królowo, panie Xeuduranie ­– zaczął mężczyzna czekając przez chwilę, aż drzwi ponownie się zamkną, i dając sobie tym samym chwilę niezbędną do uspokojenia oddechu – przynoszę raport o naszej nocnej akcji w Bredon.

– Twoja mina i brak towarzystwa Ragenalda zdają się mówić same za siebie – przerwała mu królowa. – Udało ci się czegoś dowiedzieć poza tym, jak nie zakładać nieudanych zasadzek? ­– dodała z przekąsem rozciągając pełne usta w śnieżnobiałym, lecz szyderczym uśmiechu.

– P... przepraszam królowo – ciągnął zacinając się. – Tak... Udało im się zbiec, zabijając trzech moich ludzi. Zostawili jednego przy życiu, ale w zasadzie nic nie wie.

– Im? – zapytała królowa

– Trzech ludzi? – wtrącił kapłan. – Wysłałeś w sumie czterech do pojmania żywcem Ragenalda, mistrza miecza, prawdopodobnie najlepszego wojownika na tej przeklętej wyspie? Czterech?!

– Ciężko przeprowadzić taką skrytą akcję z użyciem większej liczby ludzi, bo zasadzka mogłaby się wydać ­– bronił się dowódca straży.

– Pewnie, że ciężko, psia krew, jak ma się sieczkę zamiast mózgu! ­– zripostował kapłan.

– To byli pewni ludzie, każdy z nich był urodzonym zabójcą. Na pewno gdyby mieli zabić, a nie pojmać Ragenalda, to mielibyśmy już jego głowę – dodał dowódca starając się dać opór zarzutom.

– Co niby miałbym z jego głową zrobić? Wychędożyć?! – wykrzyknął Xeduran. – Dobrze więc. Kim był ten drugi? – dodał już nieco spokojniejszym tonem.

– Nie mam pewności, ale zgaduję, że ten, którego zwą Sargybą, Obrońcą Puszczy z Mitanii – odparł dowódca.

– Zgaduję... Wróżbiarstwem się jeszcze zajmij – powiedział pod nosem kapłan, wypuszczając powietrze.

– Ten, który przeżył, opisał go jako męża większego niż jakikolwiek inny mąż. Jedną ręką dobywał siekiery tak wielkiej, że innemu i dwiema nie byłoby łatwo. No i miał twarz naznaczoną blizną biegnącą przez jedno oko – wyrzucił z siebie dowódca, spuszczając wzrok pod spojrzeniem królowej.

– Proszę, proszę! – powiedziała królowa kładąc dłoń na piersi kapłana. – Toż to twoja latorośl, Xeduranie. Już prawdziwy mężczyzna. Jeśli to, co o nim mówią, jest prawdą, to i kolejnych czterech ludzi nie zrobiło mi różnicy. Jesteś wolny – kiwnęła głową w stronę dowódcy. – Pamiętaj, że to ja wybrałam cię na dowódcę po uciecze Ragenalda, nie spraw, bym zaczęła żałować tej decyzji. A i jeszcze jedno, Lars – zwróciła się do dowódcy po imieniu. – Ten ocalały nie nadaje się do służby. Odpraw go z miasta, może do portu lub tamtejszych wiosek. Niech tam patroluje kutry, może z rybakami sobie poradzi.

Czas Wielkiej WodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz