Rozdział 6

9 2 18
                                    

Na świecie mają wciąż miejsce wydarzenia, których nie jesteśmy w stanie wyjaśnić, jednak tylko niektóre z nich są prawdziwe...

***

Śnieżna zamieć dawała się we znaki, gdy Karl naciskał pedał gazu w swoim suvie. Samochody nie były używane od dawna, ale tutaj na Antarktydzie były koniecznością. Żadne elektryczne auto ani nawet maszyna repulsorowa nie były przygotowane na tak ekstremalne warunki. Jednak prawdziwa maszyna napędzana benzyną z napędem na cztery koła była niezbędna do przeżycia w takim klimacie, choć nawet i ona potrafiła zawieść. Zwłaszcza że drogi zostały wybudowane dawno temu, a ich odśnieżenie odbywało się bardzo rzadko przez pługi kierowane przez SI, dzięki czemu dało się wyczuć, jak szorstki śnieg ściera się z oponami auta.

W końcu znajdował się na Antarktydzie, a dokładniej na niewielkim obszarze, na którym setki lat temu powstał iglasty las. Tajga jedyna w swoim rodzaju, mimo tego, że Antarktyda od wieków była jedynie lodowatym pustkowiem. Jednak zmiany klimatu doprowadziły do tego, że powstała tu fenomen na skalę światową. Niespotykany las z nową fauną i florą, który pokrył niewielki obszar skutego lodem, kontynentu, na którym wyrosły iglaste drzewa o czarnych pniach i liściach podobnych do tych, jakie miały palmy z tą różnicą, że były to masywne igły. Właśnie w takie miejsca zsyłano niebezpiecznych wyrzutków takich, jak Karl. Aby nie zagrozili organizacją ani społeczeństwu.

Zsyłka na Antarktydę była karą za odkrywanie przeszłości i możliwość zagrożenia władzy. Karl i tacy jak on zostali porzuceni na ogromnym kontynencie z pracą odkrywania tworzącego się na ich oczach ekosystemu, który ulegał ciągłym zmianom. Mimo wszystko Karl cholernie uwielbiał tę pracę, a odkrywanie nieznanego powodowało u niego niemałą satysfakcję. Ale to miejsce było jego więzieniem, grobem. Był odizolowany od świata zewnętrznego. Rzadko dochodziły tutaj informacje o tym, co się działo na świecie. Przeważała okropna cisza i samotność...

Tutaj czas płynął po swojemu, ale dzięki temu mógł oglądać przepiękne zorze polarne, napotykać straszne wilki antarktydzkie, czy długie na kilka metrów futrzaste skolopendry, które pełzały pośród błękitnego, świecącego kwiatu, który mógł zrywać i oświetlić nim zimny, nocny pokój.

Czuł się tutaj jak na innej planecie, zupełnie zapomnianej. Podziwiał piękno nieznanego oraz był samotny jak każdy z astronautów. Brakowało mu dawnego życia. Tęsknił nawet za nic niewartym awokado! Uwielbiał je dodawać do każdej sałatki, czy kanapki. Marzył wręcz o powrocie do ciasnych ścian swojego mieszkania po długim dniu wykładania na uniwersytecie. Wyobrażał sobie jak pełen zadowolenia z samego siebie, je tosty z zapomnianym warzywem i kładzie się do łóżka z myślą, że każdy kolejny dzień będzie lepszy. Tutaj tak nie było. Z każdym kolejnym wschodem słońca Karl czuł się coraz bardziej pozbawiony sił i energii do życia. Kompletnie, jakby nic go nie obchodziło. To miejsce wyssało z niego witalność, zabijało nadzieję.

Jednak istniał tutaj promyk, kobieta, na której mu zależało. Nazywała się Amanda. Była młodsza od niego, ale też była dobrze po sześćdziesiątce i również spotkała ją mroźna zsyłka na zimne kresy świata. Była takim samym wyrzutkiem jak on. A istniała sprawa, która ich poróżniła, a dokładnie spowodowała, że Karl skończył z łatką wariata i musiał odejść.

Mimo że łączyło go wiele z Amandą, ta mu nie wierzyła! Nikt mu nie wierzył!, ale Karl mógł przysiąc na swoje życie, że słyszał sygnały z kosmosu! Dokładnie cztery lata temu pierwszy raz usłyszał coś niepokojącego, a gdy pędził przez zaśnieżone drogi, przypomniało mu się dokładnie, jak to się wydarzyło. Wycieraczki wiły się w niesamowitym tempie, aby poprawić mu pole widzenia, gdy zaczął sypać z nieba bialutki puch, a on mógł wrócić myślami do tamtej chwili,

BUNTOWNICY: ECHA PRZESZŁOŚCIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz