1. Bankiet

602 19 4
                                    

- Gdzie Grace? - rzuciłam na przywitanie bratu, jak tylko zeszłam po schodach trzymając w ręku torebkę i skrawek sukienki, która była wyjątkowo kapryśna i plątała mi się pod nogami.

- U kosmetyczki, napisała mi, żebyśmy na nią nie czekali, bo sama dotrze na miejsce.

Adrien siedział za blatem kuchennej wyspy i mogę się tylko domyślać, że w moim ulubionym, czerwonym kubku w kotki, znajdowała się czarna kawa z kropelką mleka kokosowego.
Lubił się ze mną droczyć jak tylko miał ku temu okazję, wiedział że ten kubek jest wyjątkowo cenny dla mnie i nie lubię jak ktokolwiek go używa. To był ostatni prezent, który dostałam od mamy, chwilę przed tym, jak postanowiła rzucić cały ten "mafijny świat" i się od niego odciąć na dobre. Nawet jeśli "na dobre" oznacza również i od własnych dzieci. W ten oto sposób zostałam przy ojcu, bracie i wrednej, przyrodniej siostrze, bo ta druga, fajniejsza, również wybrała normalne życie i wyprowadzkę hen hen daleko.

- Cecilie, moje dziecko. Jak ty pięknie wyglądasz. - rzucił ojciec, który przekroczył właśnie próg kuchni

- Dziękuje - uśmiechnęłam się w jego strone i wtuliłam się w jego ciepłe ramiona.

Byłam wdzięczna losowi, bo nie mogłam sobie wymarzyć lepszego rodziciela, niż on. Z matką trochę nie wyszło, ale ojciec zawsze nadrabiał tą luke pozostawioną przez nią. Nawet jeśli czesto pochłaniały go sprawy organizacji, to i tak potrafił znaleźć czas dla swoich dzieci i wesprzeć je w każdej możliwej sytuacji. Od roku staram się doceniać jego obecność jeszcze bardziej, bo kiedy zachorował na nowotwór, to bałam się, że z dnia na dzień go stracę, a tu proszę. Glowa rodziny Santanow we własnej osobie, pełna wigoru i zdrowia, mimo że zastawka serca była wymieniana niespełna kilka tygodni temu.

- Nie spuszczaj jej z oka Adrien - powiedział w stronę syna - odkąd prawda o szóstym dziecku Monetów wyszła na jaw, to w naszym środowisku nastały jeszcze bardziej burzliwie czasy

- Nie przesadzaj tato, przecież nie jestem "Perełką Monetów", a po prostu panną Santan

Zaśmiałam się nerwowo i zacisnęła mocniej rękę na torebce, bo nie będę ukrywac, że po ostatniej akcji z wypadkiem i strzelaniną w lesie w wydaniu Monetów, zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nic mi nie grozi. W końcu na własnym koncie też mam jedno porwanie i kilka strzelanin.
Ale wychodzi na to, że Hailie zaraz przegoni moje wszystkie organizacyjne perypetie w zaledwie kilka miesięcy

- Przezorności nigdy za wiele słoneczko. Ludzie wiedzą, że twój nos ostatnio niebywałe często zaczął zaglądać w  sprawy organizacji.

- Nie martw się tato, będę jej pilnować jak oczka w głowie - odezwał się w końcu Adrien, po czym dodał prześmiewczo - A teraz choć "panno Santan", bo się spóźnimy.

- Do zobaczenia tato - powiedziałam do ojca na odchodne i puściłam mu oczko.

W drodze do garażu spojrzałam przelotnie w jedno z luster, które minęliśmy, bo o ile moją dluga suknia była irytująca, tak prezentowała się wyjątkowo dobrze, a granatowy odcień lapisu, idealnie podkreślał kryształ zawieszony na mojej szyi.
Adrien wyglądał tak jak zwykle, czyli jak zwykle idealnie. Wyjątkiem od normy był krawat na szyi, ale zobaczymy jak długo z nim wytrzyma, bo o ile w smokingu chodzi praktycznie codziennie, tak w krawacie od święta, a konkretniej to, kiedy ojciec go do tego zmusi.

Raz, dwa, trzy. Tatuś nie patrzy.

Na samą myśl uniosłam kącik ust do góry. Adrien był na tyle szarmancki, że otworzył mi drzwi od swojego Mercedesa i pomógł z tym, aby sukienka się nie pogniotła.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy, dlatego szczerzyłam się do Adriena, kiedy ten zapinał pasy.

- A tobie co? Wczoraj aż tak bardzo nie cieszyłaś się na ten bankiet

Księżycowy diament || Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz