Otaczająca ją mafia

2 0 0
                                    

,,Masz wrogów? Dobrze. To znaczy, że stanąłeś kiedyś w swoim życiu w obronie czegoś."
Carlos Ruiz Zafón

~Olivier~

Gdy o pierwszej w nocy, dojechałem do domu, nawet jeszcze do niego nie wchodząc, usłyszałem krzyki, które z niego dochodziły. Przeszły mnie dreszcze. Wszedłem do budynku, próbowałem po cichutku i niezauważalnie wejść do mojego pokoju, ale nie udało mi się to.

- Olivier, chodź tu!- powiedziała mama lodowatym głosem.
Westchnąłem i poszedłem do kuchni.
- Tak?
- Zdajesz sobie gówniarzu, która jest godzina?
Przewróciłem oczami.
- Pierwsza dwanaście jeśli się nie mylę ale możesz spojrzeć na zegarek.
- Jeszcze nam pyskujesz?!- wtrącił się ojciec, po czym podszedł do mnie i wymierzył mi siarczystego policzka, tak mocnego, że moja została odrzucona w bok. Wiedziałam, że jutro obudzę się z wielkim siniakiem.
- Nienawidzę was...- wysyczałem-

Kurwa tak was nie cierpię!...
I pobiegłem szybko do swojego pokoju. W drodze do niego słyszałem krzyki ojca i matki, ale się tym nie przejąłem, bo powinni umrzeć w piekle... Gdy już opadłem wymęczony na łóżko, mój telefon zawibrował, a na ekranie wyświetlił mi się numer mamy Vilie, więc odebrałem.
- Dzień dobry.
- Co się stało mojej córce?!
Zestresowałem się.
- A co by miało się stać?
Udawałem głupka.
- Nie udawaj Olivier, zadzwonili do mnie ze szpitala, że mam podpisać jakieś papierki!
- Eh, więc tak proszę pani, pokłóciliśmy się, i Vie zemdlała, i trafiła do szpitala...
- Ale, czemu lekarze powiedzieli, że będzie w śpiączce farmakologicznej przez jakieś parę dni, bo nie może sama oddychać?- stanęło mi serce, a głos jej matki się załamał.
Jak wyjeżdżałem wszystko było z nią dobrze.
- Jak w śpiączce, czemu?- zapytałem drżącym głosem- Jak od niej wyjeżdżałem oddychała sama.
- A teraz, jest w stanie zagrażającym życiu...
- Gdzie pani teraz jest?
- A gdzie mam być?-westchnęła- Jadę do szpitala, żegnam.
I się rozłączyła. Kurwa, jakim cudem jakim cudem ona... J-a-p-i-e-r-d-o-l-e.
Ja powinienem tam teraz być. Trzymać ją za rękę.

***
(Dzień później)

Jechałem na to nieszczęsne spotkanie. Tak jak się spodziewałem siniak był cały fioletowy, więc musiałem użyć mojego, jedynego podkładu, co mi ani trochę nie podobało. Gdy podjechałem wszłedlem do klubu nocnego i skierowałem się do właściciela tego obiektu. Lauda. Tak Vilie obracała się w towarzystwie mafii nawet o tym nie wiedząc. Nie pukając do drzwi weszłem do środka gabinetu.
- Witam Olie.
- Dzień dobry, nie życzę sobie, żebyś tak na mnie mówił, tak w ogóle.
Westchnął, a ja usiadłem przy krześle jego biurka.
- Więc tak załatwimy to szybko.-zaczął mówić z pogardą.-Jak wiesz kurwa zabłądziłem, zdradzając Vilie, a ty masz według mnie dług.
- Yhm.
- Za dwa tygodnie jak wiesz odbywa się wyścig, gdzie będę startował- oświadczył z dumą- Chciałbym z tobą zawrzeć układ.
- Jaki?- zapytałem z pewnością, ale bałem się jak cholera.
- Będziesz się ze mną ścigał.
Parsknąłem.
- Nie, skończyłem z tym.
- Musisz to zrobić.
Zaczęła mnie boleć głowa, bo już wiedziałem, że muszę się zgodzić, a bałem się, że potem znowu się uzależnie i będę się dalej ścigał.
- Ale dlaczego ja?- zapytałem chcąc walczyć.- Jest tyle ludzi, którzy będą się chcieli z tobą wygrać.
- Jesteś moją największą konkurencją, inne grupy to dla mnie pikuś.- powiedział, a ja poczułem chwilową dumę.- Ja chcę poczuć adrenaline, a ty jesteś jednym z lepszych kierowców, a poza tym chcę Vilie.
- Słuchaj, Vilie cię nie kocha- pokręcił z niedowierzaniem głow.
- Oh kochany, Ness jest naiwną dziewczynką, która potrzebuję faceta.-zaczął, ignorując moje pytanie- I słuchaj kurwa, jeśli się nie zgodzisz, to wiesz jak kończą moi przeciwnicy, zawsze można ich wyeliminować.
Zadrżałem.
- No właśnie.- odbiłem piłeczkę.
Wszystko we mnie wrzało.
- Dobra, ale chcę mieć to na papierze.
- Przygotowałem się, proszę.
Podał mi plik papieru, a ja się kurwa przeraziłem już po pierwszym zdaniu.
W umowie było zapisane co się stanie jeśli nie wywiąże się z umowy, albo on i ja miałem dziesięć punktów, a on jeden. Jeśli Laud Macros przegra, jest zobowiązany do wykonania jednego życzenia Oliviera Davisa.
- Słuchaj nie chcę żeby jej życie było warunkiem w tej umowie.
Westchnął i spojrzał na mnie jak na idiotę.
- Mało mnie to obchodzi.- burknął.
Wszystko we mnie wrzało. Typ musiał mieć dwubiegunowość. Na początku każe mi się z nim ścigać o Vilie, a potem chcę ją zabić.
- Dobrze wystartuje, ale tylko dla niej.
- I to mi się podoba.
***
Gdy wsiadłem do auta, byłem na siebie wkurwiony, że się na to zgodziłem. W głowie powtarzałem sobie, że robię to dla Vilie, ale kurwa, nie chciałem umrzeć. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Mogłem jechać do szpitala, ale jakby to nie brzmiało nie chciało mi się. Nie myśląc pojechałem do klubu pod miastem. Wchodząc do środka było już, tam dużo ludzi, a impreza się dopiero zaczynała. Śmierdziało w środku alkoholem, papierosami i marihuaną. Podszedłem do baru i zamówiłem trzy kolejki wódki. Wypiłem to w mniej niż pięć minut. Więc zamówiłem drinka. Gdy wziąłem łyka gardło paliło żywym ogniem. Wszedłem do sali VIP i usiadłem w mojej loży. Gdzie kelnerzy co chwilę donosili mi alkohol, a ja paliłem zioło. Napisałem na grupie moich przyjaciół, by wpadali, bo zaczęło mi się nudzić. Piętnaście minut później, siedzieli ze mną Jasper, Thomas, Lily, Arrow i Rose.
- Stary, daj jointa- poprosił Jasper.
- Masz, a gdzie masz Gabi?
Przewrócił oczami.
- Suka mnie zdradziła, zerwałem.
- Jebać kurwę- krzyknął Thomas.
Jasper, westchnął ciężko.
- Mi ona od razu śmierdziała- powiedziała Lily.
- Biała menda- rzuciła rose.
Spojrzałem na Arrowa on jako jedyny się nie wypowiedział, bo zasnął. Siedząca na jego kolanach Lily, jego dziewczyna spojrzała tam gdzie ja patrzyłem, a potem podjęła decyzję by obudzić chłopaka, gdy reszta obrażała ex Jaspera.
- Eee, kelner po kolejce.
Polał nam, a Rose wzięła kieliszek z wódką.
- Za Jaspera, by jebana szmata błagała go na kolanach by do niej wrócił.- oznajmiła Lily.
Wszyscy chwycili za kieliszki, ja również i pochyliliśmy je do swoich gardeł. Czułem, że jestem w chuj najebany, bo byłem.
- Olie, a co tam u naszej Vilie?- zapytał Arrow.
O kurwa, Vilie...
Zapomniałem o niej.
- Źle- wymruczałem.
- A to czemu?- podłapała Lily.
Przełknąłem ślinę.
Bo ją wkurwiłem i leży teraz w śpiączce, a ja się tutaj bawię w najlepsze.
- Patrzcie jak ładnie ptaszki ćwierkają!- krzyknąłem próbując, zmienić temat.
Udało mi się, więc zaczęliśmy grać w rozbieranego.
Wziąłem butelkę po winie i zakręciłem. Wypadło na Rose więc zdjęła swój top, a Thomas nie mógł oderwać wzroku od jej piersi ukrytych pod stanikiem. Arrow też się zapatrzył, a Lily wzięła szkło i przekręciła je tak, by padało na nią.
- Skarbie...- chwilę poszperała pod bluzką po czym podała swojemu chłopakowi koronkowy, bordowy stanik.- Patrz tam gdzie powinieneś, bo się wkurwiam.
Rykłem, to było kurwa tak śmieszne, a te przestraszone i zdezorientowane oczy Arrowa. J-E-Z-U. Piękne. Lily zakręciła wypadło na Thomasa.
Chwilę pograliśmy, a ja miałem na sobie spodnie i bokserki, więc byłem w podobnym stanie jak reszta ale się nam znudziło, więc wróciliśmy do kolorowych shotów i luźnych rozmów. Po czwartej rano wyszliśmy z baru, a ja skierowałem się do auta. Wsiadłem i oparłem głowę o zagłówek. Miałem zamiar powiedzieć tu tak z dwie godziny, by wytrzeźwieć i jechać do mojej niedojrzałej truskawki. Żałowałem, że w ogóle spędziłem wczorajszy dzień w barze zamiast przy Vilie, wyrzuty sumienia nie dawały mi spokoju. Po godzinie odjechałem spod klubu i pojechałem do szpitala. Gdy wszedłem do sali Vilie, była dalej w śpiączce więc po prostu koło niej usiadłem, złapałem ją za rękę, zamknąłem oczy i po prostu myślałem o jej uśmiechu. Sam zacząłem się uśmiechać, analizując błędy, które popełniłem... Było ich więcej niż przypuszczałem.
- Wiesz, co- zacząłem mówić, mając nadzieję, że mnie usłyszy- Zrobiłem wczoraj coś głupiego, tak strasznie głupiego, że miałem ochotę zabić każdego, kto stanie mi na drodze, by o tym zapomnieć poszedłem do klubu, i mam takiego kaca...- żaliłem, się jej.- Jest mi tak źle z myślą, że zapijałem smutki alkoholem, a ty tu sama walczyłaś, ale już skarbie jestem, i zamierzam być dopóki twoje piękne, niebieskie oczka się nie otworzą, potem też będę, będę zawsze, dobrze słońce?
Kurwa dalej nic...
Doux, je te dirai la vérité sur ce que je fais quand je pars -zacząłem mówić w swoim ulubionym języku, by mnie nie zrozumiała, bo różne ludzie mają o tym teorie, że nieprzytomni nie słyszą, że do nich mówimy- Donc j'ai une dette envers le chef de la mafia, plus précisément envers Laud, ton petit ex, tu t'entoures de la star de la mafia et tu ne sais même pas mais revenons au sujet, ce n'est pas que je lui dois une faveur parce qu'il m'a sauvé de la mort il y a deux ans, tu ne le sais pas encore, je participe à des courses illégales et ce connard veut que je participe à la le prochain en guise de paiement, s'il gagne, il veut que je rompe avec toi, mais toi et si gentil, te connaissant, tu ne serais pas avec lui à moins qu'il ne t'enlève, mais je n'imagine pas un tel scénario parce que je toujours gagner. -urwałem, gdyż to wszystko powiedziałam na max dwóch wdechach- Toujours.
Pocałowałem jej dłoń i uśmiechałem się morderczo. Miałem nowy cel.

***
Cztery godziny później dalej siedziałem z Vilie. Tak jak jej obiecałem, jej oczka miały się otworzyć. Poszedłem więc tylko raz do automatu po expresso. Była taka słodka, nawet nieprzytomna. Moja wyobraźnia zaczęła mi płatać różne figle.
Olivier, kurwa!!! Debilu nie jesteś zboczeńcem!
Więc przestałem myśleć.
Westchnąłem i zacząłem gapić się w jej usta koloru brzoskwiniowego różu. Były delikatnie rozchylone, jakby chciały coś powiedzieć, a nie mogły...
***
Dzień później

Wyglądała strasznie.
Nie przesadzam, kochałem jej każde wydanie, każdy milimetr ciała, ale ta blada skóra, popękane usta, które trochę zsiwiały, przerażały mnie. Wyglądała jakby umierała, a nie mogła tego robić...
Uśmiechałem się do niej co jakiś czas mając pieprzoną nadzieję, że również się do mnie uśmiechnie. Była strasznie uparta. Nagle drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłem tam jej matkę, ojca z żoną i dzieckiem.
O, kurwa zaczynamy przestawienie.
Jej ojciec spojrzał na nią i zamarł.
- Vilie- szepnęła przerażona Caren, po czym podbiegła do córki mocno ją tuląc.
Jej ojciec spojrzał na mnie z pogardą po czym usiadł po drugiej stronie łóżka, dalej nic nie mówiąc, koło niego usiadła Keira, a na jego kolanach Michie. Caren stanęła przy oknie i wpatrywała się w ciszy na ten mój, niedoceniany cud, który sprowadziła na ten świat.
- Wiesz, że to przez ciebie?- zapytał niespodziewane Denis, a przeze mnie przebiegły dreszcze.
- Zdałem sobie z tego sprawę jakieś 3 dni temu, ale bardzo dziękuję za przypomnienie jakim idiotą, debilem, tępą ciotą i chujem- wysyczałem.
Przeklął pod nosem, ale się nie odezwał.
- Vilie!- krzyknęła Keira, a wszyscy w tym pomieszczeniu spojrzeli na dziewczynę.
Miała otwarte oczy. Uśmiechnęłem się szerzej niż wtedy, gdy mnie pocałowała.
- Wołajcie lekarza- krzyknąłem, a Keira już była w progu, po minucie przyszedł doktor i zabrali mojego skarba, na badania.
Czekaliśmy jakieś dwie godziny, gdzie żadne z nas się nie odezwało, gdy wprowadzili Vie na salę. Nie miała już maski tlenowej, ale dalej do jej żył była podpięta kroplówka. Lekarz oznajmił, że wróci tu kiedy przeanalizuje wirniki badań.
- Córeczko- wstał Denis i przytulił córkę, gdy doktor tylko wyszedł .- Tak bardzo się martwiłem.
Jej mama też do niej podbiegła i przytuliła się z drugiej strony.
- Obudzi...łam- usłyszałem szept z jej ust- Się jak wesz...liście- przerwała, bo widać było, że ciężko jej się mówiło.- Słyszałam, wszystko.
- Vie...- wciąłem się.
- Nie prze...- wzięła głęboki wdech- Rywaj mi. Denis... Nie obra... Żaj Olie... i Puście mni...e- pisnęła cienkim głosem- Spierda...lajcie idioci, Oli... Zostań.
Uśmiechnęłem się jeszcze szerzej niż wtedy gdy otworzyła oczy.
Moja krew...
- Vilie, uspokój się- powiedziała ostrym tonem jej mama.
Nie chciałem, by Vilie marnowała energii.
- Kobieto, nie uciszaj jej tylko wyjdź- Zmroziłem ją spojrzeniem- Wszyscy wyjdźcie, i nie denerwujcie mojej perełki.
- Ale- chciał zaprotestować jej ojciec.
- Wyjdźcie stąd- powiedziałem spokojnym, ale wkurwionym tonem jeśli mówi idźcie to macie, iść z podkulonymi ogonami z tej sali.- Chce tylko dodać, że nie zbyt lubię się powtarzać.
Wszyscy wstali i wyszli, drzwi się zamknęły, spojrzałem na Vilie, a jej usta się otworzyły.
- Pocałuj mnie.

------
Z góry przepraszam za może trochę błędne tłumaczenie tekstu po francusku (-:

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 09 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Until you leaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz