happy xmas - czyli meet my mother II

101 20 9
                                    

Stał już ponad 45 minut czekając na mamę. Bagaże zdążyły już dotrzeć a jej jeszcze nie było.
Po kilku minutach energicznym krokiem weszła na hol i z rozpostartymi ramionami rzuciła

— O Koreo, moja słodka jak ja strasznie tęskniłam - dopiero po usłyszeniu głośnego chrząknięcia dostrzegła swoje dziecko i swój bagaż. Ruszyła w ich stronę. Poruszała się z niesamowitą gracją. Biły od niej spokój i ogromna pewność siebie.
Zupełnie jak od jej syna.
No i trzeba przyznać że mama Felixa to przepiękna kobieta. Kruczoczarne, lśniące włosy miała upięte w wysoki kucyk (swoją drogą bardzo długi), na jej twarzy poza oznakami zmęczenia podróżą nie było ani jednej skazy, ani zmarszczki. Nawet bez makijażu (bo po co malować się do samolotu na 10 godzin lotu?) wyglądała jakby zeszła z wybiegu. Delikatne rysy i porcelanowa skóra sprawiały wrażenie jakby była niewiele starsza od swoich dzieci. W jej oczach skakały iskry a usta miała dokładnie takie same jak jej syn. Idealne, malinowe, w kształcie serca.

— Cześć mamo - wymamrotał mało entuzjastycznie Felix, ściskając kobietę na powitanie.

— Boże, dziecko! - wykrzyknęła łapiąc go w ramiona - latasz po jakiś europach, amerykach a starej matki od dwóch lat nie możesz odwiedzić? Gdyby nie FaceTime to bym zapomniała jak wyglądasz... - kobieta mówiła nie wypuszczając Kitsune z objęć — łamiesz moje stare, słabe, matczyne serce!

— To moja praca - oznajmił jej syn odsuwając się lekko — poza tym nie przesadzaj, masz dopiero 46 lat.

— To już całkiem sporo - rzuciła Hae Won, unosząc brew — za chwilę będzie 50, 60 i z górki. Jak oczy mi się zamkną to tobie się dopiero otworzą, zobaczysz a wtedy już będzie za późno - mówiąc to pogroziła chłopakowi palcem. Przeniosła wzrok za plecy swojego dziecka dostrzegając drugą postać, idącą w ich kierunku
— no jesteś kochaneczku, już myślałam że wystawiłeś mojego syna lwicy na pożarcie - powiedziała gdy Hyunjin stanął za Felixem kładąc mu dłonie na ramionach.

— Ouu, dobry wieczór pani Lee - Jinnie przywitał się lekko się kłaniając — miło mi w końcu panią poznać osobiście - dodał, uśmiechając się lekko, na co kobieta podeszła do niego bliżej, skanując wzrokiem. Czuł się jakby przejrzała co robili dokładnie godzinę temu przez co zaczerwienił się lekko.

— No cóż... - odezwała się po chwili — już się z ojcem pogodziliśmy że wnucząt z tego nie będzie...

— Mamo! - skarcił ją Felix wysyłając wymowne spojrzenie.

— Cicho tam - mruknęła na syna rozsuwając ramiona by móc przytulić jego chłopaka — w końcu doczekałam się by spotkać osobę której udało się oswoić tego dzikiego lisa.

— Przypominam ci że jak chcesz wnuki to masz jeszcze dwie córki... - rzucił zniecierpliwiony blondyn tupiąc nerwowo nogą, bo wydawało mu się że jego matka trzyma Hyunjina w ramionach trochę zbyt długo.

— Olivii daj spokój, niech się dziewczyna uczy, w końcu któreś dziecko poszło w nasze lekarskie ślady - oznajmiła dumnie odsuwając się od chłopaka — a Rachel... wolałabym żeby jednak nie robiła mi wnuków z Chrisem... Jakby nie mogła - mówiąc to spojrzała na Hyunjina.

— Jeszcze słowo i odeślę cię do tej cholernej Australii najbliższym samolotem - zagroził Kitsune.

— Dobra, dobra - jego matka uniosła ręce w geście poddania. Podeszła bliżej syna i pogłaskała go czule po policzku, ale kiedy jej wzrok napotkał septum, do którego chłopak całkiem niedawno wrócił skrzywiła się — weź wyjmij ten badziew z nosa, bo wyglądasz jak krowa - mruknęła — i mam nadzieję że wrócisz do swoich naturalnych, ciemnych włosów. O wiele bardziej ci pasują - dodała a wtedy wydarzyło się coś niezrozumiałego dla Hyunjina, bowiem Felix spuścił wzrok, wyjął kolczyk bez słowa sprzeciwu i schował go do portfela — od razu lepiej - klasnęła uradowana w dłonie ruszając w stronę wyjścia a chłopcy z bagażami za nią.

dear neighbor Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz