6.

307 38 27
                                    

Hyunjin
~~~~~~~~~~~~~~

Po paru godzinach spędzonych nad laptopem, podniosłem się z fotela. Rozejrzałem się wokół siebie i zarzuciłem na plecy skórzaną kurtkę, która wisiała na rogu dużej, zamszowej kanapy.

Westchnąłem cicho, wyciągając z komody kluczyki. Przejrzałem się w lustrze, poprawiając swoje włosy i zszedłem po schodach na parter. Nawet nie spojrzałem w stronę Minsu, która siedziała przy stole w kuchni z paczką chusteczek w dłoni. Zawzięcie rozmawiała z kimś przez telefon, ale nie zwróciłem na to uwagi. Założyłem na nogi swoje Conversy i przekręciłem zamek w drzwiach. Dziewczyna na chwilę ucichła, po czym wyjrzała w stronę korytarza, w którym się znajdowałem, ale nie odezwała się słowem, na co cicho odetchnąłem z ulgą.

Po wyjściu przed drzwi frontowe, udałem się w stronę garażu. Sprawnie wpisałem kod dostępu na małym urządzeniu, a duże wrota już po chwili się przede mną rozpostarły.
Wszedłem do środka, wyciągając z kieszeni wcześniej wspomniane kluczyki i zatrzymałem się przy dużej, błyszczącej maszynie.

- Tęskniłem - mruknąłem cicho, przejeżdżając dłonią po błyszczącym, ciemnoczerwonym lakierze mojego motocykla.

Już po chwili jechałem z ogromną prędkością po oświetlonej autostradzie. Wiatr rozwiewał kosmyki moich włosów wystających spod kasku, a skupione oczy wpatrzone były przed siebie - w drogę.
Dopiero wtedy zrozumiałem, jak bardzo tęskniłem za tym uczuciem beztroski i kontroli. Od dłuższego czasu Minsu zaburzała mi to wszystko, a ja czułem, jak się od niej oddalałem. Wiedziałem, że ją ranię. Ale taki byłem. Zawsze każdego raniłem, ponieważ byłem urodzonym samotnikiem i egoistą. Najlepiej czułem się sam w swoim towarzystwie. Tylko przy jednej osobie tak nie było. Ale tego nie chciałem pamiętać.

W końcu zatrzymałem się, ściągając z głowy kask. Widok rozpościerający się przede mną był onieśmielający - mieniące się w oddali neony i pojedyncze zapalone światła w oknach wysokich budynków. Wszystko przyozdabiał pełen księżyc, który swoje światło rzucał na taflę wody spokojnie płynącej przed siebie.

Usiadłem na ziemi z cichym westchnięciem, wpatrując się w dal. Dopiero wtedy poczułem, jak bardzo spięty jestem i jak nieprzyjemny ciężar leży na moim sercu.
Wydarzenie organizowane przez moją firmę wywoływało we mnie wiele stresu. Jako szef i główny założyciel, chciałem pokazać się od jak najlepszej strony firmowo, przez co moje życie prywatne trochę się sypało. Dodatkowe obarczanie mnie sprawami ślubnymi przez Minsu było dla mnie po prostu kolejną kłodą.

- Cholera - prychnąłem sam do siebie, przeczesując swoje włosy dłonią - co ja robię? Przecież świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że daleko tak nie zajdę... - przyznałem w końcu, zamykając swoją twarz w dłoniach. Moje oczy po raz pierwszy od wielu miesięcy, a może nawet i lat, zeszkliły się - dlaczego próbujesz udawać takiego niezniszczalnego przed wszystkimi, co? Też jesteś człowiekiem... masz prawo czuć... - szepnąłem, pozwalając ciepłej łzie spłynąć po moim policzku.

Po chwili usłyszałem szelest i pękanie gałęzi obok siebie. Szybko przetarłem mokry policzek dłonią i przyjąłem nieco bardziej bojową pozę.

- Nie bój się. Przepraszam, nie chciałem podsłuchiwać - cichy głos wydobył się z ciemnego lasu po jednej ze stron dróżki. Delikatnie się wzdrygnąłem - dlaczego jesteś tutaj o takiej porze?

- O to samo mógłbym spytać ciebie - odparłem bezmyślnie, wytężając słuch, aby dokładnie usłyszeć odpowiedź nieznajomego.

- Tak, wybacz. Nie chcę się wtrącać, ani wyjść na wścibskiego, ale... słyszałem, że płakałeś. Może chciałbyś o tym porozmawiać?

- Dlaczego miałbym rozmawiać o tym z tobą? Nawet cię nie znam, jesteś totalnie randomowym gościem, z którym od paru sekund gadam w totalnych ciemnościach w lesie - prychnąłem cicho, brzmiąc nawet ostrzej niż miałem w planach.

- Właśnie w tym rzecz. Nie znamy się. W dodatku jest tak ciemno, że cię nie widzę. A ty nie widzisz mnie.

Jego słowa sprawiły, że na moment się zastanowiłem. Może i miał rację?
Czułem, że potrzebowałem szczerej rozmowy. I może rzeczywiście obecność nieznajomego była idealną do niej okazją?

- Okej, przekonałeś mnie. Przepraszam, byłem trochę wredny. Nie zrozum mnie źle, to niecodzienna sytuacja - zaśmiałem się niezręcznie, bawiąc się rękawem swojego swetra. Nie wiedziałem od czego zacząć ani co właściwie chciałem powiedzieć. Czułem po prostu, że gdzieś muszę wyrzucić ciężar, który od paru lat sam targałem na swoich barkach.

- Spokojnie, domyślam się. Sam trochę się przestraszyłem, gdy zobaczyłem, że nie jestem tu sam...

- No więc... - zacząłem ostrożnie, oblizując swoje wargi - mam całkiem... bardzo odpowiedzialną pracę. Jest ona spełnieniem moich marzeń. Wszystkim, czego pragnąłem od kiedy byłem nastolatkiem - uśmiechnąłem się pod nosem, wspominając to, jak ciężko pracowałem na to stanowisko - ale jest ona bardzo wymagająca. Do tego mam niezmiernie wymagającą narzeczoną. Przynajmniej mi się wydaje, że wiele ode mnie wymaga. Ale może jestem po prostu przewrażliwiony przez nadmiar stresu w pracy - wydusiłem z siebie, co wbrew pozorom wcale nie było łatwe. Z radością jednak stwierdziłem, że rzeczywiście poczułem się lepiej - od długiego czasu chowam się w sobie i staram się grać niewzruszonego. Trudno mi okazywać emocje, więc wolę założyć maskę i nie dopuszczać do siebie nikogo.

- Wiesz - nieznajomy zaczął, gdy tylko skończyłem mówić - czasem staramy się grać kogoś innego, aby się nim stać. Nie chcemy dać innym zajrzeć w prawdziwego siebie, bo boimy się tego, co mogą tam znaleźć. Boimy się, że przez to stracimy jakiś swój autorytet czy podziw ze strony innych - rzekł, a ja aż szerzej otworzyłem oczy. Jak on świetnie wiedział, co potrzebowałem usłyszeć...

- Masz rację. To chyba to... ale czemu miałbym się bać tego, co we mnie siedzi? Przecież nikogo nie zabiłem, nie mam nic ciężkiego na sumieniu...

- Każdy z nas ma jakieś swoje grzeszki - odparł po chwili namysłu - są po prostu sprawy, których się wstydzimy sami przed sobą, a dopiero co przed kimś. Zdarzają się sytuacje, których sami sobie nie jesteśmy w stanie wybaczyć i nie chcemy, aby przez przypadek wyszły one na jaw. Pomyśl, może zostałeś kiedyś zraniony? Może zaufałeś niewłaściwej osobie? Wszystko skądś się bierze.

- Skąd ty wiesz to wszystko? - spytałem w końcu, spoglądając w stronę, z której dobiegał głos.

- Bo sam zostałem bardzo zraniony. A niestety ból to najlepszy nauczyciel. Wybacz, muszę już iść.

- Już? - spytałem delikatnie zawiedziony, słysząc, jak się oddala - będę tu jutro o tej samej porze! - krzyknąłem, wpatrując się w ciemną dał i starając się ujrzeć chociażby zarys sylwetki nieznajomego - co za człowiek... - westchnąłem cicho, odwracając głowę z powrotem w stronę tętniących życiem ulic. Tym razem jednak w mojej głowie siedziały tylko i wyłącznie jego słowa.





jaki długi rozdział 😱😱

𝗠𝘆 𝗳𝗿𝗶𝗲𝗻𝗱'𝘀 𝗯𝗿𝗼𝘁𝗵𝗲𝗿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz