ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

28 3 1
                                    

Scorpius

TEREN POZA SZPITALEM PSYCHIATRYCZNYM

Opowiem Ci bajkę, jak kot jarał fajkę. A gdy fajka czekała, kot wolność odzyskał.

Samochód jechał po naprawdę nierównej drodze. Czekałem aż w końcu się zatrzymamy, po naprawdę robiło mi się niedobrze, zważywszy na warunki w jakich przypadło mi jechać.

Dwoje strażników z Asylum siedziało obok mnie pilnując każdego mojego najmniejszego ruchu. Widziałem po nich, że gdybym się jakkolwiek ruszył, obydwoje rzuciliby się na mnie, jak dzikie małpy.

Spojrzałem kątem oka na zegarek, owijający nadgarstek strażnika obok mnie. Zostało jeszcze kilka minut.

Nie byłem zaskoczony moją sytuacją. Miałem jechać na moje ulubione badania, by sprawdzić czy po sytuacji, z największym buntem w szpitalu, jest ze mną tak samo jak było.

Jeszcze tylko kilka minut i wyjdę z tego samochodu.

Spojrzałem na zegarek ponownie. Duża wskazówka zbliżała się do dwunastki, a krótka do piątki. Za chwilę piąta. Muszę zacząć działać.

Wyprostowałem skute ręce i spojrzałem kontrolnie na strażników. Nie rzucili się, tylko patrzyli na mnie dość wrogo.

- To co później? - zagadałem do nich - Znowu zamknięcie mnie w tym gównie, czy raczej przejdziemy do interesów.

Jeszcze chwila...

Nagle wskazówki stanęły na piątej.

Zaczynamy...

Strażnik siedzący obok mnie, nagle wyciągnął pistolet i skierował go w stronę kierowcy. Oddał strzał. Kierowca stracił przytomność, nadal trzymając kierowcę. W trakcie gwałtownego hamowania, głowa mężczyzny opadła na siedzenie obok, a sam obrócił kierownicę. Czułem się jak na karuzeli. Po chwili stanęliśmy, a drugi strażnik wyciągnął niewielki kluczyk z kieszeni i rozkuł mi ręce. Pomasowałem nadgarstki, a po chwili, przeszedłem na część dla kierowcy. Mężczyzna z kluczykiem w dłoni, podał mi go, a ja otworzyłem usta kierowcy i włożyłem kluczyk mu do gardła. Poklepałem martwego po policzku, po czym wyrwałem mu ząb i położyłem na desce rozdzielczej.

Wysiadłem z ciężarówki więziennej, a za mną pojawili się strażnicy. Podali mi mój płaszcz i broń.

W końcu byłem wolny...

- Co teraz szefie? - spytał jeden z nich.

Odwróciłem się do nich i strzeliłem każdemu z nich dwa razy kulką w łeb. Przy dobrych wiatrach, kulka powinna zostać w mózgu. Opadli na asfalt, a ja wsunąłem rękę do kieszeni płaszcza.

- Słodki smak wolności - wyciągnąłem telefon, wybrałem numer, a po kilku sygnałach zacząłem mówić - Kai, jak miło z tobą w końcu porozmawiać.

Usłyszałem cichy śmiech z jego strony.

- Widzę, że plan się udał - przytaknąłem, mimo że mnie nie widział. - A więc... Kto tym razem jest twą ofiarą?

- Cassie. Cassandra COLDER. Wyślij do niej kuriera, który powinien zaraz u Ciebie być. Widzimy się w norze - Rozłączyłem się i ruszyłem spacerem przed siebie.

NADCHODZĘ CASSIE. NAWET NIE SPODZIEWASZ SIĘ JAK POTĘŻNY TERAZ JESTEM.

TO JESZCZE NIE KONIEC...

Burn IT Down [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz