Rozdział 5

7 2 13
                                    

Strach jest wciąż bronią i to bardzo skuteczną...

***

W parku panowała cisza. Mimo iż nie był prawdziwy to Lynx czuła z nim łączącą ją więź, jakby znalazła pośród prawdziwej natury. Spokój, cisza i łagodny świergot ptaków pieścił jej słuch i stanowił dla niej idealne oderwanie od smutnych realiów jej życia. Zieleń to jedyne miejsce, w jakim Lynx mogła się skupić i trochę na dłużej zapomnieć o otaczającej ją rzeczywistości.

Jednak nie mogła sobie pozwalać na to, aby całkowicie zapaść się w stan derealizacji. Nawet jeśli ten dawał jej chwilę wytchnienia od tempa dzisiejszego świata.

Ale tutaj czas płynął wolniej. Kompletnie inaczej. Czuła to, gdy robiła niewielkie kroki naprzód, przechadzając się po liściastej alejce sztucznych roślin, z towarzyszącymi wiatrakami, które znajdowały się u góry sufitu parku. Wentylator powodował, że mogła odczuć, jak siła wiatru smaga ją po twarzy, lekko przy tym orzeźwiając.

Wszechobecna harmonia, współgrająca z jej ciałem prowokowała czas do zmiany swojego tempa. To wszystko sprawiało, że Lynx pomyślała, że mogłaby na chwilę przystanąć i się czegoś napić. Nawet do nozdrzy jej nosa dochodził zapach świeżo mielonej kawy.

Lynx skręciła w boczną uliczkę, gdzie znajdowały się ceglane kamieniczki, których ściany były porośnięte winoroślami. Te budynki należały do kawiarenek, gdzie można było właśnie odpocząć po całym spacerze po parku. Prócz tego oferowały upragniony napój. Lynx marzyła, aby napić się naparu z herbaty w ciszy i spokoju.

Już miała skorzystać z tej oferty, gdy nagle zauważyła, że w jej stronę nieśmiale i chwiejnym krokiem zmierza Frank.

Widocznie ma dla mnie jakieś informacje. Stwierdziła ponuro, mając świadomość, że jej odpoczynek dobiegł końca.

Lynx zmierzyła mężczyznę wzrokiem z góry na dół i odwróciła się na pięcie, dając mu znak, żeby ją dogonił i towarzyszył w dalszej części spaceru. Widziała jak niespiesznie, kieruje się w jej stronę, nie zwracając uwagę na wyeksponowaną roślinność. W końcu Frank do niej dotarł i nie odezwał się ani słowem, dopóki nie zrobiła tego posłanka. Lynx mogła jeszcze przez chwilę napawać się spokojem, nim wróciła do pełnej wyzwań rzeczywistości.

– Żałuję, że nie mogę opuścić Polis – powiedziała Lynx definitywnie przerywając ich ciszę. – Marzę o tym, aby przejść się po prawdziwym lesie i po prawdziwej ziemi. Jeden z moich przyjaciół wciąż podróżuje i miał okazję zobaczyć tyle miejsc, o jakich ja nigdy nie śniłam. Jestem tak zachwycona naturą, że we własnej pysze pochowałam pośród niej mojego męża. Nie przepadał za naturą, ale ja i moja córka owszem. Mam nadzieję, że nie miałby mi tego za złe. Ty chyba też nie przepadasz jakoś za zielenią?

– Wolę się trzymać po prostu tego, co jest mi znane. Przyroda nigdy nie była mi potrzebna do szczęścia – odezwał się Frank, przeczesując włosy.

– Rozumiem. Masz mi coś do przekazania? – zapytała Lynx, kładąc nacisk na drugą część pytania. Chciała już wiedzieć, co mężczyzna miał jej do przekazania i przestać udawać wśród ewentualnych szpiegów i kamer. Starała się jak najgłębiej ukryć swoją niecierpliwość.

– Depesza – oznajmił stanowczo mężczyzna głosem, który był pozbawiony emocji.

Lynx momentalnie zrozumiała, co Frank ma na myśli.

– Podczas gdy my napawamy się chwilą spokoju, gdzie indziej umierają ludzie. Każdy z nas boi się, żeby machina zagłady nie dosięgła jego bliskich i nie zacisnęła na nich szponów.

BUNTOWNICY: ECHA PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz