15.04.2024

14 2 0
                                    

No witam

Yyyy... bo trochę ten dziennik zaniedbałam. Trochę bardzo. ALE w moim życiu nie działo się praktycznie NIC. Był jeden dzień, gdy coś ciekawego się działo, więc to tu opiszę w skrócie. 

W piątek 12.04.2024 z Barszczem i Tośką poszłyśmy do mnie do domu i na początku tylko siedziałyśmy i jadłyśmy pizzę oglądając przy tym My Hero Academia, ale potem nam się znudziło i stwierdziłyśmy, że idziemy na rolki. Barszcz nie ma rolek, więc wzięła rower i pojechałyśmy na ścieżkę rowerową. Dojechałyśmy tylko do sklepu, żeby kupić picie, a mi już dupa umierała tak samo jak całe nogi. Potem jechałyśmy dalej ścieżką i siedziałyśmy na ławce, bo jeszcze miała do nas dojechać koleżanka Tośki. Ogółem ta ścieżka prowadzi przez pola, ale pierwszy przystanek to jest taka ławeczka i obok tej ławeczki skręca taka droga z kamieni do takiej mini wsi. No i siedzimy tam na ławeczce, mi się woda w butelce takiej filtrowanej skończyła, a tamte debile kupiły wodę gazowaną. Ja. Nienawidzę. Wody. Gazowanej. No i pojechałyśmy do tej mini wsi spytać, czy ktoś naleje nam wodę, bo przecież proszenie obcych ludzi o wodę to bardzo rozsądny pomysł. 

Pierwszy dom. Na podwórku siedział taki starszy pan, no to go się uprzejmie pytam, czy jest możliwość, żeby nam dolał wody, no i pan się zgodził, dałam mu samą butelkę, bez filtra i pan zaraz przyniósł, to podziękowałam i wjechałyśmy znowu na trasę i wróciłyśmy na ławeczkę. Zrobiłam test, czy woda nie jest jakaś zatruta czy coś i dopiero włożyłam filtr i się napiłam. Po kilku minutach zaczęłyśmy jechać w stronę Julki, żeby szybciej się spotkać. Jechałyśmy tą ścieżką strasznie długo, umierałyśmy, robiłyśmy nawet pielgrzymkę z zdjęciami Felixa. 

Dojechałyśmy. Koniec ścieżki. Byłyśmy tak zmęczone, że stwierdziłyśmy ,,Chuj, bierzemy busa bo nie dojedziemy do domu" A więc dodatkowe 2 kilometry na przystanek autobusowy. 

Dojechałyśmy na przystanek. Po drodze widziałyśmy koniki. Czekałyśmy sobie na busa z 20 minut i pan kierowca mówi, że Barszcz nie może wejść z rowerem, bo nie. I Maryśka jechała do domu sama, a my z rolkami pojechałyśmy do domu. Jakby co Marysia wróciła spokojnie do domu.

10 kilometrów na rolkach, nogi mi umierały, ale było warto.

No piękny mi skrót wyszedł, no ale niech będzie.

No a teraz co się działo dzisiaj. Normalnie poszłam do szkoły, a tam Ani nie ma. Nie przyszła ,,Bo jej się nie chciało". Jutro dostanie zjebę w szkole. Całą matematykę z Wiką i Julką (nie tą od wycieczki na rolki) gadałyśmy o shiftingu. Dalej siedzę nad tym komiksem na plastykę i chyba go dzisiaj nie skończę. Mam tego dość. 

I w sumie to tyle. Kisski, lovki i forevki, pijcie wodę, papa <3

Piosenka dnia: Everest (with Yung Gravy)~Dream, Yung Gravy 


Dzienniczek psychoPatkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz