ROZDZIAŁ 2. BETTY

373 47 51
                                    

Miłego czytania, biedroneczki! 🐞

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

AMBROSIA

Miałam problem z nadmiernym myśleniem, a w mojej głowie nigdy nie panował spokój i cisza. Moim myślą towarzyszył wieczny huragan, przez to często łapałam się na tym, że wyłączałam się na przykład z rozmowy, która trwała w danej chwili. Zapomniałam o tym co robiłam bądź dopiero miałam zrobić, na rzecz rozmyślania o wszystkim i niczym jednocześnie. Wiele razy, kiedy siadałam do jakiegoś zajęcia było jasno, wtedy wpadałam w pułapkę własnego umysłu i kiedy się ocknęłam, na zewnątrz panowała już całkowita ciemność.

Często myślałam o tym co zastanę w domu. Czy tym razem obejdzie się bez bólu, czy będzie większy niż poprzednim razem. Niezliczoną ilość razy moje myśli przenosiły się do wyobrażeń o tym, jak chciałabym by wyglądało moje życie, a jak nie wygląda. Wracałam pamięcią do tego co zrobiłam, co powiedziałam czy mogłam zrobić coś inaczej?

Kiedy żyła Esther była nieco inną osobą i mój problem nie był, aż tak nasilony, a tym samym uciążliwy. Chociaż byłam do tego przyzwyczajona, a ta przypadłość była znana niemal wszystkim, to nie było to akceptowane.

— Cullen! Rusz się, bo jutro nas zastanie, a ty nie ruszysz się z miejsca!

Oszołomiona przeniosłam wzrok na nauczyciela wychowania fizycznego, który zmierzał w moją stronę z zdecydowanie zepsutym humorem, a moje sterczenie od dłuższego czasu w jednym miejscu i prowadzenie leniwej rozgrzewki, raczej nie poprawiło jego samopoczucia.

— Przepraszam! — krzyknęłam. Dziewczyny z mojej grupy były w połowie boiska i widząc ich umęczone miny stwierdziłam, że to na pewno nie było już ich pierwsze kółko. — Zamyśliłam się!

— Gdybym ja się tak zamyślił w dziewięćdziesiątym czwartym, to nie byłbym prawie mistrzem stanu! — Pogroził mi palcem.

Skrzywiłam się i skinęłam do trenera głową nim wybiegłam na tor.

Byłam w stanie się założyć, że nie tylko nie był mistrzem stanu, ale "prawie" również nie. Zawsze dziwiło mnie, jak to możliwe, że nauczyciel WF-u ważył prawie sto pięćdziesiąt kilogramów i nikt nigdy nie widział, aby cokolwiek ćwiczył, a jednocześnie potrafił wycisnąć z uczniów takie siódme poty i kazać robić takie ćwiczenia, że bolały mięśnie o istnieniu, których nie miało się nawet pojęcia.

Nienawidziłam biegać, ale robiłam to dobrze, bo od najmłodszych lat byłam zapisana na masę zajęć pozaszkolnych, w tym lekkoatletykę. Bieganie w ramach lekcji szkolnych było dla mnie niewielkim wysiłkiem, kiedy do przebiegnięcia miałam cztery okrążenia, a po szkole biegałam nawet cztery razy tyle. Czasem nie tylko z przymusu i pod presją trenerki, ale również biegałam by uciec z domu.

Jak źle musiało być skoro wolałam biegać, niż spędzać czas z rodzicami w jednym budynku? Bardzo źle.

— Ambie, zwolnij trochę! — Usłyszałam za plecami roześmiany głos. — Gdzie się tak śpieszysz, co?

— Uciekam przed tobą. Po dwóch godzinach treningu nie pachniesz najlepiej — rzuciłam w trakcie biegu.

Elliot dogonił mnie i zrównał ze mną tempo.

Gdyby zima była człowiekiem i miałabym powiedzieć, jak wygląda, to opisałabym Elliota Harrisona. Jasne, prawie platynowe włosy, porcelanowa skóra i do tego błękitne, niemal szklane oczy.

— Siatkówka wymaga poświęceń, w tym zatkania nosa — powiedział, jakby to naprawdę była reguła gry.

— I gorącego prysznica — dodałam.

WSZYSTKIE BEZSENNE NOCE | YAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz