- ', 14 ꒱ ↷

33 5 0
                                    

Do kogo ten list? Nie wiem. Może do tych wszystkich osób, które pytały mnie, czy wszystko w porządku, a potem odchodziły, wzruszając ramionami, kiedy zwalałam winę na zmęczenie. Dlaczego nigdy nie podnieśliście głowy i nie spojrzeliście mi w oczy? Zobaczylibyście wołanie o pomoc, niemą prośbę, której nie miałam odwagi wypowiedzieć na głos. Może do tych wszystkich osób, które widziały mnie siedzącą gdzieś w bluzie albo kocu nawet w ciepły dzień. Pytaliście tylko, czy dobrze się czuję, czy nie jestem chora. Guzik prawda. Na pewno nie fizycznie. Ale mentalnie – to już inna sprawa. Mentalnie czuję się śmieciem. Na pewno nie „w porządku", na pewno nie „spoko". Dlaczego nigdy nie przyszło Wam do głowy, że potrzebuję zwykłego, najzwyklejszego przytulenia? Że przykrywam się kocem, żeby stworzyć fałszywe poczucie bliskości innego człowieka?

Może do tych osób, które mówią te wszystkie rzeczy. Te, które tak bolą. Te, które mówicie wtedy, kiedy myślicie, że nie słyszę. Może przestalibyście mówić, żebym się nie wtrącała, bo się nie znam. Zauważylibyście coś poza swoimi nosami. Jedyna rzecz, której naprawdę pragnę, z całego serca i ze wszystkich sił, to akceptacja. Poczucie, że gdzieś należę. Poczucie, że ktoś lubi mnie naprawdę taką, jaka jestem, nie przez pryzmat tego, co noszę, co czytam, w jaki sposób mówię, co lubię robić, czego słucham.

Wiem, że raczej żadne z was tego nie przeczyta. Po co zresztą mam o was pisać z dużej litery? I tak was to nie obchodzi.

To naprawdę nie jest miłe, kiedy słyszysz ciągle komentarze pod twoim adresem:
- Spóźniłaś się chyba o dwa stulecia... Kto normalny nosi teraz szelki i kaszkiety?
- Weź może przeczytaj coś dojrzałego, a nie tylko siedzisz w tych wszystkich bajkach.
- Twój plecak się rozwala, aż przykro na to patrzeć. Muszę w domu umyć buty, przez przypadek go dotknęłam.

To naprawdę, naprawdę boli. Może nie pokazuję tego po sobie, ale to jest cholernie bolesne. Kiedy patrzycie na mnie z politowaniem, gdy po raz kolejny przyznaję się z dumą do braku telefonu. Może nic nie mówicie, ale to widać. Widać ten wasz oceniający wzrok. Widać wasze porozumiewawcze uśmiechy. Mowa ciała naprawdę dużo mówi... Zaakceptujcie wreszcie to, że jestem, jaka jestem. Że ja też jestem człowiekiem. Że też czasem potrzebuję pocieszenia, przytulenia, miłego słowa, chociażby spojrzenia - nie oceniającego, tylko radosnego, cieszącego się z tego, że jestem obok. Że mam własne zdanie i nie biorę udziału w waszych głupich żartach. Że robię, co chcę i jak chcę. Przejrzyjcie na oczy.

Zobaczcie te wszystkie osoby, które skrzywdziliście. Jest Nas trochę. Mówię w imieniu Nas wszystkich. Przestańcie wyśmiewać się z Naszego wyglądu. Z Naszego zachowania. Z Naszych upodobań.

Proszę, ogarnijcie wreszcie tyłki i spójrzcie wreszcie na świat Naszymi oczami. Nie wszyscy na tym świecie mają dzianych rodziców, którzy spełniają każdą zachciankę. Nie każdy może sobie pozwolić na wyjazd na obóz szkolny. To jeszcze nie powód, żeby śmiać się z Nas za Naszymi plecami.

Jeśli ktoś dojeżdża do szkoły tramwajem, nie znaczy to, że jest dziwakiem. Nie każdego rodzice mogą odbierać ze szkoły codziennie. Jeśli ktoś nosi stare tenisówki po cioci, nie znaczy od razu, że jest biedny. Kiedy ma się dziesiątkę rodzeństwa, nie można dostawać wszystkiego co się chce.

Proszę, naprawdę proszę, zauważcie wreszcie, jak bardzo Nas wszystkich krzywdzicie. Przestańcie oceniać, przestańcie dokuczać, przestańcie się wywyższać. Po prostu pomyślcie czasem, jak to jest być Nami. Pewnie wszyscy tego nie przeczytacie, ale może chociaż jedna osoba - tak. Może przeczyta to ktoś inny, zacznie to uświadamiać innym. Każdy może być sobą. Nie zabierajcie Nam tego. Czasem tylko to Nam pozostało.

Listy łzami pisane ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz