Żartujesz, prawda?

2 0 0
                                    

      ,,Są dwie drogi, aby przeżyć życie.
                  Jedna to żyć tak, jakby nic nie   
                       było cudem                                                                               
                        Druga to żyć tak, jakby
                               cudem było wszystko."

Albert Einstein

~Vilie~
Czarne i połyskujące. Taki właśnie był mój mustang, który tata pomógł mi wybrać. Byłam strasznie podekscytowana gdy na moim podwórku stało to cacko.

Oczywiście pogodziłam się z tym dupkiem i zabrałam go na przejażdżkę. Był niesamowicie zdziwiony, że jest pasażerem, a nie kierowcą. Chcieliśmy spędzić te ostatnie godziny razem, więc postanowiliśmy, że podjedziemy na lody do Wiliego & Biliego, potem przejdziemy się parkiem, a na koniec Oliviera obiecał mi, że stawi nam obiad w mojej ulubionej restauracji, która raptem mówiąc miała najlepsze dania na całym świecie i uwierzcie, że za klopsiki w sosie pomidorowym dalibyście się pociąć, a dla lasagne al'a carbonara to już w ogóle wskoczyli byście pod pociąg.

Gdy już stanęliśmy na parkingu lokalu z lodami uśmiechnęłam się do chłopaka i wyciągnęłam kluczyk ze stacyjki. Wyszłam z auta, poprawiłam włosy i założyłam okulary przeciwsłoneczne.

- Chodź tu do mnie.- rozkazał, co od razu wykonałam. Olivier przytulił mnie i pocałował w czoło- jestem z ciebie tak nielegalnie dumny, że mhm.
- Dziękuję za wsparcie, szkoda, że jak zbiłeś mój talerz to nie byłeś dla mnie taki miły.
- Będziesz wypominać do końca moich dni?- jęknął, na co ja się zaśmiałam.
- Jeszcze nie zdecydowałam.

Jeszcze chwilę tak stałam w uścisku z nim, a potem złączyłam nasze palce i pociągnęłam go w stronę lodziarni, na co on zaskoczony prawie się wywalił, ale utrzymał równowagę. Gdy pokonaliśmy schodki i otworzyłam drzwi do lokalu puściłam jego dłoń, i podeszłam do lady z uśmiechem, gdyż pracował tam mój kolega z francuskiego z, którym siedziałam w ławce i prawdę mówiąc to go nawet lubiłam.

- Hejcia, Connor- przywitałam się z chłopakiem w tym samym momencie z Olivierem.
- Siemka, Vilie, hej Olivier- przywitał się z nami promiennym uśmiechem- co was sprowadza.
- Zapach nieziemskich lodów- odpowiedziałam- jedna gałka arbuzowa i druga...smerfna

Powiedziałam to paląc się ze zażenowania, no ale smerfne to najlepszy smak lodów...prawda? Chłopaki zaczęli się ze mnie śmiać, ale dobra już dupa teraz z tym, ważne, że dobre.

- To ja poproszę sorbet mango i ciasteczkowy.- Wydukał mój przyjaciel nadal mną rozbawiony, a moje policzki pewnie nabrały już kolor czerwieni.
- Już się robi!- gdy dostałam swoją porcję wzięłam plastikową łyżeczkę i zaczęłam konsumować loda, a gdy Olivier też miał już swój deser zapłaciłam i wyszliśmy z budynku na ławeczki, gdzie skończyliśmy my lody.

Następnie udaliśmy się do parku zahaczając o piekarnie po chleb dla kaczuszek. Kochałam takie momenty.

Wylot miałam o dwudziestej trzeciej, a była trzynasta osiemnaście, więc nie musiałam się stresować, w trakcie spaceru nad staw cały czas trułam Olivierowi, że musimy zrobić sobie piknik bez jedzenia, przy zachodzie słońca i na trawie urządzimy sobie piknik, i w połowie drogi uległ. Gdy skończyliśmy my temat o moim mustangu i wykładzie jak mój przyjaciel jest, ze mnie dumny nastała gęsta i nie dyskomfortowa cisza.

Widziałam jak Olivier myślał nad tematem, i wpadł na pomysł, że najlepiej będzie się, ze mną podroźnić:

- Jesteś fanką smerfów?- spytał, z drwiącym uśmieszkiem.
- Uhh, nie no coś ty?!- zaprzeczyłam retorycznie- Gargamela!
- Ooo, to wszystko jasne!- krzyknął z udawanym podekscytowaniem- to dlatego jesz smerfy w lodach!
- Japiernicze, nie mogę z tobą!- bąknęłam oburzona- to była odpowiedź retoryczna.
- Ooo, obraziła się nasza Truskawa?

Until you leaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz