Rozdział 2

817 28 20
                                    

Pov Lee
Londyn 
Dwa miesiące później 

Siedziałem oparty o ścianę przeglądając profil Mii próbując dowiedzieć się czy przypadkiem nie siedzi już na lotnisku czekając na samolot. Miała cholerną manię wstawiania każdej ciekawszej rzeczy na swój instagram z dużo szybszym czasem reakcji niż napisanie mi zwykłej wiadomości o tym, gdzie jest. Oczywiście najpierw wstawiła zdjęcie z Josie jak i Dylanem, który siedział na walizkach próbując nie zasnąć, kiedy Josie całowała w policzek Mię. Zaraz po tym dostałem wiadomość od dziewczyn, że są bezpieczne na lotnisku i nie mogą się doczekać, jak nas zobaczą. 

Do Mia_White:
Uważajcie na siebie, Lily nie może się doczekać aż was zobaczy. 

Przełknąłem ślinę odkładając telefon ekranem do ziemi próbując uciec od cholernych wyrzutów sumienia jakie narodziły się w mojej głowie zaraz po napisaniu tej wiadomości. 

Lily nawet nie chciała słuchać o ich przyjeździe, wróciła do nocnego trybu życia upijając się do nieprzytomności razem z Chrisem i naszą starą paczką nie patrząc na nic. Wracała pijana do domu i nie interesowało ją nic oprócz alkoholu i zapomnienia. 

Zrezygnowała z leków na rzecz nocnych libacji, których nawet ja nie umiałem opanować, dlatego z cholernie wielkimi wyrzutami sumienia siedziałem pod jej pokojem dziękując, że tym razem przynajmniej wiem, gdzie jej szukać. 

Lily była jak tykająca bomba, której nikt nie umiał rozbroić do końca. Nauczyliśmy się łagodzić skutki, nie leczyć przyczyny.

- Przyniosłem ci herbatę - zadarłem głowę do góry widząc zmartwiony wzrok taty, który po prostu usiadł obok mnie - jaśminowa taka jak lubisz - mruknął opierając głowę o ścianę.

- Dzięki - przyjąłem od niego kubek próbując upić łyk jednak nie był to najlepszy pomysł biorąc pod uwagę jego temperaturę - ała kurwa - fuknąłem odkładając kubek na panele.

- Uznajmy, że cię opierdoliłem za bluzgi, bo nie mam siły - przymknął powieki próbując się rozluźnić - dziś chyba było lepiej.

- To cisza przed burzą tato - przyciągnąłem do siebie kolana po czym oparłem na nich łokcie chowając twarz w dłoniach - jeśli dziś nie wyszła zrobi to za tydzień i wtedy znów zaczniemy od nowa.

- Nie wiem co mam robić Lee - spojrzał na mnie, jego niebieskie oczy wręcz lśniły od zmęczenia a uśmiech, który zawsze mnie zapewniał, że wszystko będzie dobrze zniknął między pierwszym zniknięciem Lily a jej panicznym krzykiem w noc, kiedy dostała list od matki – nie mam pojęcia jak mogę jej pomóc.

- Jeśli ona nie będzie chciała pomocy nic nie zrobimy - stwierdziłem łamiącym głosem nie mogąc pojąć jak jedna rzecz potrafi zmienić całe postrzeganie świata - byliśmy na dobrej drodze, przecież nawet Gloria powiedziała, że zaczyna się otwierać, a teraz? - prychnąłem pod nosem uderzając w ścianę - słyszę co noc jak krzyczy, płacze i wyzywa każdego błagając o koniec.

- Chcemy wysłać ją z mamą do prywatnego ośrodka Lee - wyszeptał cicho, moje oczy gwałtownie się rozszerzyły, a serce zatrzymało nie dopuszczając takiej możliwości - tam jej pomogą, my już nie jesteśmy wstanie. Zajmiemy się Gabby, a kiedy Lily dojdzie do sobie zaczniemy od nowa. Nasza piątka zacznie od nowa - mówił, kiedy ja cały czas kręciłem głową nie dowierzając w to co słyszę.

- Nie - wstałem z podłogi kręcąc głową - nie ma szans tato! Nie pozwolę na to ... to jest moja siostra, mój kwiatuszek, który potrzebuje czasu! Nie pozwolę na to rozumiesz? Nie pozwolę, aby ktokolwiek zabrał ją z domu. Ja jej pomogę rozumiesz? To moja siostra i ja się nią zajmę, a nie jacyś obcy ludzie z psychiatryka. Nie pozwolę, aby Gabby odwiedzała Lily przez jakąś szybę jak własną matkę! To moje siostry i ja jestem za nie odpowiedzialny! - darłem się na cały głos nie zwracając uwagi na nic a mimo to mina taty pozostawała niezmienna. Patrzył na mnie zmęczonym, pełnym zrezygnowania spojrzeniem sugerując, że nawet on się poddał.

Nasz kawałek piekłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz