Aurorę raziły promienie słońca przechodzące przez szybę. Blondynka ze zmęczeniem przetarła swoje oczy. Bardzo jej się to nie podobało, dlatego też od razu przekręciła się na swój lewy bok. Czuła ogromne zmęczenie, ale sama nie wiedziała dlaczego i czym była tak wykończona. Przecież nic złego się jej nie stało, a przynajmniej nie potrafiła sobie przypomnieć.
Dopiero kiedy szerzej otworzyła swoje oczy, spostrzegła, że nie znajdowała się w swoim dormitorium tylko w skrzydle szpitalnym. Nagle zasypała ją lawina wspomnień. Dokładnie sobie wszystko przypomniała. Spadła z miotły podczas meczu i jakiś gryfon uratował ją przed upadkiem. Dotychczas myślała, że to był tylko realistyczny sen. Niestety, pobyt w Skrzydle Szpitalnym to wykluczał. Aurora westchnęła cicho. Miała u tej osoby dług wdzięczności, który prędzej czy później musiała spłacić. Fakt, że to był gryfon niezbyt jej się podobał, ale gdyby nie on, to nawet nie chciała myśleć w jakim znalazłaby się stanie.
Nastolatka westchnęła ze zrezygnowaniem. Nienawidziła leżeć i nic nie robić. Nudziła się wtedy na śmierć. Aurora była takim typem człowieka, który nie mógł wysiedzieć w miejscu. Dziewczyna musiała się dużo ruszać. Kiedy zobaczyła, że pomieszczenie, w którym się znajdowała było puste, natychmiast wstała ze szpitalnego łóżka. Lekko zakręciło jej się w głowie, ale przytrzymała się ramy łóżka, dlatego nie upadła z powrotem na materac. Kiedy była gotowa podeszła do okna. W tym samym czasie ze swojego gabinetu wyłoniła się pani Pomfrey.
- Jak się czujesz dziecinko? - Zapytała miłym głosem kobieta i podała jej szklankę wody. Blondynka natychmiast wypiła całą zawartość. Nawet nie wiedziała, że tak bardzo chciało jej się pić.
- Dobrze. Kiedy będę mogła wyjść? - Zapytała z nadzieją. Nic jej poważnego nie było, a życie samo się za nią nie przeżyje.
- W zasadzie, jeżeli dobrze się już czujesz to możesz teraz. Tylko nie przemęczaj się zbytnio. - Odparła i z powrotem wróciła do swojego gabinetu.
Blondynka szybkim krokiem ruszyła do drzwi wyjściowych i już po chwili znalazła się na korytarzu. Odetchnęła z wyraźną ulgą. Nie chciała przebywać w tamtym pomieszczeniu dłużej niż to było potrzebne. Nigdy nie lubiła szpitali. Od zawsze czuła do nich swego rodzaju wstręt. Spojrzała się na swój zegarek. Zorientowała się, że było już po obiedzie, a ona tylko krótką chwilę leżała nieprzytomna. Przynajmniej tyle, że nie robiło jej to żadnej różnicy.
Aurora postanowiła wrócić do swojego dormitorium. Miała nadzieję, że dowie się czegoś o tym, kto ją uratował i jaki był ostateczny wynik meczu. Była ciekawa jak to wszystko bez niej się potoczyło. Również zastanawiała się nad tym, kto ją uratował. Z żadnym Gryfonem nie przyjaźniła się, ani nawet nie kolegowała. Wiedziała też, że raczej nikt nie jest na tyle bohaterski, żeby ją złapać. Osoba, która ją ocaliła, straciła tylko swój czas. Ona sama nikogo nie uratowałaby z drużyny gryfonów. Nie lubiła ich i ważniejszy dla niej był wynik meczu. Sytuacja byłaby inna, gdyby miała z osobą, która potrzebowałaby pomocy przyjacielskie relacje.
Kiedy szła korytarzem, czuła intensywny wzrok innych na sobie. Nie wiedziała o co im wszystkim chodziło. Nic złego im nie zrobiła, a przynajmniej jeszcze. Słyszała jak szeptali coś na jej temat. Czuła się z tym bardzo niekomfortowo, zważywszy na to, że nie wiedziała dlaczego o niej rozmawiali. Miała takie mocne wrażenie, że ktoś rozsiał nieprawdziwe plotki na jej temat. Mimo tego, że nie komfortowo się z tym wszystkim czuła, nie pokazywała słabości. Nigdy tego nie robiła. Szła zawsze z uniesioną głową. Nawet jeżeli nie dawała rady, cały jej świat zawalił, ona machała na to wszystko ręką i słownie atakowała innych. Rzucała w ich kierunku złośliwe i sarkastyczne komentarze. To była maska, którą nosiła przez większość swojego życia.
Aurora traktowała siebie jak boginię. Miała bardzo wysoką samoocenę, a jej ego już dawno wyskoczyło poza skalę. Kochała siebie za to jaką się stała. Uwielbiała swoje życie takim jakie było. Aurora była bardzo lojalna i oddana swoim przyjaciołom i każdemu z nich oddawała należyty szacunek. Była zupełnie inna dla osób, których nie lubiła. Jej wredna, złośliwa i chamska strona wychodziła na światło dzienne. Nie wstrzymywała się od sarkastycznych komentarzy. Można by rzec, że był to już jej nałóg.
Kiedy dziewczyna przekroczyła próg Pokoju Wspólnego, w pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Czuła dosłownie wzrok każdego na sobie. Naprawdę nie podobało jej się to, więc postanowiła to zakończyć.
- Czy ktoś mi w końcu może łaskawie powiedzieć, dlaczego się tak na mnie gapicie?! Ja wiem, że jestem pieprzonym cudem, ale dzisiaj to już furorę robię. - Powiedziała ze złością, drwiną i sarkazmem. Naprawdę zaczęła ją ta cała sytuacja irytować.
- To ty nie wiesz? Po tym jak Potter cię złapał wygraliśmy mecz! - Krzyknął jakiś ślizgon dzierżąc trunek w dłoni. Aurora pobladła. Już chyba wolała spaść z tej głupiej miotły. Cokolwiek tylko, żeby przebywała jak najdalej od niego.
Aurora nie wiedziała co miała o tym myśleć. Po chwili poczuła się winna. Chciała wygrać i to bardzo, ale w tej jednej chwili zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to Slytherin nie zasłużył na zwycięstwo. To Gryffindor powinien wygrać. Sama nie wiedziała co w tej sytuacji jej się nie podobało. Zawsze uważała, że wynik jest najważniejszy i robiła wszystko, aby wygrać. Nie miała pojęcia co jej nie odpowiadało - to, że Potter ją złapał i miała u niego dług, czy to że z jej winy dom Lwa przegrał. Mimo wszystko obstawiała to pierwsze.
Dziewczyna stała przez chwilę i nie wiedziała co miała ze sobą zrobić. Nie rozumiała tego co się wydarzyło. Być może nie chciała tego przyjąć do wiadomości. Miała tysiące myśli na sekundę. Dziewczyna była totalnie rozbita psychicznie.
- Pijemy zdrowie ścigającej! - Krzyknął kapitan i objął blondynkę swoim ramieniem. W jednej dłoni trzymał napój alkoholowy wypity do połowy, a w drugiej świeżo nalany trunek. Podał jej ognistą do ręki, a dziewczyna sztucznie się do niego uśmiechnęła. Już po chwili z głośnym haustem wypiła całą zawartość szklanki. Stwierdziła, że miała już dość myślenia i najlepszym rozwiązaniem było zapomnienie o problemach.
Aurora nie wiedziała ile czasu minęło, odkąd zaczęła się zabawiać, ale zdążyła już opróżnić kilka szklanek ognistej. No, może trochę więcej niż kilka. W każdym razie, widać było, że dziewczyna nie była trzeźwa. Cały czas się śmiała i żartowała z osobami, które znajdowały się w pobliżu niej. Miała wyśmienity humor, który udzielił się też innym.
CZYTASZ
Szaleństwo | James Potter
FanfictionRENOWACJA + NOWE ROZDZIAŁY Samotność po stracie najlepszego przyjaciela jest jednym z najgorszych uczuć na świecie. Człowiek nie wie co ma ze sobą zrobić i wszystko dla niego traci sens. Aurora przez 6 lat rozłąki zdążyła pogodzić się z odejściem pr...